czwartek, 18 maja 2017

Obcy kontra reszta świata

Z pewnością każdy z Was ma znajomego, któremu bliżej do zakładu psychiatrycznego niż gąszczu życia publicznego. Jak w You're in Love with a Psycho śpiewa lider grupy Kasabian, takich wariatów jak na lekarstwo. To ubarwią najbardziej toporny temat i jednym gestem udowodnią, że życie jest mezaliansem logiki z  człekokształtnym chochlikiem. Nieznośna lekkość bytu w świecie doktrynalnej Idylli, a może clue Boskiej charyzmy. I kto tu ma nierówno pod sufitem? Wyrwane z kontekstu linijki możemy podpinać do woli, takiemu białe może być i czarne lub zielone. Dla pragmatycznego marudera słaby to kompan. Tak więc, w prywatnym życiu Panie Dani Alien Alves raczej nie ten sam team, ale dopóki w tym szaleństwie jest metoda to proszę o więcej czynnika PSI w skrajnie logicznym Turynie.

Bramkarze i lewi obrońcy- to podobno najbardziej obsadzone pozycje przez rozbrykanych lekkoduchów. Może i w latach 90 tych, bo kilku samozwańczych Napoleonów jak Cassano lub Super Mario zweryfikowali teorię o kondycji psychicznej pozostałych kopaczy. A bohater dzisiejszych wypocin? Prawonożny nie bez przypadku. Podobno prawa półkula mózgu odpowiedzialna jest za kreatywność, myślenie abstrakcyjne, wyobraźnię, zdolności muzyczne, plastyczne i artystyczne, intuicję, zarządza percepcją przestrzenną, mimiką i emocjami- jednym słowem za artyzm, w tym konkretnym przypadku kompletnie niekontrolowany. W zasadzie Freud mógłby odkryć nowe schematy osobowości ,a Nietzsche nawróciłby się na życie i zapisał do Kościoła. Bo ten facet jest jak wirus, gdziekolwiek się pojawi tam prążkuje. Zagwozdka godna naukowej Ligi Mistrzów, co się znajduje w głowie 34-letniego Brazylijczyka. Tatuaże-piłka-słońce-siesta-piłka-siesta, zgaduje choć pewnie prędzej trafię szóstkę w dużym totku...

Wariata może zrozumieć jedynie drugi wariat, pochodzący z tej sam planety, nadający na podobnych falach, z rozczytanym anagramem, nawet jeśli to bełkot. A jeśli tak, to zaczynam się martwić o swoje zdrowie. Łapiąc kontakt mentalny, swoistą nić porozumienia czuje bluesa. Boisko, trening, parking przed marketem, ogródek, restauracja obrośnięta gwiazdkami Michelin, nieistotne- świat to wielka piaskownica, czasami zabawek brak lub ktoś psuje imprezę, ale generalnie sedno jest proste- fun. Świat widziany oczami Dani`ego ma więcej barw niż kreator Photoshopa i więcej euforii od szczeniaka labradora. Z podejściem prostolinijnym można uznać byłego gracza Blaugrany za klasyczny przykład dużego dzieciaka, taki hipsterski Piotruś Pań, co wie czym jest ciężka praca i talentu nieskąpi.

Po Brazylijczyku dewiza- Wiek to stan umysłu sprawdza się w praktyce. Podczas gdy rówieśnicy dogorywają grając ogony lub poznają egzotykę all inclusive, z dala od poważnej piłki, gracz Juve kipi wigorem. Grający niemal od dekady wszystko, aż do czerwcowego fajrantu nadal może uchodzić za żywą reklamę Duracell. Początki i zimowa aura sprzyjały opcji Szwajcarskiej, znacznie pewniejszej i na oliwionej w sprawnych trybikach machiny. Lichy zyskiwał równą formą i dzięki żołnierskiej estymie posłannika. Niby było ok, ale w sumie i tak inna para kaloszy pasowała jak ulał. Jak woda i ogień, totalne przeciwieństwo swojego konkurenta, Allegri zamienił polisę na akcję sporego ryzyka. Miało być bardziej intrygująco, takie ksero Alexa Sandro tylko na drugą nogę, bo ograniczony do przodu Szwajcar ręcznego zwolnić nie potrafił, choć od czasu do czasu crossy potrafił zaadresować i żelaznych płuc nikt mu nie odmówi, to jednak prochu nie wymyśli. Przeciwnie, z formy ostała się formalina, na chwile obecną to najbardziej niepewny na boisku element bloku obronnego. Pomijając nieszczęsną Atalantę, (przecież to Włoski odpowiednik AS Monaco) i kilka pojedynczych wpadek, każdemu zdarzyło się naważyć piwa, jednak znaczny wzrost straconych bramek na flance byłego gracza Lazio jest aż nadto widoczny. 

Allegri w Dani Alvesu widzi nie tyle wartościowszą alternatywę wobec Lichy`ego, a lepszą wersję Cuadrado, zdecydowanie regularniejszą, jakościowo solidniejszą, bardziej opanowaną w działach i odpowiedzialną za defensywną robotę. Ustawiony w linii z Mandzu i Dybalą szczelnie uzupełniał narożnik strefy, ustawiony wyżej niż dotychczas wybudził Pipite z letargu środowych wieczorów. Na obecną chwilę, w Turynie nie uświadczy lepszego speca od gry na skrzydle. Może i wiekowy ale za to świadomy piłki jakby analizował każdy fragment meczu, bądź IQ miał na poziomie astronautów. W zasadzie, taki Dani Alves dzielnie broni pozycji czołowego prawoskrzydłowego, główny przodownik półfinałowej batalii z Francuzami pokazał, że nawet Lazio może w pojedynkę rozmontować.

Patrząc na Brazylijczyka człowiek zastanawia się jakim cudem Allegri udobruchał tą niespokojną duszę. Z ADHD ostały się śladowe ilości piłkarskiej paranormalni. Wyszydzanego i mianowanego parodysty zastąpił stary, dobry fullback, kompletny na swojej stronie i kolejny raz szczycący się życiową formą. I w tym miejscu odzywa się trzeci akapit. Zarówno coach Starej Damy jak i prawy obrońca Juve mają ze sobą więcej wspólnego niż ktokolwiek w kadrze. Zawładnięci manią zwycięstwa, nieco oderwani od rzeczywistości. Allegri nauczył się Dani`ego Alvesa, Dani Alves pojął czym jest Juve i że calcio nie musi oznaczać zwolnienia z wirtuozerskich fanaberii.  

Tytuł MVP tej wiosny rozstrzygnięty. Cokolwiek przyniesie deszczowe Cardiff, samba będzie najmodniejszym tańcem tego lata w Turynie, do repertuaru kin powrócą klasyki Stevena Spielberga, a spiskowe teorie o pozaziemskim pochodzeniu nabiorą świeżości. To jedna z najciekawszych historii jakie dopadły ród Bianconerich ostatnich lat. Człowiek niemal wypluty przez wielką Barcelonę, przygarnięty by pokazać, że miano zawodnika-denata jest absurdalne, może kolejny raz zawstydzić piłkarską Europę. Być może wszyscy ulegliśmy wariactwu, jednak ręka do góry komu ten stan nie odpowiada? Debatę o palmę pierwszeństwa wśród prawych defensorów uważam za zamkniętą- Dani Carvajal bezsprzecznie najlepszy, skoro Dani Alves pochodzi z innej planety.


Fino Alla Fine
Forza Juve

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz