środa, 16 czerwca 2021

Do upadłego- piłka nożna A.D. 2021

 

Spotkanie pomiędzy Danią a Finlandią przejdzie do historii. Niestety, nie z powodu piłkarskich emocji, bramek do których będą powracać kibice, czy też akcji godnych internetowych virali. To spotkanie pozostanie w pamięci jako walka o życie. Życie piłkarza ale przede wszystkim młodego człowieka który wygrał najważniejszy mecz w życiu. Nie chce zabrzmieć patetycznie, ale jest jak jest. Christian Eriksen gra dla Interu, przez lata oglądaliśmy go w barwach Spurs lub Ajaxu. Nigdy nie miał problemów kardiologicznych, nie przeszedł również COVIDu. Być może przykład Duńczyka jest nie właściwy, bo minut spędzonych na boisku w minionym sezonie nie miał aż tyle by należeć do grona najbardziej przemęczonych uczestników turnieju. Jednak w tym miejscu należy się zastanowić. Czy chcemy piłki jakościowej czy ilościowej? Bo jedno z drugim w parze nie idzie. 
 
Ten tekst nie będzie poświęcony Eriksenowi. Na szczęście powrócił do żywych i nie musimy pisać o najgorszym. Obecnie futbol rozpycha się jak tylko może by zająć wysokie miejsce w kategorii rozrywek. Dla mnie piłka nożna jest sposobem życia, rzeczą równie obecną jak obrączka małżeńska, albo poranna modlitwa. Dla wielu innych jednak jest sposobem na miłe spędzenie czasu. Kino, Netflix, wyjście do klubu lub na rolki. To właśnie z powodu  licznych możliwości na zabicie nudy piłka musi walczyć o swój kawałek tortu. Dla zatwardziałych kibiców ta walka jest nieistotna. Kibic Juve będzie oglądał Juventus niezależnie od tego jak spotkanie jest opakowane, czy jakość 4K będzie uwzględniać każdy detal, lub czy rywalem będzie mało prestiżowe SPAL. Kibicem się jest, nie bywa. To prawda oczywista jednak wymagająca podkreślenia. Jednak by załatać olbrzymie budżety potrzebne jest wejście na rynki dotychczas nie chętne dla futbolu. O danym klubie musi słyszeć zwykły zjadacz chleba. Czasem musi oglądnąć mecz, nabić wyświetlenia w social media a nawet zakupić okolicznościowy gadżet. 
 
Gdy przychodzi czas na wielki turniej piłką nożna interesują się wszyscy. Nagle celebryci stają się ekspertami i znawcami pełną gębą. Trudno znaleźć miejsce na ziemi które nie podało by się tej modzie. Wielkie turnieje przeszły do popkultury stając się nie tylko zjawiskiem sportowym ale i socjologicznym. Każdy chce utożsamiać ze swoimi bohaterami. Co za tym idzie, chce mieć swoich bohaterów na turnieju. Dlatego wielkie piłkarskie imprezy rosną jak na drożdżach. Pierwsze Euro składało się z czterech drużyn, w eliminacjach wzięło udział 16 ekip. Na tegoroczny europejski czempionat pojechał 24 zespoły, w eliminacjach uczestniczyło 55 drużyn. Co oznacza, że 43,6% ekip które przestąpiły do walki o awans pojawiło się na turnieju. Elitarność rozgrywek legła w posadach. Mundiale również zamieniają się McDonald`s. Z rozgrywek które pierwotnie liczyły 13 ekip w 2026 zamienią się na rozgrywki z 48 zespołami. 

Na wielki turnieju wyjazd przestał być wyróżnieniem samym w sobie. Co raz więcej ekip pokroju Panama czy też Trynidad Tobago jedzie na najbardziej prestiżowy turniej sportowy. Większa ilość zespołu to większa ilość meczy, co przekłada się na większą ilość transmisji, czasu antenowego i miejsca na lokowanie reklamy. To również otwarcie na nowe rynki. Mundial w Katarze odbędzie w blasku skandali. Rozgrywany w trakcie sezonów (wiem, na Mundialu nie ma tylko europejskich ekip) oraz z ofiarami w postaci ciał robotników pracujących w nieludzkich warunkach. Prawda o nadchodzącym Mundialu nie leży w geście FIFy. Organizacja która już kilka krotnie była posądzana o korupcję jawnie dąży do maksymalizacji przychodów. Kosztami są jak w przypadku Kataru ofiary ludzie ale i sami piłkarze jak i kibice którzy dostaną turniej znacznie gorszej jakości.

Wyobraźmy sobie festiwal. Headlinerami jest Kings of Leon, Kendrick Lamar, Ed Sheeran i Beyonce, natomiast by zając dobre miejsce przychodzimy już na pierwsze występy. Na scenie marne show zapewniają Edyta Górniak i Rafał Brzozowski. Jedna stać w upale trzeba bo odejście nawet na siku oznacza utratę dobrego miejsca. To właśnie Mundial 2026. Pełen przeciętności, przemęczonych piłkarzy i kibiców z portfelem tłustym jak pośladki Nicki Minaj. Bo kogo normalnego będzie stać na wyjazd do takiego kraju?

To tylko przykład. Pisany tendencyjnie ale założę się, że tak to będzie wyglądać. Poszerzenie rozgrywek od strony poza sportowej ma zwiększyć dochody. Wiadomo że jak w życiu tak i w sporcie- coś za coś. Dlatego za większą ilość piłki zapłacimy w postaci gorszych spotkań, częstych urazów piłkarzy i wyników których w normalnych warunkach nigdy byśmy nie poznali. To naturalne. 

Aby Drake wydał nowy album musi odpocząć od tras koncertowych, zamknąć się w studio i zrobić swoje. Tak samo jest z piłkarzami. Drużyna Andrei Pirlo była ciągłym poligonem. Miałem wrażenie, że trener próbuje w kolejnym meczu na nowo składać te same elementy układanki. Niestety, z tym samym skutkiem. Ok, mieliśmy wyjątkowe warunki. Okres pandemiczny a być może post-pandemiczny musiał się przełożyć na wyniki i trudności. Jednak zamiast znacznie skrócić rozgrywki jak chociażby Ligę Mistrzów do Final Four na neutralnym gruncie graliśmy po staremu. Finaliści Champions League mieli na koncie po 13 spotkań. Przy Final Four tych spotkań  było by o trzy mniej. Ktoś powie, że to niewielka różnica ale mimo wszystko oznaczało by większy odpoczynek, mniej podróżowania i choćby krótki czas na odpoczynek. Niewiele ale robi różnicę. 

Superliga została potępiona przez możnych tego świata. Uznano ich twórców za płaskoziemców i niemal wygoniono ze wspólnej piaskownicy. Sęk w tym, że Superliga jest pewną odpowiedzią na trendy panujące w komercyjnym sporcie. Jeśli zarabiać to po swojemu i dobrze. Zamiast dzielić się z ekipami które nie są na tym samym levelu lepiej dzielić pomiędzy sobą. Skoro kibic chce oglądać piłkę to trzeba mu ją pokazać w najlepszej postaci. Bo ilość nigdy nie zastąpi jakości. O ekipie Macedonii Północnej na tegorocznym Euro będą pamiętać tylko sami Macedończycy. O drużynach które powalczą o finał będą pamiętać wszyscy. To brutalna część ludzkiego umysłu. Pamiętamy tylko Breaking Newsy i rzeczy oderwane od rzeczywistości. Dlatego niezależnie od tego kto wygra turniej to za parę lat będę pamiętał dramatyczną walkę o życie Eriksena i czołowe ekipy. Bo czy myśląc o poprzednich czempionatach pamiętacie takie drużyny jak Łotwa czy też Albania?


Fino alla Fine

środa, 2 czerwca 2021

Lepsze jest wrogiem dobrego

 Jak głosi stare przysłowie- lepsze jest wrogiem dobrego. Gdy wygrywasz wszystko na krajowym podwórku to z czasem majowe popołudnie, kolejny medal na szyi i podniesiony puchar staje się jedynie obowiązkiem. Z sezonu na sezon można przywyknąć do tytułów, stają się normalnością, czymś co jest absolutnym minimum by sezon był co najmniej na zero. Minione rozgrywki pokazały rzeczywistość po przebudzeniu. Tytuł przepadł, pozostały dwa puchary pocieszenia i spory kac. Powrót Allegriego to najprostszy z możliwych sposobów na powrót do "normalności". Skoro włodarze Juve sięgają po człowieka który rzekomo nie nadawał się już do prowadzenia drużyny to znaczy, że ktoś w Turynie przedobrzył? 

W zasadzie era Ronaldo jaka przypadła na trzy ostatnie sezony można podzielić na rok Allegriego- przewidywalny do cna i dwa sezony które miały stworzyć coś atrakcyjnego. Ale z Ferrari nie zrobisz ciężarówki tak i z drużyny wyrafinowanej zrobienie kolejnej ekipy powalające na nogi swoją grą było wbrew naturze. Być może to leży w DNA Juve, zwycięstwo ponad wszystko. Calcio to nie łyżwiarstwo figurowe, nikt nie przyznaje tytułów za styl. Sarri miał piękną ideę, gra szybka, pełna polotu, pełna kombinacji i nie trzymająca się kurczowo schematów. W tym pomyśle wielu piłkarzy czuło się jak dziecko we mgle, tęsknota za starym porządkiem pełnym dopracowanej organizacji opartem na zbudowaniu wyniku i skutecznym graniu by nie popsuć tego co jest. Dla Sarriego było to niedopuszczalne. Piłka ma cieszyć, powodować emocje, sprawiać by ludzie zmęczeni po tygodniu ciężkiej pracy mają z przyjemnością zasiadać przed telewizorem  a potem w nocy rozpamiętywać kolejne spektakularne akcje. Wszystko piękne ale nawet najbardziej atrakcyjna gra nie cieszy gdy zwycięstw i kolejnych pucharów brak. Wprawdzie tego drugie nie brakowało bo kolejne scudetto trafiło do rąk Bianconerich ale i sam styl był daleki od oczekiwań a przygoda z Ligą Mistrzów dolała szalę goryczy. Małżeństwo Juve-Sarri było źle dobrane, to jak próba zeswatania dziewczyny z Warsaw Shore z chłopakiem ceniącym poezję, niedzielę spędzającą na obiadku u mamusi i porannej mszy. To było do przewidzenia, ale człowiek się jednak łudził....

Z Pirlo miało być inaczej. Człowiek który znał Juve z perspektywy piłkarza. Zupełny żółtodziób w roli szkoleniowca ale z etyką wielkiego piłkarza, prawdziwego wirtuoza rozegrania, zawodnika który pracował z wybitnymi trenerami od Lippiego po Ancelottiego. Andrea Agnelli liczył na taki sam błysk jakim Guardiola powalił piłkarski świat. Sam Pirlo okazał się trenerem bez wartości dodatniej. Prosta gra oparta na dośrodkowaniach Cuadrado i błysku Chiesy z trudem wystarczyła na czwartą lokatę. Z perspektywy czasu odbieram idee zatrudnienia Pirlo jako cięcie kosztów. Po wywaleniu Sarriego kolejny trener z dużym kontraktem nikomu nie był na rękę. Pirlo zarabiał grosze, więc owoce swojej pracy dostosował proporcjonalnie do swoich zarobków. 

Ale nie mogę być taki srogi. Nieudany sezon Juve to nie zasługa Andrei Pirlo, no może w pewnym stopniu ale jednak. Rzucenie na głęboką wodę człowieka który sprawdził się w roli konstruktora nie oznaczało że poradzi sobie jako pływak. Pirlo pierwotnie miał objąć drużynę U23, otrzeć się o nową profesję, poznać trudności, wymagania i wszelkie niuanse które jako zawodnik nie dostrzegasz. Podobno wyleczenie się z myślenia jako piłkarza wymaga najwięcej czasu, momentami drużyna Pirlo wyglądała jak on gdy robił swoje nawet gdy nie szło. Ale rola trenera to coś więcej niż ustalanie taktyki, decydowanie o wyjściowym składzie czy też przygotowanie drużyny na weekend. 

Pirlo stał się niewolnikiem. Był gdzieś pomiędzy obowiązkiem wygrywania a pomysłem na drużynę który nie gwarantuje wyniku przy pierwszym poznaniu. Przejął drużynę o wątpliwej jakości. Ktoś powie: "przecież nawet Sarri wygrał z nimi ligę". Ok, ze zdrowym Dybalą, Bentacurem który potrafi zrobić coś dobrego i mentalnością odziedziczoną po poprzedniku. Pokuszę się o stwierdzenie, że Pirlo miał jeszcze lepszy materiał ludzki. W tym momencie zaprzeczam sobie z początku akapitu, ale dostał Chiesę, Kulusevskiego po świetnym sezonie, De Ligtem który wyleczył się z głupich zagrań ręką we własnym polu karnym i Arthurem na którego rzekomo miał pomysł. Fabio Paratici po odejściu swojej drugiej połówki miał pole do popisu. Zdecydował się pójść drogą łysego kolegi, sięgał po piłkarzy o uznanym CV i darmową kartą zawodniczą. Tym sposobem do Turynu trafił Rabiot, Can i Ramsey. Pierwszy miał dobre i gorsze momenty, momentami ginął na boisku by potem błysnąć. Gdyby jednak oceniać całościowo pozycję francuza to jednak ciężko uznać go solidną część drugiej linii. Podobnie jak Can który mógł stać się idealnym następcą Khediry a zamiast tego notował serię błędów i nie potrafił się odnaleźć w żadnym z systemów. Ramsey miał być prawdziwym strzałem w dziesiątkę, piłkarzem gwarantującym dużą mobilność, grę w ofensywie i destrukcji- pan i władca drugiej linii. Coś co nie dawał żaden zawodnik z Serie A miał zapewnić Walijczyk, lecz zgodnie z tym co doświadczał w swojej karierze, znacznie częściej gościł w gabinetach lekarskich niż pomeczowych statystykach. Podobnie jak Ramsey z Gry o tron irytował swoją obecnością i stał się symbolem nieudanej polityki transferowej z czasów samowolki Paraticiego. 

Max Allegri chciał większej niezależności przy transferach. Dostał ją po dwóch latach nieobecności, w tym czasie druga linia stała się wytworem człowieka który chciał lepiej a jak wcześniej napisałem lepsze jest wrogiem dobrego. Tabela nie kłamie, środek pomocy nie kreował zagrożenia po bramką rywali, pokuszę się o stwierdzenie że większe pod własnym polem karnym. Na tle ligowych rywali wyglądaliśmy po tym względem żałośnie. Nawet Sassuolo nas zawstydzało wypuszczając duet Traore- Locatelli. Od momentu odejścia Marotty kadra stopniowo traci na jakości. Boki obrony dopuszczają do serii crossów, Cancelo w barwach City staje się czołowym obrońcom świata, dawne cele transferowe Juve jak Barella prowadzą Inter do tytułu, a u nas Bentancur wyrzuca nas z CL. A miało być tak pięknie.

9 lat to kupa czasu. Nawet w lidze ukraińskiej przyszedł kres panowania Szachtara Donieck. Gdy weżniemy topowe ligi to jedynie Bayern jest na dobre drodze by przebić nasze dokonania. Ząb psuje się od wewnątrz, tak i Juve zgniło o nieudanych decyzji, nietrafionych pomysłów i idei - by było lepiej niż dobrze. To nie rywale pokonali Juventus, a Juventus upił się na własnym weselu. Szkoda, ale powrót Allegriego oznacza powrót starego Juventusu. Może i przewidywalnego i nudnego. Ale Juventusu dla którego liczyć się tylko zwycięstwo. Styl zostawmy estetom

 

Fino alla fine.