piątek, 27 sierpnia 2021

Nie płaczę za Cristiano... ale żal mi Ronaldo

 

Wszystko ma swój koniec, a rok 2021 jest tego najlepszy przykładem. Koniec panowania Starej Ziemi na włoskiej ziemi, kres rządów Zbigniewa Bońka na krajowym podwórku, ostatni taniec Messiego w Barcelonie i pożegnanie z koszulką w czarno-białe pasy przez Cristiano Ronaldo. Było to kwestią czasu, wisiało w powietrzu jak bramka Serigio Ramosa w finale Ligi Mistrzów w Lizbonie. Po tłustych latach, przyszła posucha, kolejne scudetto było równie odległe co awans Polski na Euro. Dla piłkarza... wróć, dla takiego ego jakie posiada Portugalczyk każde miejsce poza pierwszym nie jest dopuszczalne. A skoro dla sterników Juve miniony sezon skończył pewną epokę to czas napisać kolejny, piękny rozdział, sęk w tym, że już innym piórem. Ktoś może rozpaczać bo największa gwiazda zespołu odchodzić za pięć dwunasta ale czy naprawdę jest sens?

 

Trzy lata temu większość z nas (bo zakładam że jeśli tu trafiłeś to jesteś kibicem Juve) radowała się z największego transferu w historii Serie A. Jeden z najlepszych piłkarzy świata, prawdziwa legenda, triumfator... można by tak wyliczać przez kilka linijek. Ale wystarczy napisać dwa słowa- Cristiano Ronaldo. Transfer budził nadzieje jak i obawy. Bo czy w wyrafinowanej machinie Allegriego odnajdzie się człowiek, który gra dla oklasków i uwielbienia? Czy były gracz Realu będzie skory do pressingu przez większą część spotkania bo liczy się tylko zwycięstwo a nie jego rozmiar? Czy uzna podstawową kwestię, że nie każdy będzie harował na jego konto? No właśnie, bywało różnie.

Przygoda Ronaldo w Juve to ciągłe wzloty i upadki. Od euforii jak piękne gole, seria kolejnych spotkań z bramkami na koncie i kolejnymi pucharami w CV po nieudolne przygody w Lidze Mistrzów i katastrofalny miniony sezon. Oglądając drużynę Pirlo nie mogłem odrzucić wrażenie, że to ostatni sezon Portugalczyka. Nawet gdy awans do CL stał się faktem byłem pewien- On odejdzie.

Dziwiła mnie cisza w obozie Ronaldo. Podczas gdy piłkarski świat żył kolejnymi doniesieniami o transferach PSG, powrocie Lukaku do Chelsea lub hitowej przeprowadzce Grealish`a w Turynie wszyscy skupili się na Locatellim. Teraz doświadczamy efektu ciszy przed burzą.  Prawdziwe trzęsienie ziemi właśnie opanowało Allianz Stadium. Odejść Ronaldo z jednej strony mocno zwalnia nadwyrężony budżet z kolejnych wyrzeczeń i ciągle zaciągania pasa (co może chociażby zaowocować większą swobodą w negocjacjach w sprawie nowej umowy Dybali), a z drugiej wywołać pustkę. Wiekowy Ronaldo to nadal wielki piłkarz, nie trzeba tego udowadniać liczbami, wystarczyło włączyć tv i zobaczyć końcówkę meczu z Udine. Wejść Ronaldo nie zmieniło gry, ale gdyby nie kilka centymetrów zapewniłoby trzy punkty na inaugurację. Jak mało kto potrafi robić różnicę, dawać wartość dodatnią która w wyrównanym meczu ma decydujący wpływ. Ale Ronaldo to także irytujące nieskuteczne dryblingi, seryjnie marnowane rzuty wolne, irytacja udzielająca się na całą drużynę i czysty egoizm podcinający skrzydła innym.

W jego odejściu dostrzegam serię szans. Że choćby dwie- trzy bramki wpadną z piłki stojącej przed polem karnym, rozwój Chiesy i Kulu nie będzie uwarunkowany od dostępności byłego gracza MU a  Dybala zyska centralne miejsce i wreszcie uwierzy że lepszego miejsca niż w  Juve nigdzie nie znajdzie.

Ostatnie sezony były podporządkowane idei Ronaldo w Juve. Być może gdyby nie Portugalczyk trafili by do nas tacy piłkarze jak Barella czy też Pellegrino. Wydatki na transfery były ograniczone. Dział księgowości zliczał każde euro by nie popaść w problemy z FFP, tak więc do klubu trafili piłkarze na których napalił się zarząd (patrz De Ligt, Chiesa) lub tacy za który trzeba było tylko płacić prowizje agentom. Wymiana Arthura Melo za Pjanića również wynikała z potrzeby pozyskania piłkarza o konkretnej specyfice lecz przy wydaniu jak najmniejszej sumy. Na ławce trenerskiej przewidywalnego Allegriego zastąpił nieokiełznany Sarri. Cel był prosty- ułatwić Cristiano pokazanie całego potencjału, efekt- kompletnie mierny. Bo nie da się z dnia na dzień nauczyć kota pływać tak i drużynę nastawioną od dziesiątek lat na zwycięstwo przestawić na efektowną grę jako podstawowy priorytet. Postawienie na Pirlo było już konsekwencją fatalnej sytuacji finansowej i motywu, że wielcy piłkarze nie potrzebują wielkiego trenera- bo czy takim zawodnikom jak Ronaldo ma ktoś mówić jak się gra w piłkę? No właśnie, drużyna to nie tylko Ronaldo tak więc i czwarte miejsce w poprzednim sezonie nie powinno dziwić.  

 Teraz do klubu wrócił Allegri. Ten sam który nie nadawał się już na trenera przed dwoma laty. Okazało się, że lepiej nie budować nowego domu tylko pomalować stare ściany i zmienić zasłony. Czy z CR7 miałoby to nadal sens? Nie do końca. Medialne pogłoski o końcu ochronnego parasolu i utraty statusu nietykalnego w wyjściowej jedenastce być może całkowicie rozwiały wątpliwości. Także i w głowie Portugalczyka. Jego odejście jest czysty wotum nieufności, utratą wiary w projekt Juve. Miała być wygrana Liga Mistrzów z trzecim klubem, kolejne Złote Piłki i status nieśmiertelności na kolejnej zdobytej ziemi. Zamiast tego jest piłkarz z krwi i kości. Który z galaktycznego stał się zupełnie ziemski.

Kilka tygodni temu wybuchła medialna burza pomiędzy ówczesnym prezesem PZPN a Jakubem Błaszczykowskim. W wymianie zdań na forum publicznym padło między innym określenie "piłkarza w 30%". Być może i my dostaliśmy jakieś 50-65% dawnego Ronaldo. Już bez rzutów wolnych po których szczena opada, dryblingów rodem z FIFy  i wygranych spotkań z zaliczonym hattrickiem. To co Cristiano przyniósł do Turynu dawno minęło, zainteresowanie całego świata, zwiększenie wartości klubu, status absolutnego topu pośród wielkich klubów. Było, minęło. Andrea Agnelli uznał w 2018 roku, że skoro ten przeklęty Ronaldo ponownie stanął nam na drodze po puchar z uszami to lepiej będzie go kupić a droga stanie się wolna. Niestety, może i droga była wolna lecz wóz za ciężki by go dopchać do mety.

 Żal mi utraty piłkarza który może w jeden moment zrobić więcej zamieszania niż inni przez dziewięćdziesiąt minut. Tacy jak oni nie rodzą się raz na kilka lat a na dziesiątki lat. Jednak druga strona medalu powoduje, że humor sam się poprawia. Juventus bez Ronaldo może ponownie stać się dobrze naoliwioną maszyną, gdzie DNA klubu jest ponad wszystko i wszystkich a robienie na siły z Turynu Barcelony lub Madrytu jest jedynie mrzonką.

 

 

 

Fino alla Fine