poniedziałek, 29 maja 2017

Voo Doo Lady

Ciao, ciao Scudetto- grzmiał wyrazisty nagłówek gazety, niczym zimna klepsydra nawołujący do żałobnej modlitwy. Requiem smutnych kolejek. Wszyscy mówili: Są na kolanach, krwawią bezradnością, rozbić nie tyle sportowo, co mentalne, z dna tabeli obserwują rozpędzone Napoli, zaraz nawet Liga Europy będzie poza zasięgiem. Goniąc duchy z Berlina szukają starej drogi, jakby na nowo identyfikowali pewien dziwnie znajomo brzmiący slogan. Jak apostołowie, dzielnie wierzący tifosi szukali zwiastowanego zbawienia. Ale, że nawet Sassuolo zadawało kolejne rany, to i następców świętego Piotra nie brakowało. Comeback z zaświatów funkcjonował w rozmiarach szaleństwa, herezji zaślepionych urokiem wielkiej miłości. Po wielkich miesiącach miodem i mlekiem płynących, Stara Dama utraciła serce, duszę, zmysły, pozostało ciało. Choć napędzane świeżą krwią, stawało opór tętniącemu życiu, jak gasnące światło w ciemnym tunelu. Podobno każda seria ma swój koniec, to i Juve zbliżało się do brzegu rzeki. A wiadomy, że aby odbić się od dna to trzeba najpierw spać na samo dno. 

Powrót do 2015 roku nie jest bez przyczyny. Wprawdzie zbieg okoliczność wyjątkowo ciekawy, lecz detale diametralnie inne. Primo, Juve na tle Hiszpańskiego giganta nie wygląda jak szaleniec nad przepaścią. Równie konkurencyjnie, a może i mające przewagę głodu totalnej Victorii. Recz dotyka konsekwencji lata 2015 i tego, co trzepot motyla nam przyniósł. Wybierzmy jakąkolwiek wielką drużynę ostatnich lat i wytnijmy najważniejsze organy. Zgon na miejscu pewny jak Amen w pacierzu. Może taki Bayern wybroniłby się  miejscem na podium, albo Barcelona łapiąc kontakt z czołówką jedynie iluzjonistycznie wybielając sumienie. Nikt jednak z sezonu okraszonego krajową dominacją i Europejskim podbojem, nie przeżył wymianę podstawowych narządów.  Nikt, poza Starą Damą....

W zasadzie lato 2015 było jedynie opłacaniem rachunku opaczności. Wymiana wiekowego tempomatu wisiała w powietrzu, taki Dybala również pojawia się raz na kilka lat. Odcinanie kuponów by za rok mierzyć się z tym samym problemem? W Mediolanie próbowali na raty, ale odsetki ich zjadły. Juve było spełnione w granicach możliwości. Niby kunszt Pirlo opierał się leciwej metryce, lecz co raz częściej zaciągał ręczny hamulec, brakowało opcji na lepsze jutro. Pogba jakby siedzący na walizkach, Morata wiszący, gdzieś pomiędzy Turynem, a Madrytem. Niemal w jednej chwili Juve przeszło wstecz o kilka lat. Tracąc mózg, stało się ogłupiałe i infantylne, tracąc serce przestało wierzyć w swoje credo, gubiąc kończyny utraciło płodność i środki na wybawienie. Bezradni, osowiali, chwilami wręcz durni. Surrealistyczny obraz przewijał się tygodniami. Od Udine po Frosinone, Allegri robił dobrą minę do złej gry, wyglądał jak Krzyś z filmu Psy- "Nie mam k...wa broni" zdawał się mówić, momentami trudnił się wskrzeszeniem Frankensteina. Niby daje oznaki życia, choć tętna brak. 

Tamten Juventus umarł, patenty Conte nie pasowały do tali kart, nowo obsadzone rolę długo szukały właściwej scenografii, a brak rotacji był niczym biała flaga, w zasadzie już miotając na wietrze. Kostucha czyhała w gabinecie włodarzy, "Allegri zostaje". Wiara na powtórkę z 2002 roku, lub świadomość, że gorzej być nie może. Transplantacja stała się faktem, nawet jeśli kosztem sezonu. W tym miejscu mógłby nadal bawić się w wspominki i pochwały nad Bianconeri. Powstali jak Feniks z popiołów, zjedli peleton bez rozpędu, nadal mało. Agnelli i spółka zburzyli i wybudowali na nowo, fundamenty bardziej solidne, mury jeszcze grubsze, surowiec jakościowo do przodu. Opcje długoterminowe, miały swoją rację bytu, nawet jeśli "na dziś" wydają się kredytem dużego ryzyka. W takim razie, wybory obiecujące, lecz z pewnością nieklarowne, Marotta, co skąpstwem mógłby konkurować ze Szkotem rozpoczął czas żniw. Było na bogato, Alex Sandro, Paulo Dybala, Mandzukic, Khedira, Cuadrado, syty zastrzyk, dziś nierozłączny element enklawy Allegriego. 

Założenie było proste, przejść jak najszybciej do rzeczywistości, co w Turynie oznacza walkę o Scudetto i solidną pozycję w Europie. I choć początki były opłakane, to do pełni realizacji założeń zabrakło kilku minut w Monachium. Swoisty kamień milowy pod tegoroczne Voyage, lekcja trzeźwego stąpania po  ziemi, że na Europę jeszcze trochę brakuje. Wypadkowa A.D. 2015 dla była Allegriego wyjściem z cienia, zrzuceniem balastu "następcy Conte". Na własny rachunek łatwiej było igrać z ogniem i iść pod prąd. W zasadzie z nową drużyną pokazał się jako trener docelowy, osoba z własną wizją, świadoma sytuacji, umiejętnie reagująca na boiskowe realia, co nie tylko pociągnie wóz, ale wymyśli nowy środek transportu. Kibice przestali się zastanawiać "Co by zrobił Conte?", Juve ewoluowało, kierunek powoli nabierał zarysu, choć wiadomo było, że zmierza we właściwym kierunku. Elastyczność raczkowała, jakby po roku miał "swoją" drużynę, zupełnie dostosowaną pod własne "ja", kreowaną niemal na zamówienie.  

W poszukiwaniu analogii pojawił się Dybala, nurt dobrze znany. Nie nowy Tevez, a Del Piero, inni dostrzegali młodego Baggio, to on wyleczy Juve z bezpłodności. Nowe serce zawieszone w sferze sacrum, trudne do klasyfikacji, lecz mające DNA Starej Damy. Cuadrado? Dopełni gorycz fantazji, lepsza wersja Llorente- Mandzukic napełni walką nawet gdy inni padną, bo inaczej nie potrafi, Khedira jak przystało na produkt made in Germany solidności nie poskąpi. Podwaliny pod drużynę ,gdy Pjanića i Higuaina nie było jeszcze na horyzoncie. Gdzieś w tym wszystkim brzegi rwała natura Juve. Wyrafinowana i cierpliwa, tego nie dało się zmienić, jak bestii nie oduczymy naturalnych pociągów, tak i Starej Damy nie pozbawimy estymy dojrzałego mistrza.

Pamięć bywa zgubna, liczy się to co jest teraz. W euforii dnia dzisiejszego łatwo zapomnieć o  chwilach, gdy Juve było bliżej do przeciętności, niż nieziemskiej pozycji. Wprawdzie nie widzę powtórki zabiegu po finale w Cardiff, zbyt solidnie stoi ta forteca, by ponownie legła choćby na "5 minut". Lato z przed 2 lat zahartowało Juve, niczym szlachetną stal gotową na kolejne bitwy, zbudowało pozycję wielkiego Allegriego, nauczyło żyć w nowych warunkach, oczyściło niczym wody Gangesu. Naturalna kolej, wymiana starszych podzespołów, rozwój zgodny z tendencją, bo kto stoi w miejscu cofa się. Wreszcie, zabieg wymiany podstawowych organów mógł albo zabić obecną dynastię, lub doprowadzić do kolejnych skalpów. Z pewnością, w każdym innym wielkim klubie skończyłoby się na opcji numer jeden, ale nie w Turynie.


Fino Alla Fine
Forza Juve 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz