środa, 19 kwietnia 2017

Łopatologiczna metafora

A gdyby tak, zamiast uprzykrzać życie głodnym bramek łowcom, obrońcy zaczęli trudnić się uprawianiem polityki? Taki David Luiz- niestabilny poglądowo mógłby krzepić nowe idee, podatne na chwilowy bieg zdarzeń. Mats Hummels- uporządkowany konserwatysta, studzący fantazję wybujałych kompanów. Gerard Pique- populistyczny wyznawca teorii spiskowych, za pięć dwunasta gotowy do wzniecenia rebelii. Podobno jaki jesteś na boisku, takim jesteś człowiekiem. Niegdyś Giorgio Chiellini`mu przypiąłem łatkę- piłkarskiej Szwajcarii. Były to początki byłego piłkarza Fiorentiny w barwach Juve, a nijakość płynęła ciężkim strumieniem. Nawet lawina złej maści ma pozytywnie uchybienia. Skoro piszą lub gadają to coś jest na rzeczy. Jednak wówczas, kolorytu nie brakowało, tym bardziej jakości, to i Chiellini`m można było powiedzieć- Cichosza. Po ponad dekadzie od mylnej oceny bije się w pierś- mea culpa. Toż to imperialista pełną gębą, z ideą prostą jak koncepcja cepa. 
Pomimo, że dzisiaj trudno wyobrazić sobie szkielet Starej Damy bez Chillini`ego, nadal mam dysonans pomiędzy tym co widzę co weekend, a pierwszym wejrzeniem skrupulatnego cenzora. Jako klasyczny wzrokowiec, długo leczę się z mylnego wrażenia, z rzadkością wypieram pierwsze wrażenie. Pułapka umysłu również sięgnęła początków wychowanka Livorno. Sympatia z przymusu,  o wyższych uczuciach tym bardziej nie było mowy. Bo jak tolerować Pinokio w skórze osiedlowego łobuza? Rzucony na lewą stronę defensywy był niczym Marcin Gortat w Fiacie 126p, do unikatowego grona na czele z Cannavaro, Thuram lub Zambrotty, aspirujący jedynie poprzez pryzmat nieomylnego oka Moggi`ego. Wówczas ciężko było poważnie traktować Chielliniego jako zabezpieczenie defensywy na długie lata. Mozolnie łapiący frycowe, rokujący co najwyżej "średnio", w  tamtym Juventusie był niezidentyfikowaną przeciętnością. A jednak,boisko weryfikuje.
Z czasem, toporny wojownik stał się metaforą "nowego" Juventusu. W realiach Serie B i powrotu do elity, wciąż pasujący do obrazka, jakby wodził wzrokiem za głównym nurtem. Śmiem twierdzić, że Calciopoli stworzyło Chielliniego z prawdziwego zdarzenia. Ubytek konkurentów i ogrywanie na peryferiach poważnej piłki, siłą rzeczy skok jakościowy musiał przyjść... Ale, że tak od razu Maestro? Być może gdyby nie Antonio Conte, Kielon gasiłby światło nie znając smaku Scudetto. Przecież w warunkach powracającego hegemona czyhał na rywala niczym kostucha w ciemnym korytarzu. Dawka piłkarskiego kanibalizmu, bądź prymitywna lekcja calcio dla nowicjuszy. Zwał jak zwał, lecz do klasyków gatunku brakowało  równie sporo co Juventusowi do powrotu na szczyt. Piłka może przejść, ale rywal już nie- defekt truizmu na którym Artjoms Rudņevs zrobił magistra.

Z pewnością wielu się nie zgodzi, ale jeszcze parę lat temu Kielon był przeszkodą klasy B. Nazwany przez Ibrachimović`a płaczliwym aktorem, grę na alibi uczynił swym konikiem. Z sezonu na sezon tracił na reputacji obrońcy klasy światowej. Gigi Buffon brał poprawkę na tendencję Chielliniego do dziwacznych decyzji, wliczając w ryzyko zawodowe ofensywne zapędy lub przeszarżowane wybryki we własnym polu karnym. Punkt zapalny lecz nie zabija. Grunt, że potrafi spacyfikować rywala i wyprowadzić piłkę z dokładnością urodzonego playmakera. Było, minęło, z biegiem lat Chiellini okrzepł na tuza swej pozycji. Nieustępliwy, przebiegły w decyzjach, mądrze przeliczający limit błędu, do bólu wyrafinowany. Człowiek skała, pękniesz lub klękniesz. To jest pewne.
Utarło się, że Chiellini egzystuje na wysokich nutach jedyne w tercecie BBC. Gdybym był Tomaszem Hajto, przytoczyłbym empiryczny wskaźnik wartości dodatniej wspomnianego tria, jednak talent matematyczny uboższy, więc oprę się jedynie na wzrokowym wskaźniku. Chiellini z umiłowania chełbi wielkie mecze, gdy rywal przyziemny to lekkoduch wkrada się w szeregi. Wiadomo, Pan Magister, to i banalne idee nie są dla niego. Zarówno w wariancie BBC jak i klasycznej dwójki z tyłu, pewny w granicach rozsądku. 32-letni defensor ma swoje za uszami, to straci z radaru, to z oceną sytuacji wyjdzie abstrakcji doktorant. Mankament pierwotny- rzadko bywa uciążliwy, gdy ma się przy boku anioła stróża w postaci Andrei Barzagliego. Inne grzeszki lub wszelakie drzemki również ujdą płazem, jak w związku ze sporym stażem, nobody is perfect. Moc oparta na minimalizacji niedociągnięć i eksploatacji warsztatu z domieszką rutyny. Być może do elity najbardziej poczytnych defensorów epoki wbił się nieco na krzywy ryj, ale beau monde- to zawsze brzmi dostojnie.
Czapki z głów dla tego, co latem 2005 roku widział w rosłym młokosie materiał na zaporę twardszą od murów Koloseum. Dla wytrawnych wyznawców calcio, obecne pokolenie Il difensore budzi jedynie sentyment za ubiegłą epoką. Czasami gdy Gigiego Donnarummy nie było jeszcze na świecie, Milan Sacchiego zawstydzał Europę, a w ojczyźnie catenaccio swoje murale stawiali Maldini, Costacurta lub Fabio Cannavaro. To na relikwiach owej epoki oparto fundamenty późniejszej złotej ekipie Fabio Capello i ulepiono na nowo klasycznego Difensore centrale. Z przytoczonej epoki wywodzi się również ten, który defensorem z krwi i kości stał się dopiero po latach topornej kindersztuby. Może momentami zbyt trywialny, jakby z łopatologiczną precyzją tłumaczył anegdoty z młodzieńczych czasów. Pozwalający przeciwnikowi na złapanie tchu, tylko po to by powetować sobie cała zabawę ciemiężoną jatką. Troll nad trollami, zresztą, głowę ma nie od parady...



Fino Alla Fine
Forza Juve 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz