Nieodzownym
elementem transmisji meczów Juve na kanałach
Eleven w tym sezonie jest teza o wyrafinowanej naturze Bianconierich.
„Juve to drużyna
która we właściwym
momencie z chłodem
wbija nóż
w plecy rywali”- grzmią
słowa duetu
Święcicki-
Kaplica. Choć
owemu duetowi przypisuje laurkę
numero uno
wśród
ekspertów młodego
pokolenia calcio to jednak ta opinia nawet zatwardziałemu
Juventi nieco wadzi... Bo czy Starej Damie przystoi przybierać
szaty z niższej
półki na
niedzielne popołudnie, nawet jeśli to spacer?
Gdy
12 miesięcy temu Juve
wspinało się
w górę tabeli wszyscy
mieliśmy świadomość,
że obrazki z początku
sezonu to jedynie wypadek przy pracy. I choć wielu wątpiło w
przyszłość Allegriego na J-Stadium, a krytyka wobec letnich
poczynań transferowych przybierała na sile to co poniektórzy
dostrzegli, że drużyna
potrzebowała jedynie
czasu do poskładania
nowych elementów, zaadaptowania nowych zawodników i wskoczenia na
właściwe
tory. Męczarnie z
pierwszych kolejek szybko przerodziły
się w zabójczy walec
przed którym drżała
cała liga. Stara Dama
grała skutecznie,
konsekwentnie z właściwą
intensywnością
i co ważne- po prostu
mądrze.
Przed
startem nowych rozgrywek liczyłem,
że nie będę
drżał
o poziom zaangażowania
bianconerich. A jednak, od początku
kampanii 2016/17 Juve wygląda
jak prawdziwa Dama dla której Italia stała
się za ciasnym zakątkiem
próżności.
Z przypisaną rolą
100% faworyta, drużyną
o potencjale zdecydowanie przewyższającą
możliwości
Serie A, mentalnością
i doświadczeniem
prawdziwych mistrzów, można
by uleć przyjemnemu
wrażeniu, że o to
drużyna która w trybie
„economy”
przemaszeruje przez 38 kolejek i bezkolizyjnie po raz 6 z rzędu
sięgnie po scudetto. I
choćby nie wiem jak
dwoili się i troili w
Rzymie, Neapolu i Mediolanie biegu tej rzeki zmienić
nie można.... Czy aby na
pewno?
Mam
pewien dysonans gdy obserwuje grę
Juve w tym sezonie. „Zabijanie” spotkań
z oczekiwaniem na końcowy
gwizdek, toporne bazowanie na jakości
liderów jak w meczu z Chievo lub niewytłumaczalne
wpadki na wyjazdach. Na pierwszy rzut oka, wszczynanie alarmu jest
bezpodstawne. Pewna pozycja lidera, awans z pierwszego miejsca w
Lidze Mistrzów. Stara Dama jest tam gdzie powinna być.
Mniej kolorowo wygląda obraz samej gry. Max Allegri stał
się więźniem
słowa „rotacja”,
niemal co mecz nowa jedenastka, mniej lub bardziej zależna
od sytuacji kadrowej. Oczywiście,
jest to odpowiedź na
szacowanie sił,
wykorzystywaniem potencjału
całej kadry i łataniu
dziur. Uraz Dybali uspokoił
niecierpliwego Mandźukicia,
ubytki BBC dały szansę
jakże długo
wyczekiwaną dla Ruganiego, a marności
nad marnościami w środku
pomocy łatał
Sturaro równie dosadnie jak nowa fryzura reprezentanta Włoch.
O ile dewizą Conte było
zgrywanie teamu i nie grzebanie gdy nie było
potrzeby to były
szkoleniowiec Milanu nie dał
szansy duetowi HD by zawstydził
Italię. Najdroższy
atak w historii Juve siłą
rzeczy „powinien” być
eksploatowany gdy tylko jest ku temu możliwość.
Jak
pokazało spotkanie z
Torino, Juve przyparte do muru potrafi kąsać. Zabójcze wejście
Dybali i Pipita robiący
„swoje”, środek pola
w pełnym szyku (sorry
Pjanić) i bez hamulca
ręcznego w postaci
pozornego wsparcia Hernanesa. Reakcja której brakowało gdy Asamoah
notował asystę w Mediolanie, a Giovanni Simone urządził sobie
ucztę w polu karnym Juve. Daleki jestem od wychwalania mistrzów
Włoch za ostatnie 90
minut. Ale być może
Allegri znalazł właściwy
balast, między motywacją,
bądź co bądź bogactwem kadry a taktycznym wariantami? Być
może Dybala znaczy dla
gry Juve dużo więcej
niż nasz szkoleniowiec
uważa i reprezentant
Argentyny przestanie być obdarzany przesadną troską? Być
może ligowe porażki
to frycowe które trzeba zapłacić
w każdym mistrzowskim
sezonie? Zakładam, że
wygrana w Derby della Mole to przełomowy
moment sezonu 2016/17, a mecze wyjazdowe nie będą
psuć krwi kibicom
Juventusu. Trudno o lepszy moment na pobudkę
jeśli nie przed
najważniejszym spotkaniem
tej jesieni.
O
tym, że Juventus ma wielki potencjał wiedzą wszyscy. Chyba każdy
kto obserwuje zmagania Serie A dostrzega minimalizm Bianconerich.
Granie ligi na pół
gwizdka to igranie z ogniem. O ile porażka
z Milanem może być
po części rozgrzeszona
przez błędy sędziowskie
to klęska z niemrawym
Interem i szok w Genoi nie można
usprawiedliwiać. Do miana
killera trzeba dołożyć
konsekwencje, wyrafinowanie nie tylko od święta
i pełną
koncentrację. A z tym
bywało różnie.
Juventus ma wiele twarzy. Zmiana systemu gry z meczu na mecz, w
trakcie meczu, lecz najczęstszym obliczem jakie widzimy w ostatnich
tygodniach jest skąpa oszczędność. Być
może szukam dziury w
całym, a gra Juve z
kilkoma wyjątkami nie
zasługuje na krytykę.
Lecz w kontekście
sobotniego starcia z Romą
nie chce widzieć Rzymian
z zaledwie jedno punktową
stratą. Oby Juve, głodne
i pobudzone wyciągnęło wnioski i nie czekało do marca na
fajerwerki bo Liga Mistrzów to nie jedyny wyznacznik udanego sezonu
a scudetto nikt Starej Damie bez walki nie odda, niezależnie od jej
powabu i klasy.
Fino
alla fine, Forza Juve
świetny tekst o prawdziwej Damie :)
OdpowiedzUsuń