czwartek, 15 grudnia 2016

Stara Dama o wielu twarzach

 
Nieodzownym elementem transmisji meczów Juve na kanałach Eleven w tym sezonie jest teza o wyrafinowanej naturze Bianconierich. „Juve to drużyna która we właściwym momencie z chłodem wbija nóż w plecy rywali”- grzmią słowa duetu Święcicki- Kaplica. Choć owemu duetowi przypisuje laurkę numero uno wśród ekspertów młodego pokolenia calcio to jednak ta opinia nawet zatwardziałemu Juventi nieco wadzi... Bo czy Starej Damie przystoi przybierać szaty z niższej półki na niedzielne popołudnie, nawet jeśli to spacer?
Gdy 12 miesięcy temu Juve wspinało się w górę tabeli wszyscy mieliśmy świadomość, że obrazki z początku sezonu to jedynie wypadek przy pracy. I choć wielu wątpiło w przyszłość Allegriego na J-Stadium, a krytyka wobec letnich poczynań transferowych przybierała na sile to co poniektórzy dostrzegli, że drużyna potrzebowała jedynie czasu do poskładania nowych elementów, zaadaptowania nowych zawodników i wskoczenia na właściwe tory. Męczarnie z pierwszych kolejek szybko przerodziły się w zabójczy walec przed którym drżała cała liga. Stara Dama grała skutecznie, konsekwentnie z właściwą intensywnością i co ważne- po prostu mądrze.
Przed startem nowych rozgrywek liczyłem, że nie będę drżał o poziom zaangażowania bianconerich. A jednak, od początku kampanii 2016/17 Juve wygląda jak prawdziwa Dama dla której Italia stała się za ciasnym zakątkiem próżności. Z przypisaną rolą 100% faworyta, drużyną o potencjale zdecydowanie przewyższającą możliwości Serie A, mentalnością i doświadczeniem prawdziwych mistrzów, można by uleć przyjemnemu wrażeniu, że o to drużyna która w trybie „economy” przemaszeruje przez 38 kolejek i bezkolizyjnie po raz 6 z rzędu sięgnie po scudetto. I choćby nie wiem jak dwoili się i troili w Rzymie, Neapolu i Mediolanie biegu tej rzeki zmienić nie można.... Czy aby na pewno?
Mam pewien dysonans gdy obserwuje grę Juve w tym sezonie. „Zabijanie” spotkań z oczekiwaniem na końcowy gwizdek, toporne bazowanie na jakości liderów jak w meczu z Chievo lub niewytłumaczalne wpadki na wyjazdach. Na pierwszy rzut oka, wszczynanie alarmu jest bezpodstawne. Pewna pozycja lidera, awans z pierwszego miejsca w Lidze Mistrzów. Stara Dama jest tam gdzie powinna być. Mniej kolorowo wygląda obraz samej gry. Max Allegri stał się więźniem słowa „rotacja”, niemal co mecz nowa jedenastka, mniej lub bardziej zależna od sytuacji kadrowej. Oczywiście, jest to odpowiedź na szacowanie sił, wykorzystywaniem potencjału całej kadry i łataniu dziur. Uraz Dybali uspokoił niecierpliwego Mandźukicia, ubytki BBC dały szansę jakże długo wyczekiwaną dla Ruganiego, a marności nad marnościami w środku pomocy łatał Sturaro równie dosadnie jak nowa fryzura reprezentanta Włoch. O ile dewizą Conte było zgrywanie teamu i nie grzebanie gdy nie było potrzeby to były szkoleniowiec Milanu nie dał szansy duetowi HD by zawstydził Italię. Najdroższy atak w historii Juve siłą rzeczy „powinien” być eksploatowany gdy tylko jest ku temu możliwość.
Jak pokazało spotkanie z Torino, Juve przyparte do muru potrafi kąsać. Zabójcze wejście Dybali i Pipita robiący „swoje”, środek pola w pełnym szyku (sorry Pjanić) i bez hamulca ręcznego w postaci pozornego wsparcia Hernanesa. Reakcja której brakowało gdy Asamoah notował asystę w Mediolanie, a Giovanni Simone urządził sobie ucztę w polu karnym Juve. Daleki jestem od wychwalania mistrzów Włoch za ostatnie 90 minut. Ale być może Allegri znalazł właściwy balast, między motywacją, bądź co bądź bogactwem kadry a taktycznym wariantami? Być może Dybala znaczy dla gry Juve dużo więcej niż nasz szkoleniowiec uważa i reprezentant Argentyny przestanie być obdarzany przesadną troską? Być może ligowe porażki to frycowe które trzeba zapłacić w każdym mistrzowskim sezonie? Zakładam, że wygrana w Derby della Mole to przełomowy moment sezonu 2016/17, a mecze wyjazdowe nie będą psuć krwi kibicom Juventusu. Trudno o lepszy moment na pobudkę jeśli nie przed najważniejszym spotkaniem tej jesieni.
O tym, że Juventus ma wielki potencjał wiedzą wszyscy. Chyba każdy kto obserwuje zmagania Serie A dostrzega minimalizm Bianconerich. Granie ligi na pół gwizdka to igranie z ogniem. O ile porażka z Milanem może być po części rozgrzeszona przez błędy sędziowskie to klęska z niemrawym Interem i szok w Genoi nie można usprawiedliwiać. Do miana killera trzeba dołożyć konsekwencje, wyrafinowanie nie tylko od święta i pełną koncentrację. A z tym bywało różnie. Juventus ma wiele twarzy. Zmiana systemu gry z meczu na mecz, w trakcie meczu, lecz najczęstszym obliczem jakie widzimy w ostatnich tygodniach jest skąpa oszczędność. Być może szukam dziury w całym, a gra Juve z kilkoma wyjątkami nie zasługuje na krytykę. Lecz w kontekście sobotniego starcia z Romą nie chce widzieć Rzymian z zaledwie jedno punktową stratą. Oby Juve, głodne i pobudzone wyciągnęło wnioski i nie czekało do marca na fajerwerki bo Liga Mistrzów to nie jedyny wyznacznik udanego sezonu a scudetto nikt Starej Damie bez walki nie odda, niezależnie od jej powabu i klasy.




Fino alla fine, Forza Juve


1 komentarz: