środa, 28 grudnia 2016

Arrivederci voi Allegri? Rozwód po włosku czyli o sytuacji trenera słów kilka

Kto liczył na spokojne zakończenie 2016 roku na J-Stadium musi być bardzo zawiedziony. Nieudana wyprawa po kolejnych puchar, kontuzja bezcennego Alexa Sandro, spędzające sen z powiek doniesienia dotyczące największe skarbu drużyny- Paolo Dybali. Stara Dama nie ma zamiaru schodzić z czołówek gazet. Świeżynką wśród medialnych doniesień stał się melodramat „Allegri żegna się z Juve”. I jak przystało na rasowy tasiemiec, do czerwca będzie o czym ćwierkać na Twitterze. 
Z pozoru, w obozie bianconerich pełna harmonia. Lider z bezpieczną przewagą, awans do fazy pucharowej w LM, skuteczna grudniowa kampania w lidze, a i o estetykę boiskową można być spokojnym. Jak na rodzinnej fotografii wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni. Turyńska sielanka zdaniem włoskich mediów ma jednak coraz więcej rys, a jej Dyrygent stąpa po kruchym lodzie. Wprawdzie wyniki bronią trenera lecz atmosfera wokół nich staje się coraz gęstsza. Nie sądzę by notowania Allegriego były wysokie u swoich podopiecznych. Sam Dybala stwierdził, że coach Juventusu nie jest jego ulubionym trenerem lecz darzy go szacunkiem. Mam wątpliwości czy sam szacunek wystarczy by pchać ten wózek nadal...

Być może nie byłoby owego szumu gdyby nie klęska w Superpucharze Włoch i wyładowanej frustracji na swoich piłkarzach przez Allegriego. Wprawdzie nie po raz pierwszy możemy usłyszeć o napięciach na linii były szkoleniowiec Milanu- zarząd Juve lecz po raz pierwszy sytuacja jest na tyle poważna by media sypały jak z rękawa potencjalnymi następcami. Allegri jest trzecim trenerem w erze Agnelli`ego. Przejmując analogię z relacji damsko-męskich, pierwszy związek okazał się kompletną klapą. Lecz i z niej można było wynieść pewne pozytywy. „Małżeństwo” z Conte nie przetrwało próby czasu. Tą „trzecią” stał się Marotta i jak to w związku, troje to o jeden za dużo. Allegri szybko odnalazł właściwe miejsce, nie wychodząc przed szereg, cierpliwie czekający na oczekiwanych graczy, gwarantujący wymagane wyniki. Związek z perspektywami, do czasu...

Przybycie trenera pochodzącego z Toskanii do Juve było wyjątkowe chłodne. Zakochani w wielkim generale- Antonio Conte wręcz namaszczonego przez tifosich na turyńskiego Sir Alexa Fergusona, kibice niechętnie spoglądali na trenera z Livorno zwolnionego w złym stylu z Milanu. Postrzegany jako strażak, opcja tymczasowa i jak przystało na strażaka szybko ugasił pożar. W mojej ocenie niedoceniany, z łatką przeciętnego trenera. Trenerskie CV przeczy obiegowej opinii. Dokonania byłego szkoleniowca Milanu na J-Stadium są imponujące. Kontynuując dominację na Półwyspie Apenińskim dorzucił kolejne dwa scudetto do dorobku Starej Damy. Zwiększając hegemonie o kolejne dwa puchary Włoch i jeden superpuchar. Wreszcie, Allegri osiągnął coś, do czego aspirował jego poprzednik- sukces na europejskiej arenie. Porażka w Berlińskim finale zdaniem wielu to wciąż za mało, lecz od 2003 roku Stara Dama niebyła w stanie zbliżyć się do takiego wyniku.

Czy Allegri jest lepszym trenerem od Conte? Daleki jestem od takiego stwierdzenia. W prawdzie skuteczność piłkarzy Juventus pod wodzą „Maxa” jest minimalnie lepsza- 69,17% do 67,5% na korzyść obecnego trenera Juve ale drużyny obu trenerów dzieli już dużo więcej. Zdecydowanie lepsza jakość piłkarska, gotowy materiał- to wszystko co Allegri zastał po swoim poprzedniku. Kiedy obecny coach Chelsea musiał posiłkować się półśrodkami typu Giaccherini lub Borriello, jego następca może przebierać bogactwem kadry. Bardziej elastyczny i chłodny, nieco bardziej przy ziemski, na „dzień dobry” przyswoił sobie prostą maksymę- „Nie zburzyć tego co jest i dodać coś od siebie”. Taka idea przyświecała od początku pobytu na Corso Galileo Ferraris. Odejście od 3-5-2 wymagało czasu ale i właściwych środków, Allegri z czasem wpajał w drużynę swoje własne „ja”. I dziś to jego piętno przebija się na murawie.

Media przekonują, że czas obecnego trenera Juve minął. Jeszcze gorsze nastroje wokół Allegriego panowały rok temu, gdy drużyna była bliska dna. A jednak, kredyt zaufania został spłacony z nawiązką. Jeśli wierzyć pogłoskom, powody rozstania wykraczają poza boiskowe realia. A więc, rozwód bez orzeczenia winy.

Od kilku godzin mamy klasyczną karuzelę trenerską. Począwszy od niedorzecznych kandydatur jak oddany Internista z krwi i kości- Diego Simeone, piąty Beatles- Jurgen Klopp, na starych znajomych jak zacny Claudio Ranieri. Najpoważniejszy zdaniem włoskich mediów- Paulo Sousa. Portugalczyk powoli żegna się z Artemio Franchi. Były bianconeri z powodzeniem pracował na Węgrzech, Izraelu a z FC Basel sięgnął po mistrzostwo Szwajcarii. Z drużyną Florencji miał przeskoczyć nieosiągalną przez ostatnią dekadę barierę czwartego miejsca. Wyniki ACF jak i gra dalekie są od oczekiwań, drużynie brakuje stabilizacji i spokoju. Drugi w wirtualnej kolejce jest obecny trener AS Monaco- Leonardo Jardim. Wenezuelczyk na południu Francji stworzył ofensywną bestię, grając ładną dla oka i efektywną piłkę Monaco ma wciąż realne szanse na mistrzostwo Ligue 1 ale czy trener bez doświadczenia Serie A mógłby kontynuować budowanie Turyńskiego imperium? Ostatni z grona medialnych kandydatów- Eusebio Di Francesco. Pochodzący z Pescary 47-latek w tym gronie nie może czuć się nieswojo pomimo uboższego CV. Kroczący drogą Allegriego, z prawdziwego Kopciuszka zbudował w Sassuolo ekipę groźną dla każdego. Kreując takich piłkarzy jak Domenico Berardi, Simone Zaza lub Nicola Sansone pokazał, że ma nosa do młody wilków. W swoistym korcu maku brakuje mi jednego ziarenka- Massimo Carrera od początku sezonu pracującego w Spartaku Moskwa. Były asystent Antonio Conte w Juventusie, a następnie w reprezentacji Włoch, zna Juve na wylot. Na swoje konto pracuje od niedawna, a jego Spartak pewnie przewodzi w rosyjskiej Premier League, grając skutecznie w defensywie, skrupulatnie ciułając typowe dla stylu Conte 1:0.

Wychowałem się w erze wielkich trenerów rodem z Italii. Ancelotti, Capello, Lippi, gdzie się pojawiali tam i sukcesy często gościły. W XXI wieku jedynie Jose Mourinho zdołał przełamać monopol Włoskich szkoleniowców w Serie A. Przytoczony fakt, potwierdza hermetyczność włoskich rozgrywek i ich specyfikę. Wobec tego, kandydatury Paulo Sousy lub Leonardo Jardima budzą wątpliwość. Włoskie opcje również są ryzykowne. Di Francesco może czuć się spełniony w Sassuolo lecz Juve to nie klub na peryferiach lecz maszyna o ciężkich trybach i korporacyjnym charakterze. Carrera dobrze zna to środowisko lecz czy ma na tyle charyzmy i talentu by grać pierwsze skrzypce? Agnelli jak mało kto ma Juventus w sercu i liczę, że i tym razem dokona właściwego wyboru o ile będzie ku temu sposobność.



Fino alla Fine
Forza Juve


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz