Kto liczył na
spokojne zakończenie 2016 roku na J-Stadium musi być bardzo
zawiedziony. Nieudana wyprawa po kolejnych puchar, kontuzja
bezcennego Alexa Sandro, spędzające sen z powiek doniesienia
dotyczące największe skarbu drużyny- Paolo Dybali. Stara Dama nie
ma zamiaru schodzić z czołówek gazet. Świeżynką wśród
medialnych doniesień stał się melodramat „Allegri żegna się z
Juve”. I jak przystało na rasowy tasiemiec, do czerwca będzie o
czym ćwierkać na Twitterze.
Z
pozoru, w obozie bianconerich pełna harmonia. Lider z bezpieczną
przewagą, awans do fazy pucharowej w LM, skuteczna grudniowa
kampania w lidze, a i o estetykę boiskową można być spokojnym.
Jak na rodzinnej fotografii wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni.
Turyńska sielanka zdaniem włoskich mediów ma jednak coraz więcej
rys, a jej Dyrygent stąpa po kruchym lodzie. Wprawdzie wyniki bronią
trenera lecz atmosfera wokół nich staje się coraz gęstsza. Nie
sądzę by notowania Allegriego były wysokie u swoich podopiecznych.
Sam Dybala stwierdził, że coach Juventusu nie jest jego ulubionym
trenerem lecz darzy go szacunkiem. Mam wątpliwości czy sam szacunek
wystarczy by pchać ten wózek nadal...
Być
może nie byłoby owego szumu gdyby nie klęska w Superpucharze Włoch
i wyładowanej frustracji na swoich piłkarzach przez Allegriego.
Wprawdzie nie po raz pierwszy możemy usłyszeć o napięciach na
linii były szkoleniowiec Milanu- zarząd Juve lecz po raz pierwszy
sytuacja jest na tyle poważna by media sypały jak z rękawa
potencjalnymi następcami. Allegri jest trzecim trenerem w erze
Agnelli`ego. Przejmując analogię z relacji damsko-męskich,
pierwszy związek okazał się kompletną klapą. Lecz i z niej można
było wynieść pewne pozytywy. „Małżeństwo” z Conte
nie przetrwało próby czasu. Tą „trzecią” stał się
Marotta i jak to w związku, troje to o jeden za dużo. Allegri
szybko odnalazł właściwe miejsce, nie wychodząc przed szereg,
cierpliwie czekający na oczekiwanych graczy, gwarantujący wymagane
wyniki. Związek z perspektywami, do czasu...
Przybycie
trenera pochodzącego z Toskanii do Juve było wyjątkowe chłodne.
Zakochani w wielkim generale- Antonio Conte wręcz namaszczonego
przez tifosich na turyńskiego Sir Alexa Fergusona, kibice
niechętnie spoglądali na trenera z Livorno zwolnionego w złym
stylu z Milanu. Postrzegany jako strażak, opcja tymczasowa i jak
przystało na strażaka szybko ugasił pożar. W mojej ocenie
niedoceniany, z łatką przeciętnego trenera. Trenerskie CV przeczy
obiegowej opinii. Dokonania byłego szkoleniowca Milanu na J-Stadium
są imponujące. Kontynuując dominację na Półwyspie Apenińskim
dorzucił kolejne dwa scudetto do dorobku Starej Damy. Zwiększając
hegemonie o kolejne dwa puchary Włoch i jeden superpuchar. Wreszcie,
Allegri osiągnął coś, do czego aspirował jego poprzednik- sukces
na europejskiej arenie. Porażka w Berlińskim finale zdaniem wielu
to wciąż za mało, lecz od 2003 roku Stara Dama niebyła w stanie
zbliżyć się do takiego wyniku.
Czy
Allegri jest lepszym trenerem od Conte? Daleki jestem od takiego
stwierdzenia. W prawdzie skuteczność piłkarzy Juventus pod wodzą
„Maxa” jest minimalnie lepsza- 69,17% do 67,5% na korzyść
obecnego trenera Juve ale drużyny obu trenerów dzieli już dużo
więcej. Zdecydowanie lepsza jakość piłkarska, gotowy materiał-
to wszystko co Allegri zastał po swoim poprzedniku. Kiedy obecny
coach Chelsea musiał posiłkować się półśrodkami typu
Giaccherini lub Borriello, jego następca może przebierać bogactwem
kadry. Bardziej elastyczny i chłodny, nieco bardziej przy ziemski,
na „dzień dobry” przyswoił sobie prostą maksymę- „Nie
zburzyć tego co jest i dodać coś od siebie”. Taka idea
przyświecała od początku pobytu na Corso Galileo Ferraris.
Odejście od 3-5-2 wymagało czasu ale i właściwych środków,
Allegri z czasem wpajał w drużynę swoje własne „ja”. I dziś
to jego piętno przebija się na murawie.
Media
przekonują, że czas obecnego trenera Juve minął. Jeszcze gorsze
nastroje wokół Allegriego panowały rok temu, gdy drużyna była
bliska dna. A jednak, kredyt zaufania został spłacony z nawiązką.
Jeśli wierzyć pogłoskom, powody rozstania wykraczają poza
boiskowe realia. A więc, rozwód bez orzeczenia winy.
Od
kilku godzin mamy klasyczną karuzelę trenerską. Począwszy od
niedorzecznych kandydatur jak oddany Internista z krwi i kości-
Diego Simeone, piąty Beatles- Jurgen Klopp, na starych znajomych jak
zacny Claudio Ranieri. Najpoważniejszy zdaniem włoskich mediów-
Paulo Sousa. Portugalczyk
powoli żegna się z Artemio
Franchi. Były bianconeri z powodzeniem pracował na Węgrzech,
Izraelu a z FC Basel sięgnął po mistrzostwo Szwajcarii. Z drużyną
Florencji miał przeskoczyć nieosiągalną przez ostatnią dekadę
barierę czwartego miejsca. Wyniki ACF jak i gra dalekie są od
oczekiwań, drużynie brakuje stabilizacji i spokoju. Drugi w
wirtualnej kolejce jest obecny trener AS Monaco- Leonardo
Jardim. Wenezuelczyk na
południu Francji stworzył ofensywną bestię, grając ładną dla
oka i efektywną piłkę Monaco ma wciąż realne szanse na
mistrzostwo Ligue 1 ale czy trener bez doświadczenia Serie A mógłby
kontynuować budowanie Turyńskiego imperium? Ostatni z grona
medialnych kandydatów- Eusebio Di Francesco.
Pochodzący z Pescary 47-latek w
tym gronie nie może czuć się nieswojo pomimo uboższego CV.
Kroczący drogą Allegriego, z prawdziwego Kopciuszka zbudował w
Sassuolo ekipę groźną dla każdego. Kreując takich piłkarzy jak
Domenico Berardi, Simone Zaza lub Nicola Sansone pokazał, że ma
nosa do młody wilków. W swoistym korcu maku brakuje mi jednego
ziarenka- Massimo Carrera od początku sezonu
pracującego w Spartaku Moskwa. Były asystent Antonio Conte w
Juventusie, a następnie w reprezentacji Włoch, zna Juve na wylot.
Na swoje konto pracuje od niedawna, a jego Spartak pewnie przewodzi w
rosyjskiej Premier League, grając
skutecznie w defensywie, skrupulatnie ciułając typowe dla stylu
Conte 1:0.
Wychowałem
się w erze wielkich trenerów rodem z Italii. Ancelotti, Capello,
Lippi, gdzie się pojawiali tam i sukcesy często gościły. W XXI
wieku jedynie Jose Mourinho zdołał przełamać monopol Włoskich
szkoleniowców w Serie A. Przytoczony fakt, potwierdza hermetyczność
włoskich rozgrywek i ich specyfikę. Wobec tego, kandydatury Paulo
Sousy lub Leonardo Jardima budzą wątpliwość. Włoskie opcje
również są ryzykowne. Di Francesco może czuć się spełniony w
Sassuolo lecz Juve to nie klub na peryferiach lecz maszyna o ciężkich
trybach i korporacyjnym charakterze. Carrera dobrze zna to środowisko
lecz czy ma na tyle charyzmy i talentu by grać pierwsze skrzypce?
Agnelli jak mało kto
ma Juventus w sercu i liczę, że i tym razem dokona właściwego
wyboru o ile będzie ku temu sposobność.
Fino alla Fine
Forza Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz