wtorek, 7 marca 2017

Z dużej chmury mały deszcz- Rok Pjacy może jest przestępny ale jedynie w zapowiedziach

Mama mawiała, że z butów można wiele wyczytać. Dokąd dana osoba idzie, gdzie była. Schodziłem wiele par butów. Jakbym się postarał, to pewnie przypomniałbym sobie moją pierwszą parę. Mama mówiła, że zaniosą mnie wszędzie. Mówiła, że to magiczne buty- przyjmując kryteria rodzicielki Forresta Gumpa o wschodzącej „gwieździe” Juve uzyskamy wiedzę na poziomie użyteczności programu tv sprzed kilku miesięcy. Po świeżutkich i stylowych Nike`ach młodego Chorwata nic wyczytamy. To nie te czasy gdy buty wystawiały recenzję swoim posiadaczom. Z tym Pjacą jest jednak jak z potworem z Loch Ness, przesada? Może jak z wiecznie młodym Machedą? Wprawdzie nie ma co oceniać dnia przed południem ale z nieustanym przeświadczeniem każdy kolejny występ rodzi pytanie: „Serio taki dobry?”. To ma być rok Marko Pjacy, prawdziwa eksplozja po której nie będzie żadnego ale i żadnych wątpliwości.  No cóż Panie Allegri, Pana plac zabaw, Pana zabawki. 

Nie ma lepszej trampoliny do poważnej kariery lub głośnego transferu jak wielki turniej. Wprawdzie ani Chorwacja nie podbiła Francuskich boisk ani Pjaca nie grał pierwszych skrzypiec w drużynie Ante Čačića ale o byłym już skrzydłowym Dinama często ćwierkano w całej Europie. Taki Ziober mógł pomyśleć, że Pjaca to człowiek wyciągnięty z kapelusza. Paweł Sibik w wersji delux, żaden grajek więc można wrócić do tego koszmarnego Lukaku. Chłopak który, przed ukończeniem 21 roku życia miał na koncie ponad 100 rozegranych spotkań w rodzimej Ekstraklasie wykorzystał swoje „5 minut” ze sporym VAT-em. 100 minut z niewielkim okładem w sumie w trzech meczach i świetny bój z Hiszpanami sprawił, że z opchnięciem kolejnego, wielkiego talentu z Bałkanów problemu nie było, a cena podobno promocyjna- jedynie 23 mln. Póki co kategoria „Kot w worku” jest na miejscu, ale kredyt zaufania wciąż widnieje, jak na razie mocno na krechę.

Po takim Marko Rogu widać jak na dłoni, że za głośną famą szedł prawdziwy talent. Długo witający się z calcio lub trawiący rotację a`la Maurizio Sarri niemal z miejsca wykorzystał szansę. Droga obu „diamentów” w zasadzie identyczna, sytuacja w nowych realiach również. Różnice pojawiają się na samej murawie, gracz Napoli szybciej pojął zasady jakie rządzą Serie A. Nie dać zrobić z siebie głupka- jak określił Antonio Rüdiger, o tym nasz Marko raczej nie słyszał. Występy młodego Chorwata świadczą o słabej obserwacji albo braku piłkarskiego IQ. Etatowy jeździec bez głowy popełnia grzech za grzechem. Pokutna ławka raczej krzepi recydywę, efektowny a nie efektywny, szybki ale nie błyskotliwy, dynamiczny ale nie gwarantujący dynamiki na skrzydle. Kiedy zabiera się z piłką wygląda jakby szykował pucz na najlepszych w swoim fachu i już dziś był gwiazdą światowego formatu. Ot taki trailer za nim doczekamy się premiery pełnej wersji.

Gdyby skupić się na samych skillsach, Pjaca z miejsca robi wrażenie, szybki, silny, ze świetnymi warunkami fizycznymi- typowy chłop jak dąb z Bałkanów, ze znakomitą techniką użytkową i petardą w lewej nodze, zgadza się wszystko do momentu gdy trzeba dar od Boga przelać w ligowej kolejce. Nagle okazuje się, że za sporym zamieszaniem jakie Chorwat niewątpliwie potrafi zagwarantować nie idzie nic produktywnego dla drużyny. „Marko to mix Cristiano Ronaldo i Kaki”- kompletował swoje oczko w głowie agent, dodatkowo los sprzyja, nowe ustawienie w którym mógłby czuć się jak ryba w wodzie, zaufanie trenera, rodak potrzebny do adaptacji, do tego dochodzi ogromna wiara w Chorwacki skarb- "Team Pjaca" na Twitterze ma się dobrze. Widocznie każdy ma swojego Gabigola.

Podobieństw do Brazylijczyka nie brakuje, obaj w ojczyźnie uchodzili za wielkie talenty, przebojem wyrwali się na zagraniczne wojaże, obaj kosztowali całkiem sporo i obaj z grą mają spore problemy. Jednak to Chorwat zyskał więcej w pierwszych miesiącach pobytu w Serie A. Pomysłów na Marko w Juve nie brakuje. Atak na większą skalę Allegri budował z myślą o wykorzystaniu Pjacy, wcześniej koncepcja z rolą środkowego pomocnika narobiła całkiem sporego szumu, niestety tylko wirtualnego. Takie gmeranie pod zawodnika jak Ancelotti z Yoannem Gourcuff.
Ok, nie każdy jest Patrikiem Schickiem lub young Simeone, a Juve to nie spokojnie peryferie, gdzie można posmakować mozzarelli i cierpliwie czekać aż rzucą Cie na głęboką wodę, a w razie wpadki czeka parasol ochronny. Być może Pjaca ma papiery na grę ale zgubił je w drodze do Italii. Miał z fantazją podbijać calcio, tymczasem dostosował się do obecnego trendu, podobnie jak inne „objawienia” Francuskiego Euro z mizernym skutkiem rozpoczął podbój klubowej piłki. Oczekiwania są duże ale umówmy się, za czapkę gruszek na J-Stadium nie trafił, nie wiem czy Marotta padł ofiarą zbiorowej fascynacji czy wcześniej obserwował Pjace ale powoli stajemy się świadkami precedensu naszego Kojaka od transferów.

Nawet biorąc poprawkę na pechowy początek na ziemi Włoskiej i kontuzję, niezaspokojony apetyt jest uzasadniony. Okazji do przełamania nie brakowało, utrata cnoty okraszona upojnym golem z FC Porto powinna zdjąć presję, teraz będzie z górki. Jak chce to potrafi! Oglądanie tego chłopaka w akcji to czysta przyjemność gdyby nie jeden drobiazg, że w piłce chodzi o coś więcej niż ładne dla oka popisy. Pełen nieporadności, braku cierpliwości i zagubiony jak dziecko we mgle, a może w drugą stronę, z potencjałem na wielką piłkę, nad ambitny i potrzebujący czasu? Na małe pocieszenie pozostawię wspomnienie z letniej gównoburzy gdy krajowi masochiści Ekstraklasy nie mogli strawić różnicy w cenie Kapustki. Być może nasz Forrest potrzebuje Jenny by odnaleźć się w świecie wielkiej piłki.
"Biegnij Marko, Biegnij!!!"

Fino Alla Fine
Forza Juve

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz