środa, 29 marca 2017

Na ostatniej prostej

Kwiecień- święta Wielkiejnocy, szykowanie grilla na majówkę, rocznica Smoleńska- to co widzi zwykły człowiek przewracając kolejną stronę w kalendarzu. Homo sapiens z rodziny kulistej gry zespołowej, reprezentujący plemię biało-czarnej zebry ma inny obraz przed oczami. Ostatnie skalpy włoskiego ludu, krucjata przez wrogie miasta w Coppa Italia i na deser, marsz przez połowę Europy po wyśnioną "Truskawkę na torcie". Wybacz Panie Hajto, ale siadło. Osobnik tejże grupy rzadziej skupia się potrzebach egzystencjalnych oraz pracach dotychczas uznawanych za pożyteczne lub przysparzające rozrywkę. Ciało naszego nadrzędnego częściej stroi od snu oraz posiłków, z każdym zbliżeniem do kultu swego plemienia wydziela nadmierne ilości gruczołu potowego oraz przyspiesza akcję serca. Pani Krystynie Czubównej podziękuję za wstęp. Zawsze ceniłem naukowe podejście w sprawach piłki nożnej. To, że piłkarze po ślubie tracą na formie strzeleckiej bądź stosunki płciowe przed meczem mają znikomy wpływ  na występ delikwenta- może Mario Balotelli stanowi wyjątek od reguły. Tak czy owak, nadchodzi kluczowy miesiąc, wprawdzie to majowe wieczory i czerwcowa kropka nad "i" wystawiają recenzję sezonowej tułaczki lecz kto nie przetrwa kwietniowego survivalu pierwsze promienie letniego słońca spędzi na cierpkiej rozterce- "A miało być tak pięknie...."

Musisz być albo młotem, albo kowadłem, powiedział Goethe i wcale nie miał na myśli piłkarskiej analogi. Ale w tychże słowach tkwi prawda o finalnym etapie drogi. Będą nędznicy co przepadli z kretesem mając na ostrzu noża na pieczętowanego rywala i mężowie z chwałą piszący historię wyzbytą bohaterów drugiego planu. Na tym etapie nie ma nic gorsze jak syndrom- grali dobrze ale czegoś zabrakło, nie dość, że kładzie kłam na tezę- grali dobrze, to jeszcze podkreśla gorycz porażki. Samo scudetto to już za mało by poczuć nasycenie, liga z pozoru konkurencyjna traci grację z każdą kolejką. Rzymskie dziewczę choć dorodne bywa bliźniaczo ułomne, Mediolańskie elegantki polotem nie grzeszą jak i krewna z Neapolu, bywa gorąca i powabna acz klasy wyzbyta. Dystyngowana i wyrafinowana- Stara Dama to ta jedyna, urokiem bezwstydna, fasonem nieskrępowana. Królowa może być tylko jedna.

Ligowe pielesze ganią wszelki liryzm. Szarość życiowa to zdusi w zarodku represjonizm zatwardziałych wojowników, to roztrwoni całą finezję cherubinka, tudzież błogiej Atalanty. Europa? To już inna liga, rozwiązłość piłkarska nie zna granic, porno story w Barcelonie, pocztówka z mentalnej emerytury Wengera, zamach stanu w księstwie Monako, romantyzm którego zabrakło w przyziemnym starciu z FC Porto. Wiosna ludów co ziści się w jesień średniowiecza powiadają. Bo niby takie Monaco fajne ale życie rzadko hołubi beztroskich banitów. To męski świat, pieniądze, władza, układy i choć Kopciuszek błyszczy w świetle jupiterów blask zgaśnie gdy do głosu dojdzie piłkarska maksyma: nie piękno a wynik się liczy. Jak w tym wszystkim odnajduje się Stara Dama? Wypadałoby postawić kropkę nad "i", przywracając calcio należyte miejsce. Jednak ten nieszczęsny kwiecień jawi się niczym koń trojański. Blisko, niemal na wyciągniecie ręki, a jednocześnie tak daleko.

Za co będziemy odmawiać zdrowaśki?

- Wirus FIFA i jego nukleinowe infekcje- wrócili cali i zdrowi, tego nie powiemy. Padło na Pjace, jakby chłopakowi zdrowie w nadmiarze doskwierało.
- Impotencja Pipity- pisałem o tej przypadłości kilka dni temu. Dieta wyszła mu bokiem, bo ani kilogramów mniej, ani bramek nie uświadczysz u Argentyńczyka.
- Te słoneczne Rio- finał z Niemcami przypiął się jak rzep psiego ogona. Nie trafiam w finałach i co mi zrobisz?
- Zmęczenie materiału- w baku stan przedzawałowy, a na jazdę na oparach za wcześniej. W sumie finał można przejść na euforii życiowej szansy. Na szczęście Max przezorny stosował rotację.
- Klątwa finału- Belgrad, Ateny, Monachium, Amsterdam, Manchester, Berlin i na tym zakończmy.
- Łamiące wiadomości- pół biedy jeśli odłamkowy oberwie Lemine, gorzej gdy kapral Dybala wypadnie z linii frontu.
- Wybryk fantazji-  sprawdzasz na godzinę przed meczem skład, a tam Sturaro. Myślisz, już  raz z Realem mu wyszło i po dwóch godzinach płoniesz ze wstydu.
- UEFA Respect- niby psioczenie na sędziów zakrawa na słabość jednak coś w trawie piszczy, a tendencja jest wiadoma.
- Rozkojarzony Dybala- nie chce wywołać wilka z lasu lecz umowa czeka a podpisu jak nie było tak nie ma. Na dwoje babka wróżyła niby jest ale go ni ma.
- Tryb wyjazdowy- często Bianconeri wybierający się na obcy teren błyszczą w social media. Gdy przychodzi pora na przejęcie kolejnych ziem nagle zapominają jak zarabiają na życie.
- Śpioszek Bonucci- narkolepsję wyrobnika wypadałoby puścić w niepamięć, gdyby nie fakt, że na jednym przypadku nie poprzestał.
- Warcaby na szczycie- jest coś na rzeczy i nie tylko kobieta dzieli ród Agnellich. Oby przypomnieli sobie, że grają do jednej bramki.
- Niezwykły przypadek Miralema Pjanića- ten to potrafi zgubić się jak ciotka w Czechach. Niby coś poda, ustrzeli dychę na tarczy a gdy przyjdzie harówka znika z eteru.
- Zapasowe koła- powtórka z Bayerenem niby nie wchodzi w grę. Allegri ma czym oddychać zarówno w defensywie jak i w drugiej linii. Gorzej wygląda przód, brak cichego killera typu Marcelo Zalayeta, aby Pipita mógłby spać spokojnie i zapełnienia luki po Pjacy. Jak żyć?
- Taktyczna wokanda- Allegri lubi mącić w ustawieniach ale i w głowach rywali. To ze spekulacji wyjdzie ćwierć garnituru, to wyleje dziecko z kąpieli nowym ustawieniem. Grunt żeby nie oszukał samego siebie.
- Typowe Juve- uśpienie i śmiertelny cios. Może z Napoli przejdzie ale Barcelona już raz w tym sezonie wróciła zza światów
- Loteria gwarantowanej porażki- może nie w 100% ale konkurs rzutów karnych i Juve nie są dobraną parą.
- Nedved rapsody-jak to jest ominąć największe party w karierze? Spytajcie Pavla z monety, choć druga żółta w rewanżu z Królewskimi naciągnięta do granic możliwości.
- Efekt domina-  a co jeśli takie Coppa Italia popsuje powietrze? Niby to tylko krajowy puchar ale w Turynie dzielić się z kimś nie lubimy.
-  Włoska krew- nie sądzę by limit afer na ten sezon wykorzystał Bonucci. Są wielkie oczekiwania i ludzie z ego nieokiełznanym. Burzę w szklance wody wywoła nawet nerwowa reakcja na złe ustawienie.
- Geniusz człowieka z kraju komunistów- przekleństwo każdego wirtuoza- jego własne "ja". Bo jakoś nie wierzę w stoicki spokój przewlekłego choleryka.
- Nie taka piękna jak ją malują.... -tak, jasno trzeba odpowiedzieć na to klarowne pytanie: czy jesteśmy najlepszą ekipą na starym kontynencie? Przy warunkach laboratoryjnych owszem, są ku temu argumenty ale poligon boiskowy rządzi się swoimi prawami.

Czego obawiać się nie powinniśmy?
- Nainggolan i jego laleczka Voo Doo- podobno psy które dużo szczekają nie gryzą.
-  Rozpędzony peleton- nie taki rozpędzony, przewaga w stylu Froome`a na TDF, a coraz więcej płaskich etapów na horyzoncie.
- Twierdza Turyn- wyniki na J-Stadium nie służą bukmacherom. Oby ta monotonia trwała również na Europejskim poziomie.
- Solidność w obronie-  kolejny powód by chłodzić szampany na Cardiff.
- Człowiek od przegranych finałów- wujku Pat, z całym szacunkiem ale ciągnął Pan niefortunne fatum za sobą.
- Jakość- Pan Tomasz od Bundesligi jest święcie przekonany, że to kluczowy czynnik. Wierzę na słowo.
- Obrońca tytułu poza grą?- skreślanie Królewskich już na poziomie ćwierćfinału może i słabe. Ale karma triumfatora LM nie pozostawia złudzeń.
- Lekkość bytu- o morale i chęć triumfu jestem spokojny. Juventus ma to w naturze.
Karty rozdane, rywale rozgryzieni, żaden bleef  nie przejdzie, na królika z kapelusza również bym nie liczył. Wszystko co najlepsze już dawno poszło w ruch. Złapać ten rytm i uważnie liczyć kroki. To pierwsze przykazanie na najbliższe tygodnie. Zakończenie miesiąca z pewnym tytułem oszczędzi sił i nerwów, Coppa Italia choć ostatnie w drabince priorytetów, potrzebne do utrzymania statusu quo - stąd drugie, pełna koncentracja. Piękna ta Liga Mistrzów bo próżnością karmi i wnosi na piedestał. Lecz bywa najbardziej rozchwianą z kochanek przez co trzecie- nie igrać z losem, piłka bywa pozbawiona logiki.

W zasadzie kwietniowe batalie nie zaowocują materialnym skalpem. Nawet liga może jeszcze opierać się na fikcji matematycznego rachunku prawdopodobieństwa. Funkcjonujemy w realiach systemu zero-jedynkowego. Nie ma nic pośrodku zwycięstwa i porażki, podobnie jak nie będzie stanu pośrodkowego w nastrojach ostatniego gwizdka. Bo chyba każdy jest świadom jak rzadko trafiamy na łaskawość losu i sprzyjające warunki. Zdaniem Allegriego to marzec jest kluczowy i w Rzymie potwierdzą złośliwość rzeczy martwych. Ale liga to nie wszystko i warto o tym pamiętać by tylko z jednym łupem nie zakończyć tegorocznej kampanii.


Fino Alla Fine
Forza Juve

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz