piątek, 17 marca 2017

Grzechy rodziny Agnellich

"Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór. Czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur". Na ostatnią wieczerzę przyszła pora, kogut pieje, wicher miota, Andrea za łaską ciśnie swe żywota. Miałeś chamie majestat niepodzielny, miałeś przychylność pyszną, ostał Ci się jeno zdrady smak. Jeśli wiara kłamliwym ustom ma na końcu języka prawdy posmak grzechem kajasz się. Nie będziesz cudzołożył, ani będziesz pragnął żony jego, ani sługi, ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest. Dekalog księgą nakazaną i nią będziesz sądzony. Drogi Andrea, pokuty Twej nadszedł czas. Oszczędzę Wam kalania Wyspiańskiego, tą zagwozdkę pozostawię przyszłym uczestnikom Milionerów. Prasa bulwarowa- prosta sprawa, nie czytam. Co jednak gdy na jedynkach pojawia się gruchająca para, a google translate mówi o jakimś romansie. Ten typ to chyba nasz Andrea?! Niby z piłką nie ma to nic wspólnego, a jednak. Zdrada nie jedno ma imię, tym bardziej gdy zdradzając sam zostaje zdradzony.

Czym byłby świat bez wielkich rodów, historii pisanej błękitną krwią, dziedzictwem z dziada pradziada chomikowanej na poczet jutra nienarodzonych. Mitycznie legitymujących swą pozycję bądź jawnie krzepiący spolegliwość mamony. Windsorzy, Glücksburgowie- relikt przeszłości i celebryci lepszej jakości, a mimo wszystko wolę taki układ drabinki od fikcji woli ludu. Świat footballu również może pochwalić się dynastią zmieniającą bieg rzeki. Jak przystało na klasyczną monarchię w realiach social media i zaklapkowanego widza skrajnie objętą cenzurze i z wrogością podejmowaną na obcym terenie. W czasach gdy szejkowie nie wychylali nosa poza swój Harem, a Rosyjscy oligarchowie siedzieli na Kremlu, pewien człowiek pomimo prestiżu i fortuny kołem pisanej a nie toczonej ziścił swój sen o drużynie sygnowanej własnym imieniem. Edoardo Angelli stał się pionierem wśród krezusów calcio. Stara Dama wyrosła na pierwszą damę w Italii a Juve jak przystało na dziedzica monarchii zostało znienawidzone po wieki.

Rób Agnellich od zawsze przypominał mi biegiem dynastię Kennedy. Kochana i nienawidzona, obarczona piętnem kostuchy, oczywiście w mniejszych proporcjach i od zawsze dążąca do piedestału. Juventus to ród Agnellich, a rodzina Agnellich to Juventus. Począwszy od 1923 roku do dnia dzisiejszego, Juve w rękach potomków twórcy imperium Fiata dzierży hegemonię. Potomkowie Edoardo niemal zawsze gwarantowali sukcesy, byli swoistym talizmanem przykuwającym kolejne puchary. Jakby we krwi mieli recepturę na rozłożenie Interu i zatrzymanie Gladiatorów z Rzymu w boksach. Dziedzictwo nestor zawsze leżało w gestii kibica Juve, bo dobro rodziny równało się dobru klubu.

W zasadzie można by zakończyć dzisiejszy wypad do domu Agnellich. Wnuk wielkiego Umberto potwierdził prawidłowość o wyjątkowości swego pochodzenia. Ale, że w rodzinnie obowiązują pewne zasady to i kres tronu obecnego dziedzica pojawił się na horyzoncie. Odbudowanie klubu, przywrócenie renomy, nadanie wartości sportowej i biznesowej zeszło na drugi plan, dziś fundamentalna sfera życia ciąży na sumieniu. Czarną owcą był jeszcze przed prezydenturą, problemy biznesowe, niejasna przeszłość, kłopoty z nocnym życiem, plam na życiorysie nie brakowało. Być może wizyta seniora Chajzera zmieniła Andree, fotel sterownika klubu do czegoś zobowiązuje i za grzechy młodości spowiadać się już nie wypada.

Co może poróżnić dwóch dorosłych mężczyzn? Kobieta lub pieniądze. Obie namiętności w tym przypadku wodzą na pokuszenie. Gdyby to Słowiańska krew żyłami płynęła wystarczyłoby szkło i butelka. Włoskie rody uznają inny język, wyprawa na ryby z wyklętym bratem, koński łeb, kurtuazja jest dla słabych. Przypadek dobrze znany, facet z poukładanym życiem rodzinnym pakuje się w tarapaty, oczywiście przez kobietę. Mógł jak Clinton obejść się literą prawa, wystarczyło jedno cygaro, przecież również popala i zachowanie stołka przykryłaby fikcja problemów małżeńskich, nawet świętoszek Elkann nie jest bez skazy. Deniz Akalin warta grzechu stwierdził jednak, to co by przeszło bez echa w korporacyjnym półświatku w rodzie Agnellich wiąże się z wygnaniem. Jak mawiał Michael Corleone- Rodzina jest najważniejsza. Ale ten sam Corleone powiedział: "Jesteś moim bratem i kocham cię. Ale nigdy więcej nie występuj przeciw Rodzinie".

Niby plotkom wierzyć nie można, ale pisze Gigi Moncalvo więc robi się poważnie. Widok wielkiego Juve pod wodzą krewniaka mierzi Elkanna. Co prawda nie chodzi o Juve, bo wspólne dobro klubu to obok więzów rodzinnych jedyna rzecz która nadal zbliża obu dżentelmenów ale o uznanie jakim piłkarski świat darzy kuzyna. Tego który za młodych latach kandydował do syna marnotrawnego i długo przysparzał wstydu rodzinie. "John Elkann jest bardzo zazdrosny o sukcesy Andrei. Agnellemu nic nie uchodzi na sucho, zarówno z perspektyw sportowych, jak i osobistych. Fakt, że Andrea zostawił swoją żonę i dwójkę dzieci dla tureckiej kobiety, podzielił go z Johnem Elkannem i jego żoną,  Lavinią Borromeo. Sprawa jest o tyle gorsza, że nowa partnerka Andrei spodziewa  się dziecka. Andrea musi cierpliwie znosić całą serię publicznych upokorzeń, co robi ze stoickim spokojem i co doprowadza do ciężkich do opisania sytuacji. Agnellego będą próbowali się pozbyć przy każdej nadarzającej się okazji" (reszta u kolegów)- scenariusz niemal żywcem wyrwany z Dynastii, zdrada, zazdrość, namiętności dobrze znane od wieków. Głosów o siermiężnej mentalności rodziny Fiata nie brakuje. Żeby w XXI wieku wątpliwa moralność pozbawiała człowieka statusu? Może i świat się zmienia ale człowiek nie. To co wieki temu prowadziło do upadku i dziś zbiera swe żniwa. Wyczuwam jednak drugie dno, pranie brudnych pieniędzy, prywata wykraczająca poza J-Stadium, kontakty z ciemną sferą, brak lojalności w biznesie? Obaj nie uznają drugiego miejsca, wiadomo Juventini, obaj z mlekiem matki wyssali dążenie do wielkości niczym nie ograniczonej.  To spór wbrew intencjom, bo czy zazdrość ciąży mniej od zdrady?

Kto buduje na ludzkim zaufaniu, buduje na piasku. Tak więc do ostatniej wieczerzy Andre Agnelli przysiądzie w samotności. Ludzie wokół których otaczał się przez lata i którzy na sukcesie swojego decydenta osiągnęli swoje przyjmą pakt milczenia. Padre może być tylko jeden, zarówno w rodzinie jak i w klubie. W tej wojnie wygrać może jedynie koalicja Anty-Juve, bo zarówno Pavel Nedved jak i Alessandro Del Piero doświadczenia w zarządzaniu tak wielkim imperium nie mają i krwi Agnellich u nich nie doświadczysz. Ostatnie rządy "obcych" przywołują przykry obraz, Serie A skażona obrazem calciopoli, Juve pokutujące drogą krzyżową, istne bezkrólewie. Skoro miłość jest tu kością niezgody to niech i ona będzie cenzorem sędziego i ofiary. Troska Elkanna o los Juve nie zawsze była wzorowa i w tej kwestii wypadało by się również uderzyć w pierś. A jedynie sprawiedliwy ma prawo sądzisz grzesznika, drogi Panie zazdrośniku.


Fino Alla Fine
Forza Juve

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz