Elastyczność- to
pierwszy termin z jakim trzeba się zaznajomić wchodząc do szatni
Bianconerich. Podczas gdy Antonio Conte w świątek, piątek
wychodził z założenia- po co zmieniać skoro lepsze jest wrogiem
dobrego, jego następca lubi zaskakiwać rywali i swoich
podopiecznych. Od 3-4-2 przez błyskotliwe 4-2-3-1 po 3-4-2-1,
ewolucja która Karola Darwina pozbawiłaby reszty owłosienia.
Łyso zrobiło się jednak komuś innemu, twierdza J-Stadium i jej
Quasimodo niemal padła od własnej broni. Nowe ustawienie sprawiło
więcej problemów podopiecznym Allegriego niż klującemu po wpadce z Atalantą rywalowi. Mniejszego
chaosu nie spotkamy nawet przed dziekanatem podczas sesji lub w
kolejce w czasie gorączki świątecznej. Pożar ugaszono i niby
można przejść do rzeczywistości jednak mam dziwne przeczucie, że
niespokojny duch znów da znać o sobie.
Kurwa, już za dobrze szło w tym 4-2-3-1 to Maxowi zachciało się cudować.— Marcin Pękul (@mpekul) 28 lutego 2017
Sięgając
pamięcią początków Allegriego na J-Stadium, stabilizacja była
sposobem na wszystko. Juve pogrywało sobie w trybie „bazujemy na
tym co jest” lub „nic nie popsuć póki działa”. Szyld wciąż
ten sam ale sterownik inny, jednak na murawie ciężko było się
połapać, że Conte nie pracuje już w Turynie. Max długo czekał
by przemycić głębszą myśl, ustawienie z trójką z tyłu było
na tyle bezpieczne i gwarantowało dobre wyniki, że chociażby
drobna rewolta przepadała jak weekendowy drink podczas postu.
Materiał wręcz skrojony na miarę i ciężko było z garnituru
zrobić smoking. Ok, Juve z miesiąca na miesiąc zmieniało image,
opcja z czwórką defensorów i rombem w drugiej linii wynikała z
chęci pomieszczenia bogactwa, bo czy Pogba lub Marchisio zgodziłby
się na ławkę? Korzystać z tego co jest, a nie bawić się filozofię. Z czasem Allegri przypominał pewnego gringo który
przemierzając pustynie konną, prędzej pogodził się z rolą
biernego pasażera niż nadawał kierunek wędrówki.
Minuta w 4-2-3-1 i zmiana wyniku. Magiczna formacja.— Mateusz Duduś (@108mdj) 28 lutego 2017
Wraz z drugim sezonem przyszła wymiana kręgosłupa, a z nią wymuszone
wyjście z cienia poprzednika. Opcją nr 1 ponownie stała się
klasyka- kwitnące trio BBC i nowa formuła środka pomocy. Po
strawieniu drogi krzyżowej z początku rozgrywek, oglądało się to
z wyraźnymi rumieńcami. Z boiskowych realiów można było
wyciągnąć kilka wniosków: Pan Allegri czuje balans drużyny, nie
szuka po omacku, potrafi zareagować gdy postawi na niewłaściwego
konia, stara się wycisnąć maksa z tego co ma na warsztacie. W
skrócie, jak mało kto potrafi subtelnie przyznać się do
nietrafionych wyborów. Gdy pomysł z trequartistą pozostał
w sferze planów błyskawicznie spasował z góry przegranego
Hernanesa, podobnie podchodził do innych wpadek- „to nie było na
poważnie, badałem jedynie grunt”. Nie pałający sympatią do
byłego coacha Milanu wielokrotnie zarzucali braki warsztatowe i flegmatyczne ingerencję. Jednak z czasem widzimy, że to nie kwestia krawca lecz materiału
Po
co więc przestawiać dobrze pracującą i naoliwioną maszynę? Cóż,
nie trzeba być wytrawnych obserwatorem by to dostrzec, zbyt wiele
talentów marnowało się na ławce i co niektórym zaczęło to
przeszkadzać. Wycisnąć jak najwięcej z tercetu (Pipita-Dybala-Mario) ofensywnego, to
główna idea jaka chodzi po głowie Allegriego w tym sezonie, nie
licząc deszczowego Londynu i Arsenalu. Wraz z przybyciem Pipity na
J-Stadium wszyscy jak jeden mąż założyli, że duet HD pociągnie do kolejnych
triumfów, a reszta siłą rzeczy odnajdzie się w nowych trybach.
Szkopuł w tym, że machina coraz częściej zacinała się pomimo
sprawnych tłoków i pełnego paliwa. Idea z trójką w obronie wyblakła, taką Starą
Damę połowa Italii rozczytała, wysoki pressing i piłka w
posiadaniu, na wyjazdach aż nadto chłopcy Allegriego odsłaniali
gardę. Zagubiony Pjanić, skrzydła wyzbyte błysku, może przy
spięciu pośladków na Napoli i Romę to wystarczało ale nie
Maxowi.
Póki co jedyny pomysł Juventusu to chochla (aczkolwiek niezła) Bonucciego za obronę, trochę słabo, zwłaszcza, że 4-2-3-1 hulało jak trzeba.— Patryk Kubik (@pat_kubik) 28 lutego 2017
Zacznijmy
częściej atakować, wróć- atakować większą liczbą graczy,
odkrywcze co nie?! Dodając potencjał szybkości Cuadrado i
wszechstronnego, na nowo odkrytego Mandzukicia, może przestaną
gadać o pięknym calcio Napoli, nawet taki Pjaca poradzi sobie w
takim układzie. Nie dość, że od inauguracji Starej Damy po
liftingu w meczu z Sassuolo bramki przychodzą łatwiej to i
defensywie lżej w okrojonym towarzystwie. Bilans bramkowy 18:2 w
ośmiu spotkaniach i komplet zwycięstw, do uzupełnienia kolorytu
pozostaje wizualne wrażenie. Choćby ostatnie 45 minut na J-Stadium
pokazują, że bardziej poluźnione lejce w ofensywie wyjdą na dobre
nie tylko tym, niepewnym składu. W wielu elementach nawet drobna
kosmetyka nie była potrzebna. Spokojne rozegranie od Buffona z
literą V, a więc na boki i delikatnie przenosimy się na środek
boiska, środek drugiej linii na starych patentach, podstawowa idea pozostała.
Wtorkowy
wybryk odnotujemy jako ćwiczenia w warunkach bojowy, typowe manewry
bez głębszej historii. Pewien zgrzyt jednak pozostał. Z jednej strony Allegri pogroził hejterom
palcem, na serio to nawet Napoli zjem na surowo, z drugiej poszedł o
jeden most za daleko, pewne proporcję muszą być.
W nowej kreacji, Stara Dama najbardziej imponuje automatyzmem i organizacją gry. Przy 4-2-3-1 Dybala łapie wiatr w żagle, głębokie rozegranie już od Bonucciego przynosi większe pozytywy, skrzydła nabierają polotu, a druga linia zyskuje na produktywności. Odmiana mniej więcej jak w kadrze Nawałki gdy Lewy dostał wsparcie w postaci Milika, co w kulcie stabilizacji i latach drobnych korekt o mocy placebo stanowi niemały przewrót.
Siadać
wygodnie i zapinać pasy, Juve właśnie rozpoczęło sezon na
poważnie. Allegriemu w Turynie wychodzi wiele, w pewnych proporcjach
staje się Midasem dla ubogich, nawet drobne porażki wykorzystuje
jako grunt pod budowę kolejnego zwycięstwa, wszystko zostaje w
naturze. Nawet dobry PR-owiec nie zagwarantowałby takiego fame`u jak
boiskowe fakty. Skoro potrzeba jest matką wynalazków to jej bliski potomkiem Massimiliano Allegri. Trenera Juve bronić nie trzeba, krytykowany za rotowanie składem z początku sezonu, dziś zbiera uznanie, za konserwatyzm również nikt go już nie pozwie, szukając właściwych proporcji stworzył potwora. Turyński Lewiatan po niemrawej jesieni i nieco srogiej w nastroje zimy wita wiosnę w nowej szacie. Pytanie czy na Europę starczy powabu?
Fino Alla Fine
Forza Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz