Piękne życie mamy w
Turynie, miasto przyjemne, powietrze świeże i klub grający w innej
lidze. W gruncie rzeczy dowodzić tym orszakiem to dar z niebios.
Obecny dzierżyciel opatrzności trafił z łapanki. Jakby archanioł
zstąpił z nieba i przekazał radosną nowinę. Ale było to tak: po
dezercji generała Conte nie było czasu na przegrzebywanie w
katalogu CV, sortowania pod względem sukcesów i warsztatu,
wybrzydzania godnego hegemona, to był szybki skok na karuzelę,
nieco bardziej kontrolowane koło fortuny. Ten z Livorno jest wolny
od ręki, zdobył już mistrzostwo, całkiem łebski gość, a poza
tym tylko idiota zepsułby ten potencjał i raczej nie będzie
marudził i propozycję przyjmie z pocałowaniem ręki. A jaki będzie
wdzięczny! Uwierzcie albo nie ale tak to wyglądało, zegar tykał,
Agnelli wypalił całą paczkę, a Marotta zastygł ze zmarszczony
czołem, głos rozsądku zburzył tą orgię zblazowanego Stańczyka.
Teraz ma być pełna profeska, taki Higuain wśród trenerów, „big
name” by rywale poczuli, że sytość jest nam obca.
Jedyną
rzeczą jaką znam z historii zboka Grey`a jest zwrot „Ty chory
pojebie”. To wyrażenie musi być najkrótszą charakterystyką
potencjalnego następcy Allegriego. Muminek z nudnym hobby i manierą
a`la elegant modniś z Insta prędzej rozbawi Chielliniego. Panie
Mancini więcej testosteronu nic by nie dało i tak telefonu nie
będzie. W Turynie zawsze przedstawią przed Tobą konkret- scudetto
i podbój Europy. Możesz być Pepem Guardiolą lub Cześkiem
Michniewiczem nasz łubu-dubu Prezes z obsesją maniaka trollować
będzie Twoje podejście do piłki, aż za pięć dwunasta zapiejesz
Fino Alla Fine. Mechaniczna pomarańcza wyciśnie każdego,
patrzcie na Maxa, jeszcze parę lat temu do rany przytul, nawet na
Podina bykiem nie spojrzał, a teraz z manii wielkości nawet chce
odpuścić walkę o kolejne tytuły. Nowy kustosz najbogatszej
galerii piłkarskiej na ziemi Włoskiej niezależnie od tego jaką
filozofię reprezentuje i co osiągnął musi mieć świadomość, że
w oliwnym gaju gdzie wilczyca jest potulna jak typowy mops a błękit
nieba ma najpiękniejszy blask jest pewien krzew który rosnąć
będzie jedynie przy wytrawnym ogrodniku.
Tony
Blair powiedział kiedyś o Sir Aleksie Fergusonie, że jest
człowiekiem kameleonem, w jednym momencie na zawołanie może być
przyjacielem, ojcem, księdzem, psychologiem, a nawet kochanką, tego
ostatnie nie wiem czy ktoś praktykował, bynajmniej fenomen
nietuzinkowego Szkota opierał się na casusie Nikodema Dyzmy, grunt
to właściwa adaptacja, resztę można podporządkować pod własne
„ja”. Pozytywny egocentryzm? Nie wiem, jednak w tym tkwi recepta
na przyszłego coacha Starej Damy. Miejsce gdzie zwycięstwo jest
naturalne jak made in China na Krupówkach przysługuje równie
urodziwej w Wiktorie personie. Konkrety:
DNA mistrza
Spalletti,
Di Francesco, Paulo „rany Boskie” Sousa? Pierwszy pomimo leciwych
lat wciąż wypatruje pierwszej patery, drugi small Allegri nie bez
przyczyny nadal męczy się na peryferiach, trzeciego przemilczmy
mając w pamięci sezon 1995/6. Można tak odstrzelić jeszcze kilku
kandydatów, ale po co? Człowiek który w sumie nic nie wygrał? To
byłoby jak obecność Pitbula na albumie Kendricka Lamara. Weźmy
takiego Moyesa, jego dar z niebios wyglądał jak prawdziwe Inferno.
Człowiek pasujący do obrazka Mistrza Anglii jedynie po ingerencji
Photoshopa. Agonia, której w Turynie nawet Del Neri nie stworzył.
Musimy być wybredni.
Nie taki święty
Używki
w tym miejscu są jak Cassano w nocnym klubie. Jakoś żyć trzeba i
lepiej nie wylewać za kołnierz. Maurizio Sarri zbiera pełną pulę-
może kurzyć z szefem na legalu. Nie szukamy wyplutego nad ranem
żula ale człowieka z delikatną rysą. Taki mały grzeszek z którym
nie pójdzie do konfesjonału. Coś co zluzuje nastroje gdy Bonucci
będzie miał zły dzień, a fochy Dybali wrócą z dwojoną siłą.
Pasujący do rodzinnej
fotki
Allegri-
ten to potrafi drzeć koty i nie pisze tego z przekąsem. Sztuka
lingwistycznej wojny kwituje dobrego trenera. Pokazać swoje rację,
a jednocześnie nie wysadzić szatni. Od Paolo Montero po obecnych
„wyrobników” kłótnia jest wpisana w życie rodzinne niemal
jak miłość. „Nie musicie się kochać, wystarczy abyście znali
swoje miejsce”. Mniej więcej tak to ma wyglądać.
Włoch albo Simeone
Włoska
krew to podstawa. Stranieri na ławkach trenerskich padają z impetem
rozpędzonej czarnej limuzyny. To jak z wejściem do kręgu nowego
towarzystwa, obcy ma okrojone prawa, fajnie jak postawi kolejkę,
gorzej gdy na krzywy ryj wbije się na domówkę. Nawet Zdenek z
Pragi farbowanym lisem pozostanie po wieki. Calcio bywa hermetyczne,
piłkarze specyficzni. Momentami wygląda to jak liga wariatów,
niespełnionych artystów i kilku przyzwoitych gości. Trzeba się
połapać, że bycie lepszym to zbrodnia, a w Neapolu lub Mediolanie
psychoza często daje o sobie znać gdy padnie termin „Juventus”.
Żeby nie wyglądać jak stróż w Boże Ciało z jakimś sezonowym
szarlatanem bierzemy Włocha albo kogoś z kto wie czym jest sukces
przed duże „S”. S jak Simeone.
Szyk musi być
Wizualne
wrażenie: w tej kategorii Sarri traci kontakt z rywalami. Juve z
nowy logotypem nie może wracać do XX wieku i stylu by rasowy
ligowiec. W dresie do warzywniaka i po bułki, Gianni Agnelli nie po
to wałkował przez lat o kulturze bycia Juventim, aby nowy coach
zaliczyć regres cywilizacyjny.
Taktycznie niuanse
Ale
żeby tak nie wylał dziecka z kąpieli. O tym, że można przesadzić
z własną ideą wiedza dobrze w Monachium. Wizji Pepa starczyło na
krajowe rozgrywki, w Europie było blado. To spore uproszczenie
przygody Katalończyka w Bawarskich pieleszach ale stanowi wzorowy
przykład, że można idealnie ułożony zespół zmienić w dziwny
twór. Oczywiście, nie szukamy trenera o prostocie budowy cepa ale
niedoszłym mędrcom o łatce intrygującego fachowca mówimy nie!
Jest
nudne majowe popołudnie, szóste Scudetto w nowej erze zdobyte,
Paratici poprawia włosy i pyta co dalej, Marotta siorbie lekko
chłodne latte macchiato myśląc o Verrattim w koszulce w
biało-czarne pasy. Agnelli mówi, że Sarri to swój chłop i w
Neapolu znów będą kipieć ze złości. Nagle Beppe z panoramicznym
uśmiechem wypala: „To Spalletti, niech w Rzymie wiedzą gdzie ich
miejsce”. „Ale on nigdy nie wygrał Scudetto”, jak piłeczkę
odbił wesoły Fabio. I meda z tym, był w Rosji, to znaczy, że
wiele możesz wytrzymać, podobno gra ładnie i może jakiegoś
Salaha ze sobą pociągnie. Jednak Angelli pozostaje nieugięty, w
tym Luciano coś mi nie gra. Nie, że nie lubię Eiffel 65 ale on
jest jak tiramisu z Biedry, niby to tiramisu ale za cholernie nie
smakuje jak tiramisu. Wiecie Panowie, ale opowiem Wam taką
anegdotę:”Pewien koleś
wychodził z domu do pracy i zobaczył na ziemi ślimaka, wiec
poniósł go i przerzucił ponad dachem na drugą stronę. Ślimak
poobijał się, ale mógł jeszcze chodzić, więc ponownie obszedł
cały dom i zatrzymał się w tym samym miejscu co wcześniej. Pech
chciał, że facet akurat wtedy również wychodził do pracy i
zobaczył tego samego ślimaka. Skonsternowany podszedł do niego i
pyta: O co ci ku.rwa chodzi?"
Non
capisco- palną strapiony Marotta. To zaczekaj do jutra.
A
my do końca sezonu.
Fino Alla Fine
Forza Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz