sobota, 4 marca 2017

Casting do raju- czyli jak będzie wyglądał wybór nowego trenera Starej Damy

Piękne życie mamy w Turynie, miasto przyjemne, powietrze świeże i klub grający w innej lidze. W gruncie rzeczy dowodzić tym orszakiem to dar z niebios. Obecny dzierżyciel opatrzności trafił z łapanki. Jakby archanioł zstąpił z nieba i przekazał radosną nowinę. Ale było to tak: po dezercji generała Conte nie było czasu na przegrzebywanie w katalogu CV, sortowania pod względem sukcesów i warsztatu, wybrzydzania godnego hegemona, to był szybki skok na karuzelę, nieco bardziej kontrolowane koło fortuny. Ten z Livorno jest wolny od ręki, zdobył już mistrzostwo, całkiem łebski gość, a poza tym tylko idiota zepsułby ten potencjał i raczej nie będzie marudził i propozycję przyjmie z pocałowaniem ręki. A jaki będzie wdzięczny! Uwierzcie albo nie ale tak to wyglądało, zegar tykał, Agnelli wypalił całą paczkę, a Marotta zastygł ze zmarszczony czołem, głos rozsądku zburzył tą orgię zblazowanego Stańczyka. Teraz ma być pełna profeska, taki Higuain wśród trenerów, „big name” by rywale poczuli, że sytość jest nam obca.

Jedyną rzeczą jaką znam z historii zboka Grey`a jest zwrot „Ty chory pojebie”. To wyrażenie musi być najkrótszą charakterystyką potencjalnego następcy Allegriego. Muminek z nudnym hobby i manierą a`la elegant modniś z Insta prędzej rozbawi Chielliniego. Panie Mancini więcej testosteronu nic by nie dało i tak telefonu nie będzie. W Turynie zawsze przedstawią przed Tobą konkret- scudetto i podbój Europy. Możesz być Pepem Guardiolą lub Cześkiem Michniewiczem nasz łubu-dubu Prezes z obsesją maniaka trollować będzie Twoje podejście do piłki, aż za pięć dwunasta zapiejesz Fino Alla Fine. Mechaniczna pomarańcza wyciśnie każdego, patrzcie na Maxa, jeszcze parę lat temu do rany przytul, nawet na Podina bykiem nie spojrzał, a teraz z manii wielkości nawet chce odpuścić walkę o kolejne tytuły. Nowy kustosz najbogatszej galerii piłkarskiej na ziemi Włoskiej niezależnie od tego jaką filozofię reprezentuje i co osiągnął musi mieć świadomość, że w oliwnym gaju gdzie wilczyca jest potulna jak typowy mops a błękit nieba ma najpiękniejszy blask jest pewien krzew który rosnąć będzie jedynie przy wytrawnym ogrodniku.

Tony Blair powiedział kiedyś o Sir Aleksie Fergusonie, że jest człowiekiem kameleonem, w jednym momencie na zawołanie może być przyjacielem, ojcem, księdzem, psychologiem, a nawet kochanką, tego ostatnie nie wiem czy ktoś praktykował, bynajmniej fenomen nietuzinkowego Szkota opierał się na casusie Nikodema Dyzmy, grunt to właściwa adaptacja, resztę można podporządkować pod własne „ja”. Pozytywny egocentryzm? Nie wiem, jednak w tym tkwi recepta na przyszłego coacha Starej Damy. Miejsce gdzie zwycięstwo jest naturalne jak made in China na Krupówkach przysługuje równie urodziwej w Wiktorie personie. Konkrety:

DNA mistrza

Spalletti, Di Francesco, Paulo „rany Boskie” Sousa? Pierwszy pomimo leciwych lat wciąż wypatruje pierwszej patery, drugi small Allegri nie bez przyczyny nadal męczy się na peryferiach, trzeciego przemilczmy mając w pamięci sezon 1995/6. Można tak odstrzelić jeszcze kilku kandydatów, ale po co? Człowiek który w sumie nic nie wygrał? To byłoby jak obecność Pitbula na albumie Kendricka Lamara. Weźmy takiego Moyesa, jego dar z niebios wyglądał jak prawdziwe Inferno. Człowiek pasujący do obrazka Mistrza Anglii jedynie po ingerencji Photoshopa. Agonia, której w Turynie nawet Del Neri nie stworzył. Musimy być wybredni.

Nie taki święty

Używki w tym miejscu są jak Cassano w nocnym klubie. Jakoś żyć trzeba i lepiej nie wylewać za kołnierz. Maurizio Sarri zbiera pełną pulę- może kurzyć z szefem na legalu. Nie szukamy wyplutego nad ranem żula ale człowieka z delikatną rysą. Taki mały grzeszek z którym nie pójdzie do konfesjonału. Coś co zluzuje nastroje gdy Bonucci będzie miał zły dzień, a fochy Dybali wrócą z dwojoną siłą.

Pasujący do rodzinnej fotki

Allegri- ten to potrafi drzeć koty i nie pisze tego z przekąsem. Sztuka lingwistycznej wojny kwituje dobrego trenera. Pokazać swoje rację, a jednocześnie nie wysadzić szatni. Od Paolo Montero po obecnych „wyrobników” kłótnia jest wpisana w życie rodzinne niemal jak miłość. „Nie musicie się kochać, wystarczy abyście znali swoje miejsce”. Mniej więcej tak to ma wyglądać.

Włoch albo Simeone

Włoska krew to podstawa. Stranieri na ławkach trenerskich padają z impetem rozpędzonej czarnej limuzyny. To jak z wejściem do kręgu nowego towarzystwa, obcy ma okrojone prawa, fajnie jak postawi kolejkę, gorzej gdy na krzywy ryj wbije się na domówkę. Nawet Zdenek z Pragi farbowanym lisem pozostanie po wieki. Calcio bywa hermetyczne, piłkarze specyficzni. Momentami wygląda to jak liga wariatów, niespełnionych artystów i kilku przyzwoitych gości. Trzeba się połapać, że bycie lepszym to zbrodnia, a w Neapolu lub Mediolanie psychoza często daje o sobie znać gdy padnie termin „Juventus”. Żeby nie wyglądać jak stróż w Boże Ciało z jakimś sezonowym szarlatanem bierzemy Włocha albo kogoś z kto wie czym jest sukces przed duże „S”. S jak Simeone.

Szyk musi być

Wizualne wrażenie: w tej kategorii Sarri traci kontakt z rywalami. Juve z nowy logotypem nie może wracać do XX wieku i stylu by rasowy ligowiec. W dresie do warzywniaka i po bułki, Gianni Agnelli nie po to wałkował przez lat o kulturze bycia Juventim, aby nowy coach zaliczyć regres cywilizacyjny.

Taktycznie niuanse

Ale żeby tak nie wylał dziecka z kąpieli. O tym, że można przesadzić z własną ideą wiedza dobrze w Monachium. Wizji Pepa starczyło na krajowe rozgrywki, w Europie było blado. To spore uproszczenie przygody Katalończyka w Bawarskich pieleszach ale stanowi wzorowy przykład, że można idealnie ułożony zespół zmienić w dziwny twór. Oczywiście, nie szukamy trenera o prostocie budowy cepa ale niedoszłym mędrcom o łatce intrygującego fachowca mówimy nie!

Jest nudne majowe popołudnie, szóste Scudetto w nowej erze zdobyte, Paratici poprawia włosy i pyta co dalej, Marotta siorbie lekko chłodne latte macchiato myśląc o Verrattim w koszulce w biało-czarne pasy. Agnelli mówi, że Sarri to swój chłop i w Neapolu znów będą kipieć ze złości. Nagle Beppe z panoramicznym uśmiechem wypala: „To Spalletti, niech w Rzymie wiedzą gdzie ich miejsce”. „Ale on nigdy nie wygrał Scudetto”, jak piłeczkę odbił wesoły Fabio. I meda z tym, był w Rosji, to znaczy, że wiele możesz wytrzymać, podobno gra ładnie i może jakiegoś Salaha ze sobą pociągnie. Jednak Angelli pozostaje nieugięty, w tym Luciano coś mi nie gra. Nie, że nie lubię Eiffel 65 ale on jest jak tiramisu z Biedry, niby to tiramisu ale za cholernie nie smakuje jak tiramisu. Wiecie Panowie, ale opowiem Wam taką anegdotę:”Pewien koleś wychodził z domu do pracy i zobaczył na ziemi ślimaka, wiec poniósł go i przerzucił ponad dachem na drugą stronę. Ślimak poobijał się, ale mógł jeszcze chodzić, więc ponownie obszedł cały dom i zatrzymał się w tym samym miejscu co wcześniej. Pech chciał, że facet akurat wtedy również wychodził do pracy i zobaczył tego samego ślimaka. Skonsternowany podszedł do niego i pyta: O co ci ku.rwa chodzi?" Non capisco- palną strapiony Marotta. To zaczekaj do jutra.
A my do końca sezonu.


Fino Alla Fine
Forza Juve

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz