środa, 8 lutego 2017

Otwierajcie szampany! Juve uwalnia się od zbędnego balastu

Bracia i siostry! Wszyscy zrzeszeni wspólnotą juventino oto nadszedł ten dzień. Anderson Hernanes de Carvalho Viana Lima zwany potocznie Hernanes`em opuszcza J-Stadium, co dla wielu z Was zapewne oznacza powód do świętowania. Kamień z serca spadł również mi, ubytek sportowy znikomy, w zasadzie na poziomie występów Brazylijczyka w barwach Juve, a parę milionów euro można odłożyć na letnie zakupy. Jeszcze parę lat temu były już zawodnik Starej Damy uchodził za czołowego piłkarza na swojej pozycji w Serie A. Dziś żegnany z pocałowaniem ręki. Dlaczego przygoda stałego bywalca kpin, mało wysmakowanych memów i ławki rezerwowej z góry skazana była na klęskę? Cóż, przeznaczenia nie oszukasz...
Bez owijania w bawełnę. Hernanes w barwach Juve miał jak u Pana Boga za piecem. Trochę sobie pograł, posmakował przygody Ligii Mistrzów i co najważniejsze mocno wzbogacił stosunkowo ubogą w dokonania kartotekę sukcesów. Kto by nie chciał przytulić bez wysiłku Scudetto i Copa Italia, dzielić szatnię z graczami pokroju Gigiego Buffona, Pipity bądź Leo Bonucciego, w dodatku za niezłą pensję. Niejaki Padoin, nigdy nie wychodził przed szereg. Od początku wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z notabene graczem pokroju swojej byłej drużyny. Conte potrzebował uniwersalnego plastra, Simone gwarantował takie usługi. Przypadek Hernanesa jest zgoła inny. Szykowany do pierwszej jedenastki, z konkretnie przypisaną rolą na boisku. Ograny w realiach calcio, z wyrobioną marką w barwach Biancocelesti i łatką biegającej przeciętności zaskarbionej dzięki występom w drużynie Interu. To nie mogło wypalić...

Hernanes stał się kozłem ofiarnym wpadki transferowej Moratty. Plan na pozyskanie latem 2015 roku trequartisty brutalnie zweryfikował rynek. Z parapetówki u Draxlera pozostał wilczy humor na Twitterze, równie obiecujące wówczas alternatywy z trudnych do wyjaśnienia przyczyn zaprowadziły Starą Damę do Mediolanu. 11 mln i niechciany na San Siro pomocnik wydawał się skrajnie oszczędnościowo-przyziemnym rozwiązaniem. Hernanes miał dać większy komfort w środku pomocy, Allegriemu umożliwić grę na wcześniej wspominanego trequartiste. Chyba sam Marotta nie wierzył w taki scenariusz, mając na uwagę skok jakościowy jaki jest głównym motorem napędowym każdego mercato pozyskanie Brazylijczyka można traktować jedynie w kategorii uzupełnienia kadry. Transfer stricte pasujący do kampanii z czasów Lugi Del Neri`ego i nadmuchany stranierich a`la Jorge Martinez.

Tak więc twór- Juve i Hernanes było związkiem dwóch prędkości. Drużyna po świeżym liftingu z piłkarzem niechciany przez kibiców, niespecjalnie wnoszącym jakość do zespołu. Bilans wychowanka São Paulo dla Starej Damy- 32 spotkania we wszystkich rozrywach i 2 bramki nikogo nie przekona. Z błyskotliwej szybkości, charakterystycznej dla Canarinhos łatwości prowadzenia piłki, atomowego uderzenia zostały jedynie urywki na YouTubie. Stary Hernanes potrafił zaskoczyć rywala, momentami gwarantował różnice upoważniającą do porównań z słynnymi rodakami, ot taki Hamsik po kilku głębszych.

„Prorok” w koszulce Juve wyglądał jak dziecko we mgle. Skrajnie bezproduktywny, nieporadny, klasyczny przykład jeźdźca bez głowy. Wprawdzie okazji do wykazania było niewiele ale sam zainteresowany nie dawał powodu by częściej gościć w wyjściowym składzie. Z meczu na mecz jedynie utwierdzając przekonanie, że trafił do Turynu przez pomyłkę. Być może nie pasował Allegriemu, a konkurencja okazała się szklanym sufitem. Gość który przez kilka sezonów był filarem Lazio przegrywał z kim popadnie. Taki Hernanes spokojnie mógłby grać amanta w telenoweli, zaistnieć w polityce gdyby poglądy okazały się mniej bezpłciowe od posiadacza lub zostać bożyszczem gospodyń domowych. Zakładam, że prawie każdy przymierzany pod koniec sierpnia 2015 do Juve od Vazqueza, Soriano po Witsela i Januzaj`a, dałby więcej drużynie, a przynajmniej w ocenach po meczowych byłoby nieco więcej kolorytu.

Anemiczność wyśrubowana do granic absurdu, coś jak wers „O północy chodźmy na dach”, nijak mająca wartość samą w sobie. Mało kto spodziewał się wielkich pozytywów z tego transferu ale jego irracjonalność przebiła wszelkie oczekiwania. Po piłkarzu aż nadto doświadczonym również na poziomie reprezentacyjnym można było spodziewać się czegoś więcej. Wkład Hernanesa w ostatnie Scudetto był równie mizerny co dokonania Cezarego Trybiańskiego w NBA. Generalnie odbiór byłego reprezentanta Brazylii byłby inny gdyby nie fakt, że przybył w miejsce obiecanego trequartisty, ogryzek zamiast jabłka musiał rozwścieczyć. Zamiast zastrzyku ofensywnej alternatywy dostaliśmy piłkarza mentalnie zawieszonego w czasie, konkretnie we własnym samochodzie gdy ze łzami w oczach żegnał się z kibicami Lazio. Z każdym kolejnym meczem udowadniający że Juventus był zza wysokim koniem. To żaden wstyd, można przybić piątkę Marco Boriello lub Mauricio Isli. Niewykluczone, że w Państwie Środka, wśród biegających Pokemonów „Prorok” wróci na właściwe tory, bo jeśli nie uda się zrobić furory w Chinese Super League to na karierę donżuana będzie już za późno.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Anderson Hernanes Lima (@hernanesoj)




Forza Juve
Fino Alla Fine


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz