„Mam
problem, wszyscy mnie wkur..ą”-
Leo, Lichy, Paulo, jutro kolejnemu się
oberwie. Stres zbiera żniwa,
ktoś tu
nieradzi sobie z presją
bądź
poczuł, że
w Juve wszystko ma chodzić
jak w Szwajcarskim zegarku, pod moje dyktando, tak jak chce albo „wpier..l”. Allegri
ma jasną
wizję swych
rządów na
J-Stadium. Chce panować
niepodzielnie na wszystkich frontach. Głupio
stracona bramka- furia, oddanie przewagi przeciwnikowi- furia, głupie
podanie- wielka furia. Powodów do irytacji całkiem
sporo, a i sami zawodnicy szukają
zwady. „Czasem mam ochotę
komuś
przy..lić”-
groźby
naruszenia cielesności
czterech liter padały
w Doha, Bóg jeden wie co się
działo w
zaciszu czterech ścian
szatni. Sztuka perfekcji zabija swojego artystę,
nasz Dante Alighieri zbliża
się do
swojej, prywatnej Boskiej komedii. Jeśli
nie przyhamuje, to zamiast kolejny skalpów będzie
cisza żałobna,
zamiast próśb
o pozostanie, skończy
jak Jagna w „Chłopach”.
Klasyczne
rozdwojenie jaźni.
Z jednej strony flegmatyczny jak książę
Karol, może
przez te plotki łączące
z przejęciem
Arsenalu, z drugiej Mel Gibson z Furii. Allegri popada w psychozę
zwycięstwa,
gdy oddala się
ono choćby
na milimetr odzywa się
mały
król Ubu. To taka Turyńska
choroba, Dybala eksplodował
gdy przedwcześnie
musiał
zejść
z boiska, Lichy dołączył
się
do wcześniejszego
trendu, Chiellini notorycznie olewa zaczepki swojego coacha, a na
dobitkę
Leo podczas swojego benefisu jawnie wymienia ciosy z naszym nerwusem.
Był
już
taki co chciał
być
większy
od każdego
kto się
nawinie i niczym Pułkownik
Kurtz tworzyć
swoją
autokratyczną
Republikę.
Różnica
jest taka, że
za Antonio Conte szli wszyscy żołnierzy,
równo, zgodnie z rozkazami, czy za Allegrimi wszyscy ruszyliby na
wojnę?
Wątpię.
Trochę
mięsa
nie zaszkodzi. Na samych warzywach daleko nie zajedziemy. Stricte
męskie
zwroty jak „spiedalaj”, „wal się”,
drogi per „chuju” są
w tej branży
na początku
dziennym. Weganie są
ok, nawet Clint Eastwood wozi się
na zielonych. Piłka
nożna
roi się
od Wójcików, praktykujących
Zarzecznych, ludzi z łaciną
za Pan brat. W parlamentarnych słowach
nie zawsze można
upchnąć
ciężar
emocjonalnych uwag, bądź
subiektywnych spostrzeżeń.
Widzicie trenera Probierza delikatnie pouczającego
przy linii bocznej? Sielanka nie służy,
stwarza iluzję
pewności,
że
wszystko zmierza w dobrym kierunku, a piłka
bywa przewrotna. Tak więc,
swoisty strzał
na otrzeźwienie
zawsze mile widziany. Jedna „kurwa” krzywdy nikomu nie zrobi, Ba!
Nawet oczyści
atmosferę.
Całe
zło
zaczyna się
gdy zapada cisza. Ludzie nie wchodzą
sobie w drogę
i jak Pep Guardiola żyją
w kokonie bezpieczeństwa.
W
Turynie iskrzy od kilku tygodni. Piłkarze
narobili sobie poruty niepotrzebnymi porażkami
na wyjazdach, czarę
groszy przelała
klęska
w starciu o Superpuchar Włoch.
Teoretycznie ostatnie spotkania nie budzą
zastrzeżeń
w koncentrację
i zaangażowanie
Bianconerich, wszak reakcję Lichtsteinera i Dybali świadczą
o woli walki. Stara Dama uzależniona
jest od zwycięstw,
wirus przenosi się
na każdy
element machiny. Każdy
ma świadomość
o co walczymy tego sezonu i niepotrzebne darcie kotów wprowadza
dodatkową
falę
napięć.
Zbiorowa przypadłość
wielokrotnie podnosiła
drużynę,
rok temu doprowadzając
do rzeczy praktycznie niemożliwe,
obrony mistrzostwa. Taki mamy klimat.
Może to być burza w szklance wody, czyli po prostu starcia silnych charakterów.— Piotr Ziemkiewicz (@PZiemkiewicz) 18 lutego 2017
Jednak powtarzanie się tych "małych sporów" jest spora
Ale
skoro warujemy to na całego!
Starcie z Leonardo Bonuccim można
traktować
jako wybryk bogactwa, klasyczne szukanie dziury w całym.
Mecz wygrany, obraz gry całkiem
udany, głupio
stracona bramka- zdarza się,
jednak dla Maxa to za mało.
Oberwało
się
człowiekowi
który tamtego wieczoru obchodził
swoje prywatne święto.
Można
było
odpuścić,
puścić
w niepamięć,
wyczulić
przed błędami
podczas odprawy przed środową
potyczką.
W gorącej
wodzie kompany Toskańczyk
nie czai się,
dla niego brak perfekcji jest grzechem śmiertelnym.
Urodzony w mieście
komunistów zbyt często
płonie
z frustracji, jakby czynniki ludziego błędu
nie miał
prawa bytu. Jak zauważył
Miralem Pjanić-
Juve to klub na serio, w innej części
Włoch
nie było
by sprawy, jednak jesteśmy
w Turynie, w klubie którym liczą
się
tylko zwycięstwa.
Wniosek jest prosty- rozgrzeszamy obu Panów.
To
nie siatkówka. Fochy są
tak na miejscu jak forma piłkarzy
Bologni, wojskowa musztra w określonych
proporcjach ma rację
bytu, oby tylko Allegri nie przesadził.
Daleko mu do tyranii a`la Felix Magath, ale zdecydowanie bliżej
niż
do ciepła
Tadeusza Pawłowskiego.
Tocząc
swój wewnętrzny
spór spycha na bocznicę
zapomnienia tego typka który kompletnie bezpłciowo
przeżywał
marazm Milanu. Pobyt w Turynie zmienił
Allegriego, stał
się
draniem nastawionym tylko na jedno- zwycięstwo,
przesiąkł
Juventusem jakby był
tu od kilku dekad. Strach pomyśleć
co będzie
po kolejnych 300 meczach na ławce
trenerskiej.
Ej, wy, wy, ludzie, wy, tych pogróżek nie kupujta i choć szaleje Max, wy Maxa się nie bójta! https://t.co/Z8z1TgaGRS— Patryk Kubik (@pat_kubik) 18 lutego 2017
Zanim
Allegri zamieni się
w Conte i rozpocznie swoją
własną
wojnę
mam nadzieję, że będziemy
bogatsi o kilka kolejnych tytułów.
Niemal pewne jak Amen w pacierzu, jeśli chcesz utrzymać się na
szczycie to musisz zapłacić cenę sukcesu. Dlatego Panie Allegri,
mam pewną
radę
od Pułkownika
Kurtza: „Koszmar
i paniczny strach są
twoimi przyjaciółmi. W
przeciwnym razie stają
się wrogami, których
należy się
bać. Prawdziwymi
wrogami.”
Forza
Juve
Fino
Alla Fine
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz