środa, 18 stycznia 2017

Wielka draka w Chińskiej dzielnicy futbolu

 
Nie mieć zdania- prawo do którego lepiej się nie odwoływać. WOŚP, TVP i Chińska nawałnica. Już dawno Twitter nie był uzależniony od tak wąskiej tematyki. O ile pierwsze dwa zagadnienia mnie nie ruszają bo mam na tyle ugruntowaną prawicową mentalność, o tyle obojętność nie ma racji bytu w przypadku Państwa Środka i jego ingerencji w Europejski futbol. Świat kibica Juve odmienia się dwóch barwach, dlatego też do problemu from China podejdę tendencyjnie i emocjonalnie, jednym słowem- konserwatywnie.

Mało jest monochromów w naszej rzeczywistości. Wszelkie szarości wpisują się w naszą naturę. Może dlatego, że wraz z dojrzewaniem dostrzegamy drugie dno niemal we wszystkim, a w sporcie medal ma zawsze dwie strony. Konflikt aspektów wypływa w doświadczeniu z religią, gdzie podział na dobro i zło ma wyraźną granicę- grzechu. Biel i czerń skąpana w świecie Juventino każe rozliczyć Witsela za złamane deklaracje, a zarazem zrozumieć melancholię Belga do mamony. Każe również z ostrożnością obserwować to co się dzieje wokół za nim dotknie to bezpośrednio Starej Damy.

Hajs, Hajs, Hajs

Może jestem za stary by zrozumieć obecny świat. Nie ganiałem za małolata za Pokemonami, a Youtube miałem raz w tygodniu dzięki sympatycznemu brodaczowi z publicznej TV. Niektórzy wietrzą kolejny etap rozwoju, jak wprowadzenie reklam na koszulkach, zwiększenie limitu obcokrajowców lub poszerzenie Lidze Mistrzów. Inni wypominają Europie identycznego występku już lata świetlne temu. Wyławianie z Ameryki Południowej największych talentów, okradanie z największych gwiazd topowe ligi poza Starym Kontynentem, tworzenie wyraźnych podziałów między biednymi a bogatymi. Nie jeden Gabriel Jesus uległ wysokiej pensji, a nie prestiżu „wielkiego klubu”. Nie jeden Otmanedi marzył w dzieciństwie o grze dla wielkich The Citizens, nawet jeśli wówczas był to poziom Championship. Wszak Europejski futbol opiera się na pieniądzach i owy kult pieniądza nie zrodził z nadejściem ery Romana Abramowicza lecz w czasach gdy większości z Nas jeszcze nie było na świecie...

Jest podaż, jest popyt

Podstawowa zasada w ekonomii. Nie byłoby wielkie draki gdyby nie chętni na przeprowadzkę do Państwa Środka. Europa ściąga do siebie najlepszych piłkarzy, fakt, że ten proces zostanie przerwany najbardziej mierzi środowisko piłkarskie. Duma Europejczyków nie strawi faktu, że gdzieś indziej na świecie mogą grać lepsi piłkarze, że są ligi silniejsze i bardziej atrakcyjne dla neutralnego kibica. Gdy William przenosił swe talenty na rosyjskie peryferie swojej decyzji nie opierał na chęci poprawy jakości sportowej. Jakością sportową nie kierował się również wodząc za nos kolejny klub by ostatecznie wybrać ten- najbardziej uzależniony od monet. Brak kolejnych potencjalnych Willianów Europie nie zaszkodzi. Jak również Hulków i innych Latynosów już dawno skazanych na znaczek „dolara”.

Nie wszystko na sprzedaż

Nie czuje tego całego hype`u na Chiny. Egzotyka jest fajna ale na wakacjach. W dzieciństwie każdy żył w religii zbudowanej wokół swojego klubu. Na osiedlu biegało kilku Del Piero, Elberów i dziesiątki Rauli. Wielkie transfery działały na wyobraźnie ale były bardziej wyrazem wielkości klubu, wyznaczały hierarchie, świadczyły o osiągniętym poziomie danego piłkarza. Dziś rynek przypomina wygłodniałego narkomana, z zaburzoną oceną sytuacji, nieograniczonym głodem i masą dilerów na zawołanie, tudzież agentów piłkarskich. Głównym zarzutem wobec nowego trendu są pieniądze. Osobiście nie narzekałem gdy Marotta odpalił klauzule Higuaina, nie widziałem nic złego przy transferowym rekordzie Pogby. Europa od lat uzależniona jest od wielkich środków ale w przeciwieństwie do Chinese Super League futbol na Starym Kontynencie nie opiera się jedynie na mamonie. W glorii wielkich legend, tradycji kultywowanej przez klika dekad, rodziły się wielkie kluby łączące fanów na całym świecie, przechodząc do świata popkultury i wyznaczając styl życia. Chińczycy zaczynają od zera, Oscar lub Tevez jeszcze kilka lat o swoich nowych zespołach nie powiedzieli by zbyt wiele. Wystarczy kilka zer by mieć inny punkt widzenia.

Potop

Jestem w stanie rozgrzeszyć wszystkie owieczki ślepo kroczące w stronę wschodu. Wszak nie robią to pierwszy raz, a przynajmniej teraz można nazwać to po imieniu. Rozumiem science-faction w ofertach rzędu 150 mln bo gdy jeszcze kilka lat temu wśród wielu kibiców miało się status anonimowy to trzeba błyszczeć w iście wieśniackim stylu. Prawdziwy diabeł kryje się w klubach skażonych Chinami. W czym ta zła siła u właścicieli Interu lub Valencii? Czy pieniążki utkane z milionów małych rączek są bardziej demoniczne od pompowanych przez rafinerie z bliskiego wschodu lub rosyjskich oligarchów? Mianowicie w tym, że pogłębiają obecny już problem, stają się powszechniejsze od Rosjan lub Szejków, przejmując kolejne kluby niemal jak Krym i wynikają z gospodarki zagrażającej Staremu Kontynentowi. Wchodząc na arenę Europejskie futbolu Chiny zalewają Nas w kolejnej sferze, dotykając silnie emocjonalnej sfery- mentalności kibica. Piłka nożna to coś więcej niż tylko dyscyplina sportowa, to wartość sama w sobie.

Moda na Chiny

Są rzeczy których żadne pieniądze nie zapewnią. Prestiż, kibice, historia, sukcesy potwierdzane cyklicznością. Być może z czasem grono gwiazd wywinduje na wyższy level Chinese Super League, a przepaść pomiędzy topowymi ligami Europy zostanie zniwelowana, lecz budowa „poważnej” alternatywy wobec La Liga bądź Serie A to proces na kilkadziesiąt lat. Magii Grand Derbi lub elitarności Champions League nie można zastąpić. To „produkty” tak unikalne i perfekcyjne, że stanowią o wyjątkowości piłki nożnej. Są gladiatorzy, więc i będą igrzyska lecz w klimacie cyrku. Moda na Chiny wietrznie trwać nie będzie. Swoje „5 minut” miały ligi w krajach Arabskich, MLS, teraz czas na najludniejszy kraj z drugą gospodarką świata. Powstaje pytanie, ile złego uczyni Chińska nawałnica piłkarskiej Europie za nim moda na Państwo Środka przeminie?


Całym krytycyzm wokół Chin ma swoją piętę Achillesową, to w Europie otwarto puszkę Pandory. Skoro rynek transferowy od kilku lat kipi patologią, to żadne azjatyckie pieniądze nie są w stanie wyrządzić jeszcze większych paranoi? A jednak są i będą skoro ich jedyną kartą przetargową są pieniądze. Dopóki do Chin nie trafią najwięksi jak Messi, CR7 lub Griezmann trudno będzie mówić, o powstaniu nowego piłkarskiego centrum świata. Tym bardziej, gdy Chiny nadal będą sięgać po upychanych w kadrach niespełnionych piłkarzy jak Mikel John Obi lub już dawno zwerbowanych przez pieniądze gwiazdorów o klasie Diego Costy. Póki co poza kilkoma wyjątkami Europejczycy pozostają bierni Azjatyckim zakusom, choć to kwestia czasu. Rewolucję w Chiński futbolu przedstawił Mariusz Bielski i bardziej obytemu koledze pozostawiam palmę pierwszeństwa w temacie.


Fino Alla Fine
Forza Juve


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz