Nie mieć
zdania- prawo do którego lepiej się nie odwoływać. WOŚP, TVP i
Chińska nawałnica. Już dawno Twitter nie był uzależniony od tak
wąskiej tematyki. O ile pierwsze dwa zagadnienia mnie nie ruszają
bo mam na tyle ugruntowaną prawicową mentalność, o tyle
obojętność nie ma racji bytu w przypadku Państwa Środka i jego
ingerencji w Europejski futbol. Świat kibica Juve odmienia się
dwóch barwach, dlatego też do problemu from China
podejdę tendencyjnie i
emocjonalnie, jednym słowem- konserwatywnie.
Mało jest monochromów w naszej
rzeczywistości. Wszelkie szarości wpisują się w naszą naturę.
Może dlatego, że wraz z dojrzewaniem dostrzegamy drugie dno niemal
we wszystkim, a w sporcie medal ma zawsze dwie strony. Konflikt
aspektów wypływa w doświadczeniu z religią, gdzie podział na
dobro i zło ma wyraźną granicę- grzechu. Biel i czerń skąpana w
świecie Juventino każe
rozliczyć Witsela za złamane deklaracje, a zarazem zrozumieć
melancholię Belga do mamony. Każe również z ostrożnością
obserwować to co się dzieje wokół za nim dotknie to bezpośrednio
Starej Damy.
Hajs, Hajs, Hajs
Może jestem za stary by zrozumieć obecny świat. Nie ganiałem za
małolata za Pokemonami, a Youtube miałem raz w tygodniu dzięki
sympatycznemu brodaczowi z publicznej TV. Niektórzy wietrzą kolejny
etap rozwoju, jak wprowadzenie reklam na koszulkach, zwiększenie
limitu obcokrajowców lub poszerzenie Lidze Mistrzów. Inni
wypominają Europie identycznego występku już lata świetlne temu.
Wyławianie z Ameryki Południowej największych talentów, okradanie
z największych gwiazd topowe ligi poza Starym Kontynentem, tworzenie
wyraźnych podziałów między biednymi a bogatymi. Nie jeden Gabriel
Jesus uległ wysokiej pensji, a nie prestiżu „wielkiego klubu”.
Nie jeden Otmanedi marzył w dzieciństwie o grze dla wielkich The
Citizens, nawet jeśli wówczas był to poziom Championship. Wszak
Europejski futbol opiera się na pieniądzach i owy kult pieniądza
nie zrodził z nadejściem ery Romana Abramowicza lecz w czasach gdy
większości z Nas jeszcze nie było na świecie...
Jest podaż, jest popyt
Podstawowa zasada w ekonomii. Nie byłoby wielkie draki gdyby nie
chętni na przeprowadzkę do Państwa Środka. Europa ściąga do
siebie najlepszych piłkarzy, fakt, że ten proces zostanie przerwany
najbardziej mierzi środowisko piłkarskie. Duma Europejczyków nie
strawi faktu, że gdzieś indziej na świecie mogą grać lepsi
piłkarze, że są ligi silniejsze i bardziej atrakcyjne dla
neutralnego kibica. Gdy William przenosił swe talenty na rosyjskie
peryferie swojej decyzji nie opierał na chęci poprawy jakości
sportowej. Jakością sportową nie kierował się również wodząc
za nos kolejny klub by ostatecznie wybrać ten- najbardziej
uzależniony od monet. Brak kolejnych potencjalnych Willianów
Europie nie zaszkodzi. Jak również Hulków i innych Latynosów już
dawno skazanych na znaczek „dolara”.
Nie wszystko na sprzedaż
Nie czuje tego całego hype`u na Chiny. Egzotyka jest fajna ale na
wakacjach. W dzieciństwie każdy żył w religii zbudowanej wokół
swojego klubu. Na osiedlu biegało kilku Del Piero, Elberów i
dziesiątki Rauli. Wielkie transfery działały na wyobraźnie ale
były bardziej wyrazem wielkości klubu, wyznaczały hierarchie,
świadczyły o osiągniętym poziomie danego piłkarza. Dziś rynek
przypomina wygłodniałego narkomana, z zaburzoną oceną sytuacji,
nieograniczonym głodem i masą dilerów na zawołanie, tudzież
agentów piłkarskich. Głównym zarzutem wobec nowego trendu są
pieniądze. Osobiście nie narzekałem gdy Marotta odpalił klauzule
Higuaina, nie widziałem nic złego przy transferowym rekordzie
Pogby. Europa od lat uzależniona jest od wielkich środków ale w
przeciwieństwie do Chinese Super League futbol na Starym Kontynencie
nie opiera się jedynie na mamonie. W glorii wielkich legend,
tradycji kultywowanej przez klika dekad, rodziły się wielkie kluby
łączące fanów na całym świecie, przechodząc do świata
popkultury i wyznaczając styl życia. Chińczycy zaczynają od zera,
Oscar lub Tevez jeszcze kilka lat o swoich nowych zespołach nie
powiedzieli by zbyt wiele. Wystarczy kilka zer by mieć inny punkt
widzenia.
Potop
Jestem w stanie rozgrzeszyć wszystkie owieczki ślepo kroczące w
stronę wschodu. Wszak nie robią to pierwszy raz, a przynajmniej
teraz można nazwać to po imieniu. Rozumiem science-faction w
ofertach rzędu 150 mln bo gdy jeszcze kilka lat temu wśród wielu
kibiców miało się status anonimowy to trzeba błyszczeć w iście
wieśniackim stylu. Prawdziwy diabeł kryje się w klubach skażonych
Chinami. W czym ta zła siła u właścicieli Interu lub Valencii?
Czy pieniążki utkane z milionów małych rączek są bardziej
demoniczne od pompowanych przez rafinerie z bliskiego wschodu lub
rosyjskich oligarchów? Mianowicie w tym, że pogłębiają obecny
już problem, stają się powszechniejsze od Rosjan lub Szejków,
przejmując kolejne kluby niemal jak Krym i wynikają z gospodarki
zagrażającej Staremu Kontynentowi. Wchodząc na arenę Europejskie
futbolu Chiny zalewają Nas w kolejnej sferze, dotykając silnie
emocjonalnej sfery- mentalności kibica. Piłka nożna to coś
więcej niż tylko dyscyplina sportowa, to wartość sama w sobie.
Moda na Chiny
Są rzeczy których żadne pieniądze nie zapewnią. Prestiż,
kibice, historia, sukcesy potwierdzane cyklicznością. Być może z
czasem grono gwiazd wywinduje na wyższy level Chinese Super League,
a przepaść pomiędzy topowymi ligami Europy zostanie zniwelowana,
lecz budowa „poważnej” alternatywy wobec La Liga bądź Serie A
to proces na kilkadziesiąt lat. Magii Grand Derbi lub elitarności
Champions League nie można zastąpić. To „produkty” tak
unikalne i perfekcyjne, że stanowią o wyjątkowości piłki nożnej.
Są gladiatorzy, więc i będą igrzyska lecz w klimacie cyrku. Moda
na Chiny wietrznie trwać nie będzie. Swoje „5 minut” miały
ligi w krajach Arabskich, MLS, teraz czas na najludniejszy kraj z
drugą gospodarką świata. Powstaje pytanie, ile złego uczyni
Chińska nawałnica piłkarskiej Europie za nim moda na Państwo
Środka przeminie?
Całym krytycyzm wokół Chin ma swoją piętę Achillesową, to w
Europie otwarto puszkę Pandory. Skoro rynek transferowy od kilku lat
kipi patologią, to żadne azjatyckie pieniądze nie są w stanie
wyrządzić jeszcze większych paranoi? A jednak są i będą skoro
ich jedyną kartą przetargową są pieniądze. Dopóki do Chin nie
trafią najwięksi jak Messi, CR7 lub Griezmann trudno będzie mówić,
o powstaniu nowego piłkarskiego centrum świata. Tym bardziej, gdy
Chiny nadal będą sięgać po upychanych w kadrach niespełnionych
piłkarzy jak Mikel John Obi lub już dawno zwerbowanych przez
pieniądze gwiazdorów o klasie Diego Costy. Póki co poza kilkoma
wyjątkami Europejczycy pozostają bierni Azjatyckim zakusom, choć
to kwestia czasu. Rewolucję w Chiński futbolu przedstawił Mariusz Bielski i bardziej obytemu koledze pozostawiam palmę pierwszeństwa
w temacie.
Fino Alla Fine
Forza Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz