Abbiamo fatto
l’Italia, ora dobbiamo fare gli italiani. -gdybym miał wybrać
sentencję która najbardziej oddaje moje spostrzeganie na Italię i
jej potomków to właśnie taki dobór słów byłby najbardziej
adekwatny. Ogrody Boga i jej mieszkańcy obdarzeni ziemią obiecaną.
Podobno najtrudniej dostrzec prawdziwe piękno gdy ma się je na
wyciągniecie ręki. Podobno u pana Boga za piecem chłód
najbardziej doskwiera. Włosi jak mało który naród w Europie
czerpie pełnią garścią z tego co ziemia wydała. Z drugiej
strony, jako mało który naród egzystuje wśród wielu podziałów.
Dla Włochów calcio jest jedną z niewielu rzeczy które
potrafi zjednoczyć. Jak druga religia, podnoszona do rangi spraw
fundamentalnych. Sacrum otwarte jedynie dla wiernych serc.
Górnolotność powyższych linijek zahacza o groteskę, jak i samo
podejście Włochów do piłki nożnej. W tym sęk, calcio dla
Włochów zawsze będzie narodowym dobrem i daj Boże aby żadne
pieniądze tego nie zmieniły.
„Mówi
się, że jedynym, co może zjednoczyć ich mieszkańców, jest wojna
i futbol, a ludzie czerpią większą dumę z bycia mediolańczykami,
Toskańczykami czy genueńczykami niż Włochami. Wszyscy mogą mieć
ten sam paszport według unijnego projektu, ale różnią się
ogromnie temperamentem, kulturą i językiem.”
Nick Squires, Gdzie
jest but?, „The Daily Telegraph”
Jako,
że wychowałem się w erze wielkiej Serie A i za pierwszych idoli
miałem tak wybitnych piłkarzy jak: Alessandro Del Piero, Filipo
Inzaghi lub Fabrizio Ravanelli, z radością patrze na nowe perły
włoskiego futbolu. Gianuligi Donnarumma, Andrea Belotti, Daniele
Rugani, Bomenico Berardi, „skromne” dowody, że „pokolenie
Serie C” było jedynie chwilowym etapem calcio. Primavera
odmienia rozgrywki ligowe niczym
wiosenny wiatr w pochmurny kwietniowy dzień. Dziś najlepszymi
strzelcami Serie A wśród włoskich piłkarzy nie są emeryci
wspomagani przez Geriavit jak Di Natale lub Toni, kadra Azzurich może
z nadzieją liczyć na następców BBC, a człowiek-legenda doczekał
się godnego następcy, nomen omen
swego imiennika. Uchodząca przez lata za ligę dla seniorów, włoska
Serie A zmienia się w zawrotnym tempie. Dekadę temu, w posępnych
nastrojach wśród bianconeri, Włosi świętowali mistrzostwo
świata, dziś po włoskich boiskach biega zaledwie pięciu piłkarzy
z mistrzowskiej drużyny Marcelo Lippi`ego. Dekada w świecie futbolu
jest jak wieczność. Ale niezmienną rzeczą jaką mamy do dnia
dzisiejszego jest strach przed Starą Damą...
Walka
z monopolami....
Klauzule
„Anty-Juve” czyli piłkarska ustawa antymonopolowa. Moda
ostatniego lata, transfer Higuaina jak mało który zrewolucjonizował
rynek transferowy w Serie A. Nie był to pierwszy wielki transfer
między największymi włoskimi klubami, ale pierwszy dokonany przy
wydatnym oporze jednego z nich. Wyciągnięty z Rzymu Pjanić jeszcze
bardziej podsycił atmosferę. Jak grzyby po deszczu, kolejne kluby
Serie A zabezpieczając się przed możliwościami transferowymi Juve
umieszczały w kontraktach swoich kluczowych graczy klauzule
dostępności, wywyższone do granic możliwości, często z
wyłącznością dla klubów spoza Półwyspu Apenińskiego.
Wzmacnianie drużyny przy jednoczesnym osłabianiu najsłabszych
rywali. Patent znany dobrze Bawarczykom wyciągającym z Zagłębia
Ruhry najważniejszych piłkarzy. Mauricio Icardi, Piotr Zieliński,
Kalidou Koulibaly, Andrea Belotti, dla tych piłkarzy
wrota Starej Damy mają być zakazaną jabłonią z rajskiego ogrodu.
Nikt
nie lubi monopolów, psują rynek, niszczą konkurencję. Zarówno w
sferze ekonomii jak i sportowej, stanowią wyraz napięć oraz
poczucia niesprawiedliwości. Ale skoro Stara Dama jest w stanie
przeskoczyć opór do sprzedaży to dlaczego Mediolańskie kluby
napędzane nieograniczonymi środkami z Chin, nie mogłyby?
Zakładając, że Piotr Zieliński spełni pokładane w nim nadzieje,
wkrótce może aspirować do miana kolejnego eksportowego produktu
spod Wezuwiusza. Przy rozrzutności działaczy z Giuseppe Meazzy
kwota 65 mln euro nie budzi znacznego zahamowania.
Oddani swym małym ojczyznom, przywiązani do barw klubowych,
wychowani w rygorze taktycznym, z wyssanym mlekiem matki catenaccio,
nieco konserwatywni a momentami wręcz zaściankowi, kontrowersyjni
i zawsze mający wiele do powiedzenia. Gdziekolwiek się pojawiali
świat stawał się bardziej barwny. Azzuri kochają calcio, podczas
gdy piłkarskie granice Europy zostały otwarte na oścież, dla
Włochów Serie A nadal pozostawała ziemią obiecaną. Przywiązani
niemal jak do rodzinnego domu bądź maminych obiadów stanowiący o
sile i wyjątkowości ligi włoskiej. Podboje zagraniczne rzadko
wychodziły włoskim gwiazdom, Vieri szybko zatęsknił za rodzinnym
stadionami, a Balotelli lub Di Ciano częściej karmili bulwarówki
swoimi wyskokami niż dobrą grą. Luca Toni miał swoje „5 minut”
w Monachium lecz czas był nieubłagany, Fabio Cannavaro spóźnił
się z wyjazdem, a wojaże zagraniczne Andrei Pirlo ciężko
traktować jako poważną wyprawę piłkarską. Paryska wizytówka
calcio łamie stereotyp Włocha potrafiącego grać jedynie w swojej
lidze. Choć pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby Marco w 2012
roku wybrał ofertę Juventusu dziś byłby najlepszym pomocnikiem
świata.
W
erze wielkich pieniędzy ta włoska mentalność graniczy z
archaicznością. Ze świecą możemy szukać piłkarzy którzy jak
Paolo Maldini lub Francesco Totti mają zamiar związać całą
karierę z macierzystym klubem. Obawiam się, że totalitaryzm
managementu jaki zwiastuje pozycja Mino Raioli i jego kolegów po
fachu doprowadzi do krachu i ten piękny skrawek futbolu. Nie o tym
miałem pisać, ale trudno się pohamować gdy trzeba się posiłkować
wielkimi legendami. Biorąc pod lupę sytuację młodego Andrea
Belotti zastanawiam się czy większej krzywdy władzę Torino nie
mogły mu uczynić. Za wszelką cenę opchnięcie piłkarza do
napaleńców z Paryża lub z Premier League by nie trafił na
znienawidzone J-Stadium? Czy niechęć do Juve jest aż tak wielka by
zakończyć Imperium Włoskie i skazać największe gwiazdy Serie A
na emigrację? Dla Florentino Pereza Gianuligi Donnarumma jest
materiałem na kolejną gwiazdę, dosłownie „kolejną” dla
świata calcio dobrem które zdarza się raz na kilkadziesiąt lat.
Bernardeschi mógłby poradzić sobie w każdej lidze
lecz jedynie w Serie A będzie wyjątkowy. Casus włoskiego piłkarza-
tak wąski a z drugiej strony tak głęboki...
Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Niech i ta prawda ludowa
przyświeca nadal największym z Serie A. O sile włoskiej kadry
zawsze stanowili piłkarze Juventusu. Począwszy od ery wielkiego
Gianpiero Combi`ego po przesiąkniętą pierwiastkiem bianconeri
ekipę z 2006 roku. „Nazio-Juve” było motorem napędowym squadra
azzurri podczas wszelkich wielkich sukcesów na arenie
międzynarodowej. Przy niepohamowanych apetytach chińskich
inwestorów trudno postrzegać Juve jako zagrożenie dla
konkurencyjności Serie A. Choć inaczej rzecz ujmują u największych
rywali Starej Damy to czy walka z Juve nie oznacza walki z całym
włoskim futbolem?
Fino
Alla Fine
Forza
Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz