wtorek, 3 stycznia 2017

Quo Vadis Italio? Klauzule "Anty-Juve", a wspólne dobro włoskiej piłki

Abbiamo fatto l’Italia, ora dobbiamo fare gli italiani. -gdybym miał wybrać sentencję która najbardziej oddaje moje spostrzeganie na Italię i jej potomków to właśnie taki dobór słów byłby najbardziej adekwatny. Ogrody Boga i jej mieszkańcy obdarzeni ziemią obiecaną. Podobno najtrudniej dostrzec prawdziwe piękno gdy ma się je na wyciągniecie ręki. Podobno u pana Boga za piecem chłód najbardziej doskwiera. Włosi jak mało który naród w Europie czerpie pełnią garścią z tego co ziemia wydała. Z drugiej strony, jako mało który naród egzystuje wśród wielu podziałów. Dla Włochów calcio jest jedną z niewielu rzeczy które potrafi zjednoczyć. Jak druga religia, podnoszona do rangi spraw fundamentalnych. Sacrum otwarte jedynie dla wiernych serc. Górnolotność powyższych linijek zahacza o groteskę, jak i samo podejście Włochów do piłki nożnej. W tym sęk, calcio dla Włochów zawsze będzie narodowym dobrem i daj Boże aby żadne pieniądze tego nie zmieniły.

Mówi się, że jedynym, co może zjednoczyć ich mieszkańców, jest wojna i futbol, a ludzie czerpią większą dumę z bycia mediolańczykami, Toskańczykami czy genueńczykami niż Włochami. Wszyscy mogą mieć ten sam paszport według unijnego projektu, ale różnią się ogromnie temperamentem, kulturą i językiem.

Nick Squires, Gdzie jest but?, „The Daily Telegraph”

Jako, że wychowałem się w erze wielkiej Serie A i za pierwszych idoli miałem tak wybitnych piłkarzy jak: Alessandro Del Piero, Filipo Inzaghi lub Fabrizio Ravanelli, z radością patrze na nowe perły włoskiego futbolu. Gianuligi Donnarumma, Andrea Belotti, Daniele Rugani, Bomenico Berardi, „skromne” dowody, że „pokolenie Serie C” było jedynie chwilowym etapem calcio. Primavera odmienia rozgrywki ligowe niczym wiosenny wiatr w pochmurny kwietniowy dzień. Dziś najlepszymi strzelcami Serie A wśród włoskich piłkarzy nie są emeryci wspomagani przez Geriavit jak Di Natale lub Toni, kadra Azzurich może z nadzieją liczyć na następców BBC, a człowiek-legenda doczekał się godnego następcy, nomen omen swego imiennika. Uchodząca przez lata za ligę dla seniorów, włoska Serie A zmienia się w zawrotnym tempie. Dekadę temu, w posępnych nastrojach wśród bianconeri, Włosi świętowali mistrzostwo świata, dziś po włoskich boiskach biega zaledwie pięciu piłkarzy z mistrzowskiej drużyny Marcelo Lippi`ego. Dekada w świecie futbolu jest jak wieczność. Ale niezmienną rzeczą jaką mamy do dnia dzisiejszego jest strach przed Starą Damą...

Walka z monopolami....

Klauzule „Anty-Juve” czyli piłkarska ustawa antymonopolowa. Moda ostatniego lata, transfer Higuaina jak mało który zrewolucjonizował rynek transferowy w Serie A. Nie był to pierwszy wielki transfer między największymi włoskimi klubami, ale pierwszy dokonany przy wydatnym oporze jednego z nich. Wyciągnięty z Rzymu Pjanić jeszcze bardziej podsycił atmosferę. Jak grzyby po deszczu, kolejne kluby Serie A zabezpieczając się przed możliwościami transferowymi Juve umieszczały w kontraktach swoich kluczowych graczy klauzule dostępności, wywyższone do granic możliwości, często z wyłącznością dla klubów spoza Półwyspu Apenińskiego. Wzmacnianie drużyny przy jednoczesnym osłabianiu najsłabszych rywali. Patent znany dobrze Bawarczykom wyciągającym z Zagłębia Ruhry najważniejszych piłkarzy. Mauricio Icardi, Piotr Zieliński, Kalidou Koulibaly, Andrea Belotti, dla tych piłkarzy wrota Starej Damy mają być zakazaną jabłonią z rajskiego ogrodu. Nikt nie lubi monopolów, psują rynek, niszczą konkurencję. Zarówno w sferze ekonomii jak i sportowej, stanowią wyraz napięć oraz poczucia niesprawiedliwości. Ale skoro Stara Dama jest w stanie przeskoczyć opór do sprzedaży to dlaczego Mediolańskie kluby napędzane nieograniczonymi środkami z Chin, nie mogłyby? Zakładając, że Piotr Zieliński spełni pokładane w nim nadzieje, wkrótce może aspirować do miana kolejnego eksportowego produktu spod Wezuwiusza. Przy rozrzutności działaczy z Giuseppe Meazzy kwota 65 mln euro nie budzi znacznego zahamowania.

Oddani swym małym ojczyznom, przywiązani do barw klubowych, wychowani w rygorze taktycznym, z wyssanym mlekiem matki catenaccio, nieco konserwatywni a momentami wręcz zaściankowi, kontrowersyjni i zawsze mający wiele do powiedzenia. Gdziekolwiek się pojawiali świat stawał się bardziej barwny. Azzuri kochają calcio, podczas gdy piłkarskie granice Europy zostały otwarte na oścież, dla Włochów Serie A nadal pozostawała ziemią obiecaną. Przywiązani niemal jak do rodzinnego domu bądź maminych obiadów stanowiący o sile i wyjątkowości ligi włoskiej. Podboje zagraniczne rzadko wychodziły włoskim gwiazdom, Vieri szybko zatęsknił za rodzinnym stadionami, a Balotelli lub Di Ciano częściej karmili bulwarówki swoimi wyskokami niż dobrą grą. Luca Toni miał swoje „5 minut” w Monachium lecz czas był nieubłagany, Fabio Cannavaro spóźnił się z wyjazdem, a wojaże zagraniczne Andrei Pirlo ciężko traktować jako poważną wyprawę piłkarską. Paryska wizytówka calcio łamie stereotyp Włocha potrafiącego grać jedynie w swojej lidze. Choć pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby Marco w 2012 roku wybrał ofertę Juventusu dziś byłby najlepszym pomocnikiem świata.

W erze wielkich pieniędzy ta włoska mentalność graniczy z archaicznością. Ze świecą możemy szukać piłkarzy którzy jak Paolo Maldini lub Francesco Totti mają zamiar związać całą karierę z macierzystym klubem. Obawiam się, że totalitaryzm managementu jaki zwiastuje pozycja Mino Raioli i jego kolegów po fachu doprowadzi do krachu i ten piękny skrawek futbolu. Nie o tym miałem pisać, ale trudno się pohamować gdy trzeba się posiłkować wielkimi legendami. Biorąc pod lupę sytuację młodego Andrea Belotti zastanawiam się czy większej krzywdy władzę Torino nie mogły mu uczynić. Za wszelką cenę opchnięcie piłkarza do napaleńców z Paryża lub z Premier League by nie trafił na znienawidzone J-Stadium? Czy niechęć do Juve jest aż tak wielka by zakończyć Imperium Włoskie i skazać największe gwiazdy Serie A na emigrację? Dla Florentino Pereza Gianuligi Donnarumma jest materiałem na kolejną gwiazdę, dosłownie „kolejną” dla świata calcio dobrem które zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. Bernardeschi mógłby poradzić sobie w każdej lidze lecz jedynie w Serie A będzie wyjątkowy. Casus włoskiego piłkarza- tak wąski a z drugiej strony tak głęboki...

Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Niech i ta prawda ludowa przyświeca nadal największym z Serie A. O sile włoskiej kadry zawsze stanowili piłkarze Juventusu. Począwszy od ery wielkiego Gianpiero Combi`ego po przesiąkniętą pierwiastkiem bianconeri ekipę z 2006 roku. „Nazio-Juve” było motorem napędowym squadra azzurri podczas wszelkich wielkich sukcesów na arenie międzynarodowej. Przy niepohamowanych apetytach chińskich inwestorów trudno postrzegać Juve jako zagrożenie dla konkurencyjności Serie A. Choć inaczej rzecz ujmują u największych rywali Starej Damy to czy walka z Juve nie oznacza walki z całym włoskim futbolem?


Fino Alla Fine
Forza Juve

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz