Każdy musi od
siebie wiele wymagać i wiedzieć, że konieczne jest podtrzymanie
pragnienia zwycięstw. Jesteśmy bardzo młodymi ludźmi, którzy
chcą napisać piękną historię w świecie futbolu. A futbol to
teraźniejszość, nie przeszłość.-
ten o to cytat z „Herr Guardiola” Marti Perarnau powraca jak
bumerang gdy obecny szkoleniowiec The Citizens przebąkuje o rychłej
emeryturze. Niemal jak wczoraj Pep przejmował pierwszą drużynę
Dumy Katalonii, dziś uznawany jako pierwszy przodownik młodego (czy
aby nadal?) pokolenia trenerów. Głodnych wyzwań, zachlanych
zwycięstw, w pełni oddanych i uzależnionych od swojej pracy. Mimo
że Guardiola w roli trenera na najwyższym szczeblu pojawił się
niespełna dekadę temu już oczyma przyszłości wodzi za ciepłymi
kapciami i chłodnym Tinto de Verano.
Odosobniony przypadek? Jednak nie, grono rówieśników również nie
wytrzymuje zawrotnego tempa i myśli nad wysiadką. Gdzie te czasy
gdy trenerzy byli jak zatwardziali wojskowi. Na czele swojego
oddziału dopóki zdrowie i łaska zielonej murawy pozwoli.
Ten
post będzie sponsorowany przez termin- „wypalenie zawodowe”. Z
encyklopedyczną precyzją: wypalenie zawodowe oznajmia się poprzez
brak satysfakcji z
wykonywanej pracy, poczucia zastopowania zawodowego. Taki jegomość
czuje się przepracowany i niezadowolony z wykonywanego zajęcia,
wcześniej sprawiającego przyjemność i satysfakcje. Motorem
napędowym tej bolączki staje się stres- pacz efekt uboczny życia
w XXI wieku. Podobno wszystkich nas to trafi, chyba, że masz
mentalność lazy „Janusza” bądź często zaglądasz w szkło i
świat wokół zwisa Ci jak stalaktyty.
Obecny
trener z najwyższej półki jest niczym narkoman na odwyku.
Uwieziony w szponach ciągłego wygrywania, a rozbrat z ławkę
trenerską wychodzi mu bokiem z każdą ominiętą kolejką. Na błąd
i poważną dziurę w CV nikt nie chce sobie pozwolić. Z karuzeli
trenerskiej dużo łatwiej wypaść niż ponownie do niej wskoczyć.
Guardiola podobnie jak Mourinho lub mogą uchodzić za chodzące
reklamy kampanii przeciwko stresu. Kolejne siwe włosy, zmarszczki
proporcjonalne do regresu Marco Amelii i co raz spokojniejszy język.
Pierwszy, świadom swoich sił, ponad rok odpoczywał od ławki
trenerskiej. Drugiemu wpadki przysporzyły okazji do odpoczynku. Ten
zawód wypala wypala niezależnie od passy. Taki Max Allegri poza
niechlubnym końcem na San Siro może czuć się spełniony, co nie
przeszkadza mu w snuciu zapowiedzi emerytury. Co prawda do 60-tki
trochę mu jeszcze zostało ale pamiętacie co z szóstką na
przodzie robił Ferguson lub Beenhakker.
Jego poprzednik na ławce Juve na tyle popadł w psychozę pracy
trenerskiej, że nie mógł spokojnie wysiedzieć na stanowisku
selekcjonera reprezentacji narodowej i tylko czekać jak długo
będzie trwał jego miesiąc miodowy na Stamford Bridge.
Mentalność
zwycięscy z jednej strony napędza, z drugiej, wyciąga wszystkie
siły. Kiedyś trzeba spaść ze szczytu. Andre Villas-Boas szybko
wytracił cały hype z czasów kadencji w drużynie „Smoków”. Roberto Di Matteo fame
z wygranej Ligi Mistrzów rozmienił na drobne. Spośród
najgłośniejszych nazwisk to ten strażak dał Abramowiczowi to
czego nie byli w stanie Mourinho, Ancelotii bądź Scolari. Ciśnienia
wielkich klubów nie wytrzymali między innymi: Klinsmann i Moyes.
Starsi koledzy dużo łatwiej znosili upadki, a osobiste klęski był
traktowane jako ryzyko zawodowe. Claudio Ranieri ostatnie przygody z
calcio kończył poważnym kacem. Zuchwały triumf w Premier League z
pewnością wynagrodził długoletnią posuchę. Hartowani z biegiem
lat co raz częściej godzący się na mniej prestiżowe posady by
kolejny raz o sobie przypomnieć. Casus Otto Rehhagela potwierdza,
że nawet z piłkarskich zaświatów można wrócić w glorii chwały,
a czyściec na peryferiach wielkiej piłki działa trzeźwiąco.
Ktoś
powie, że starsze pokolenie miało łatwiej. Dziennikarze nie
zwalniali ich po pierwszej porażce i bez social media wokół klubu
było spokojniej. Błąd. Fotel trenerski na Camp Nou lub Santiago
Bernabeu parzył za czasów Juppa Heynckesa, jak i parzy
dzisiaj Luisa Enrique. Frank
Rijkaard na „jedynce” popularnego dziennika wyglądający z
sedesu miał równie pod górkę jak pozbawiany warsztatu i dokonań
trenerskich Benitez. W tej branży porażki są jak przeszłość
kryminalna. Nawet jeśli przejdzie się przez nie z podniesioną
głową to recydywa nie wybaczy jakiegokolwiek błędu. „Jak Cie
widzą tak malują”- gorzej, że krótkowzroczność dosięgła tak
wielu.
Na
ławce trenerskiej z człowieka potrafi wyjść wszystko co
najgorsze. Na bok odchodzi wszelka kindersztuba, czarowanie
rzeczywistości, pokerface lub wytonowane zabiegi auto-obrony.
Trapattoni odpalający fajerwerki na konferencji FC Hollywood, z
bladą twarzą znoszący piekło Istambułu Ancelotti lub wypompowany
z życia po finale Mundialu Radymond Domenech. Niejeden Capello
dzierżył balast wypatrzony oczekiwań. Nad ambicja całego
środowiska ma swoje ujście na ławce trenerskiej. Wyrzucić kilku
piłkarzy czy zwolnić jednego gościa? Logika działania obecna
niemal pod każdą szerokością geograficzną.
Obwinianie
hieny w postaci czwartej władzy lub niepohamowanej szydery ludu
byłoby pójściem na skróty. Szukałem wspólnego mianownika i
chyba go znalazłem. Nowotwór ambicji i próżności zjada tych
ludzi. Nikt nie lubi przegrywać, tym bardziej gdy prowadzi się
jeden z największych klubów globu. Dziś sezon bez mistrzostwa bądź
spektakularnej kampanii w europejskich pucharach wieńczy zwolnieniem
miejsca dla następcy. Za kilka lat, trenerów z karierą zbliżoną
do Sir Alexa Fergusona bądź Guusa Hiddinka będziemy szukać ze świecą.
Przetrwają nieliczni, z bogatym bagażem osieroconych klubów,
żelazną psychiką i twardymi „czterema literami”.
Pracoholizm
ma grząski grunt. Z trudem wychodzi się z nieudanych misji, a
sukcesy szybko przemijają. Parszywy głód strawi nawet
najpiękniejszą pasję. Po zaokrąglonych twarzach rodzimych
trenerów widzę, że na Polskich kartofliskach wcale nie jest tak
źle. Zwalniają, to będą też zatrudniać, a w razie czego na pocieszenie czeka whisky. Nie gdy jesteś na ten
ekskluzywnej liście zarezerwowanej dla topowych klubów. Bo albo z
niej wypadniesz albo zabraknie Ci sił na kolejną próbę. Każdy ma
swoje granice, a nadludzkość upada wraz z magią nazwiska. Nie łatwy to
zawód tym bardziej gdy wszyscy chcą za Ciebie ustalać skład i
lepiej znają się na Twojej robocie. Więc, jak żyć Panie
Trenerze?!
Fino
Alla Fine
Forza
Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz