wtorek, 24 stycznia 2017

Jak żyć Panie Trenerze?

Każdy musi od siebie wiele wymagać i wiedzieć, że konieczne jest podtrzymanie pragnienia zwycięstw. Jesteśmy bardzo młodymi ludźmi, którzy chcą napisać piękną historię w świecie futbolu. A futbol to teraźniejszość, nie przeszłość.- ten o to cytat z „Herr Guardiola” Marti Perarnau powraca jak bumerang gdy obecny szkoleniowiec The Citizens przebąkuje o rychłej emeryturze. Niemal jak wczoraj Pep przejmował pierwszą drużynę Dumy Katalonii, dziś uznawany jako pierwszy przodownik młodego (czy aby nadal?) pokolenia trenerów. Głodnych wyzwań, zachlanych zwycięstw, w pełni oddanych i uzależnionych od swojej pracy. Mimo że Guardiola w roli trenera na najwyższym szczeblu pojawił się niespełna dekadę temu już oczyma przyszłości wodzi za ciepłymi kapciami i chłodnym Tinto de Verano. Odosobniony przypadek? Jednak nie, grono rówieśników również nie wytrzymuje zawrotnego tempa i myśli nad wysiadką. Gdzie te czasy gdy trenerzy byli jak zatwardziali wojskowi. Na czele swojego oddziału dopóki zdrowie i łaska zielonej murawy pozwoli.

Ten post będzie sponsorowany przez termin- „wypalenie zawodowe”. Z encyklopedyczną precyzją: wypalenie zawodowe oznajmia się poprzez brak satysfakcji z wykonywanej pracy, poczucia zastopowania zawodowego. Taki jegomość czuje się przepracowany i niezadowolony z wykonywanego zajęcia, wcześniej sprawiającego przyjemność i satysfakcje. Motorem napędowym tej bolączki staje się stres- pacz efekt uboczny życia w XXI wieku. Podobno wszystkich nas to trafi, chyba, że masz mentalność lazy „Janusza” bądź często zaglądasz w szkło i świat wokół zwisa Ci jak stalaktyty.

Obecny trener z najwyższej półki jest niczym narkoman na odwyku. Uwieziony w szponach ciągłego wygrywania, a rozbrat z ławkę trenerską wychodzi mu bokiem z każdą ominiętą kolejką. Na błąd i poważną dziurę w CV nikt nie chce sobie pozwolić. Z karuzeli trenerskiej dużo łatwiej wypaść niż ponownie do niej wskoczyć. Guardiola podobnie jak Mourinho lub mogą uchodzić za chodzące reklamy kampanii przeciwko stresu. Kolejne siwe włosy, zmarszczki proporcjonalne do regresu Marco Amelii i co raz spokojniejszy język. Pierwszy, świadom swoich sił, ponad rok odpoczywał od ławki trenerskiej. Drugiemu wpadki przysporzyły okazji do odpoczynku. Ten zawód wypala wypala niezależnie od passy. Taki Max Allegri poza niechlubnym końcem na San Siro może czuć się spełniony, co nie przeszkadza mu w snuciu zapowiedzi emerytury. Co prawda do 60-tki trochę mu jeszcze zostało ale pamiętacie co z szóstką na przodzie robił Ferguson lub Beenhakker. Jego poprzednik na ławce Juve na tyle popadł w psychozę pracy trenerskiej, że nie mógł spokojnie wysiedzieć na stanowisku selekcjonera reprezentacji narodowej i tylko czekać jak długo będzie trwał jego miesiąc miodowy na Stamford Bridge.

Mentalność zwycięscy z jednej strony napędza, z drugiej, wyciąga wszystkie siły. Kiedyś trzeba spaść ze szczytu. Andre Villas-Boas szybko wytracił cały hype z czasów kadencji w drużynie „Smoków”. Roberto Di Matteo fame z wygranej Ligi Mistrzów rozmienił na drobne. Spośród najgłośniejszych nazwisk to ten strażak dał Abramowiczowi to czego nie byli w stanie Mourinho, Ancelotii bądź Scolari. Ciśnienia wielkich klubów nie wytrzymali między innymi: Klinsmann i Moyes. Starsi koledzy dużo łatwiej znosili upadki, a osobiste klęski był traktowane jako ryzyko zawodowe. Claudio Ranieri ostatnie przygody z calcio kończył poważnym kacem. Zuchwały triumf w Premier League z pewnością wynagrodził długoletnią posuchę. Hartowani z biegiem lat co raz częściej godzący się na mniej prestiżowe posady by kolejny raz o sobie przypomnieć. Casus Otto Rehhagela potwierdza, że nawet z piłkarskich zaświatów można wrócić w glorii chwały, a czyściec na peryferiach wielkiej piłki działa trzeźwiąco.

Ktoś powie, że starsze pokolenie miało łatwiej. Dziennikarze nie zwalniali ich po pierwszej porażce i bez social media wokół klubu było spokojniej. Błąd. Fotel trenerski na Camp Nou lub Santiago Bernabeu parzył za czasów Juppa Heynckesa, jak i parzy dzisiaj Luisa Enrique. Frank Rijkaard na „jedynce” popularnego dziennika wyglądający z sedesu miał równie pod górkę jak pozbawiany warsztatu i dokonań trenerskich Benitez. W tej branży porażki są jak przeszłość kryminalna. Nawet jeśli przejdzie się przez nie z podniesioną głową to recydywa nie wybaczy jakiegokolwiek błędu. „Jak Cie widzą tak malują”- gorzej, że krótkowzroczność dosięgła tak wielu.


Na ławce trenerskiej z człowieka potrafi wyjść wszystko co najgorsze. Na bok odchodzi wszelka kindersztuba, czarowanie rzeczywistości, pokerface lub wytonowane zabiegi auto-obrony. Trapattoni odpalający fajerwerki na konferencji FC Hollywood, z bladą twarzą znoszący piekło Istambułu Ancelotti lub wypompowany z życia po finale Mundialu Radymond Domenech. Niejeden Capello dzierżył balast wypatrzony oczekiwań. Nad ambicja całego środowiska ma swoje ujście na ławce trenerskiej. Wyrzucić kilku piłkarzy czy zwolnić jednego gościa? Logika działania obecna niemal pod każdą szerokością geograficzną.


Obwinianie hieny w postaci czwartej władzy lub niepohamowanej szydery ludu byłoby pójściem na skróty. Szukałem wspólnego mianownika i chyba go znalazłem. Nowotwór ambicji i próżności zjada tych ludzi. Nikt nie lubi przegrywać, tym bardziej gdy prowadzi się jeden z największych klubów globu. Dziś sezon bez mistrzostwa bądź spektakularnej kampanii w europejskich pucharach wieńczy zwolnieniem miejsca dla następcy. Za kilka lat, trenerów z karierą zbliżoną do Sir Alexa Fergusona bądź Guusa Hiddinka będziemy szukać ze świecą. Przetrwają nieliczni, z bogatym bagażem osieroconych klubów, żelazną psychiką i twardymi „czterema literami”.

Pracoholizm ma grząski grunt. Z trudem wychodzi się z nieudanych misji, a sukcesy szybko przemijają. Parszywy głód strawi nawet najpiękniejszą pasję. Po zaokrąglonych twarzach rodzimych trenerów widzę, że na Polskich kartofliskach wcale nie jest tak źle. Zwalniają, to będą też zatrudniać, a w razie czego na pocieszenie czeka whisky. Nie gdy jesteś na ten ekskluzywnej liście zarezerwowanej dla topowych klubów. Bo albo z niej wypadniesz albo zabraknie Ci sił na kolejną próbę. Każdy ma swoje granice, a nadludzkość upada wraz z magią nazwiska. Nie łatwy to zawód tym bardziej gdy wszyscy chcą za Ciebie ustalać skład i lepiej znają się na Twojej robocie. Więc, jak żyć Panie Trenerze?!


Fino Alla Fine
Forza Juve


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz