sobota, 21 stycznia 2017

Gdzie biznes wygrywa z tradycją.

Przywiązanie- to jedno z pierwszych skojarzeń jakie mam w głowie identyfikując termin „klub”. Dodając do tego kolejne wartości jak: historia, wspólnota, pasja itp. mam to czego nie potrafię opisać. Najwidoczniej w Turynie odnaleźli zupełnie inną definicję klubu, wyzbytej takich elementów jak: herb, tradycja i stałość. Poza tym, włodarze Juve nie lubią słowa „cisza”. Jeszcze nie opadł kurz po niedzielnej porażce z Violą a Stara Dama ponownie znalazła się na tapecie. Pierwszy hejt na Andreę Agnelli`ego mam za sobą i w danej sytuacji przyszedł mi z łatwością. Logo, bo herbem nijak tego nazwać nie można zjednoczyło kibiców bianconerich. Jeśli takie było założenie, a zerwanie z konserwatyzmem rodu Agnellich to tylko efekt uboczny to szczerze gratuluje. Dawno nie byliśmy obiektem drwin świata piłkarskiego i nie tylko. Grunt to być na czasie i wiedzieć co jest „trendy”. Nawet jeśli moda przeminie.

Poza wcześniej wspomnianym zjednoczeniem włodarzom Starej Damy udało się jeszcze jedno. Już dawno Juventus nie pojawiał się w każdym zakątku internetu. Nawet osoby obcujące z piłką jedynie podczas globalnych rozgrywek przechwyciły przekaz z Turynu. Ze świecą szukać sympatyków nowego loga Starej Damy. Wprawdzie, zachwytów nad projektem nie kryją sami zawodnicy Juve ale czy ktoś nie pochwali nowego krawatu szefa nawet jeśli nie oczekuje podwyżki bądź rzeczony zwis kipi tandetą? "Juventus nigdy nie bał się robić tego, na co inni się jeszcze nie odważyli."- wypalił niczym wezwany do odpowiedzi przy tablicy Buffon. Krok dalej poszedł Nedved: „Kocham nowe logo”. Uroczo. Miłość jak do nowej kochanki zanim ta nie poprosi o dostęp do konta i wparuje z impetem w życie prywatne.

Trzeba jakoś zarabiać. Wzrost akcji klubu o 4% i wzmożony ruch w klubowym store cieszy księgowych. Założenia projektu okazały się słuszne. Prostota która przykuwa uwagę i zapada w pamięci. Minimalizm który może skutecznie zaistnieć w komercyjnej działalności. Stylowo prawie jak u Michaela Korsa. Dwie barwy z wpisaną symboliką mają nieść przekaz wykraczający poza świat piłki nożnej. Główny sprawca zamętu- Manfredi Ricca twierdzi, że kluczową symboliką jest wiadomość o zakorzenienie Juve w calcio. Wzmacnianie swojej obecności w sferze biznesu, krzewienie tożsamości i przekazanie postronnym, że Juventus jest kochaną marką. Brzmi pięknie, ale odrzucając górnolotność i nadmuchaną ideologię społeczność bianconeri odarto z owej tożsamości. Miłości w tym nie widzę, ale rzekomo z czasem mam do niej dorosnąć. Co żona na to?

Podobno jesteśmy pionierami, a wyznaczony trend wkrótce powielą rossoneri. „Kuleczka” Milanu wygląda apetycznie kiedy na talerzu mamy spaghetti i mięsny owal byłby idealnym uzupełnieniem dania na Instagram. Nasze „łyżwy” emanują chłodem. Daleko im do ciepła miłości. Ba, na razie ciężko wydobyć z nich jakikolwiek uczucia poza żalem. Herb obowiązujący od 2004 roku do minionego poniedziałku zawierał całe dziedzictwo historii klubu, związany również z miastem był wartością dodatnią do nazwy klubu wyzbytej Turynu. Zebra nadal była znakiem rozpoznawczym, a owalny kształt nawiązywał do klasyki. Awangarda jaką zgotował nam Agnelli nijak się ma do wcześniejszej symboliki. 
 
Świat idzie naprzód, niewykluczone, że kluby piłkarskie podążą drogą NBA a zmiana loga, wróć herbu będzie cyklicznym odświeżeniem niemal jak zmiana trykotu na nowy sezon. Nie miałbym nic przeciwko by Agnelli swoją idee wcieli w Fiacie. Zbyt kolorowe, nieco pretensjonalne, a i w pamięć nie zapada. Oral Pereza wobec wschodnich fanów i inwestorów pokazuje, że świętości już dawno zostały obalone. Semiotyka klubów piłkarskich to dobry temat na pracę magisterską ale nie na eksperymenty. „Stare logo” powróciło na stronę klubową, podobnie jak na profile społecznościowe. Świadomość błędu lub reakcja na nastroje kibiców, w Turynie poczuli, że naruszono pewną strefę, a patowej sytuacji za bardzo nie ma jak odkręcić skoro zwołało się dziesiątki celebrytów i zaprezentowano koncepcję loga na przyszłorocznych koszulkach. Jedynie widok Emily Ratajkowski na tle „nowej Starej Damy” ratuje sytuacje.

Logo czy jak ktoś woli herb jako znak niewerbalny jest formą komunikacji. Oto szefowie Juve mówią nam: jesteśmy nowocześni, idziemy z duchem czasu, potrafimy odpowiedzieć na zapotrzebowanie rynku, jesteśmy w symbiozie ze światem biznesu. Podobno w tym wszystkim tkwi styl życia którego wizualizacji władzę klubu szukały od roku. Nazwa „Juventus” wywodzi się od łacińskiego słowa oznaczającego młodość, której nie dostrzegam. Logo zrobione dla ludzi nie znających Juventusu jest niczym małżeństwo z tą trzecią nazywaną „koleżanką”.

Pytanie czy w koncepcji klubu nadal jest kibic? Kibic który z klubem jest na co dzień i dorastał w przynależności do symbolu z którym się identyfikował. Jako człowiek biznesu Agnelli zna potrzeby rynku, właściwe określa swój target, potrafi reagować na zapotrzebowania i właściwe dobrać narzędzia. Nie sądzę by Gianni bądź Giovanni Agnelli ze spokojem respektowaliby rozbrat z historią. Kampanie marketingowe Juve robią wrażenie, analizy SWOT również trafiają w dziesiątkę. Jednak jako kibic nie obchodzą mnie jakiekolwiek brandy, logotypy, ingerencja w popkulturę lub kreowanie nowej tożsamości. Mam swój Juventus którego nowe logo nie zawiera.
Powyżej jedyne "logo"/herb Juventus F.C.

Fino Alla Fine
Forza Juve



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz