Przywiązanie- to
jedno z pierwszych skojarzeń jakie mam w głowie identyfikując
termin „klub”. Dodając do tego kolejne wartości jak: historia,
wspólnota, pasja itp. mam to czego nie potrafię opisać.
Najwidoczniej w Turynie odnaleźli zupełnie inną definicję klubu,
wyzbytej takich elementów jak: herb, tradycja i stałość. Poza
tym, włodarze Juve nie lubią słowa „cisza”. Jeszcze nie opadł
kurz po niedzielnej porażce z Violą a Stara Dama ponownie znalazła
się na tapecie. Pierwszy hejt na Andreę
Agnelli`ego mam za
sobą i w danej sytuacji przyszedł mi z łatwością. Logo, bo
herbem nijak tego nazwać nie można zjednoczyło kibiców
bianconerich. Jeśli takie było założenie, a zerwanie z
konserwatyzmem rodu Agnellich to tylko efekt uboczny to szczerze
gratuluje. Dawno nie byliśmy obiektem drwin świata piłkarskiego i
nie tylko. Grunt to być na czasie i wiedzieć co jest „trendy”.
Nawet jeśli moda przeminie.
Poza
wcześniej wspomnianym zjednoczeniem włodarzom Starej Damy udało
się jeszcze jedno. Już dawno Juventus nie pojawiał się w każdym
zakątku internetu. Nawet osoby obcujące z piłką jedynie podczas
globalnych rozgrywek przechwyciły przekaz z Turynu. Ze świecą
szukać sympatyków nowego loga Starej Damy. Wprawdzie, zachwytów
nad projektem nie kryją sami zawodnicy Juve ale czy ktoś nie
pochwali nowego krawatu szefa nawet jeśli nie oczekuje podwyżki
bądź rzeczony zwis kipi tandetą? "Juventus
nigdy nie bał się robić tego, na co inni się jeszcze nie
odważyli."- wypalił
niczym wezwany do odpowiedzi przy tablicy Buffon. Krok dalej poszedł
Nedved: „Kocham nowe logo”.
Uroczo. Miłość jak do nowej kochanki zanim ta nie poprosi o dostęp
do konta i wparuje z impetem w życie prywatne.
Trzeba
jakoś zarabiać. Wzrost akcji klubu o 4% i wzmożony ruch w klubowym
store
cieszy księgowych. Założenia projektu okazały się słuszne.
Prostota która przykuwa uwagę i zapada w pamięci. Minimalizm który
może skutecznie zaistnieć w komercyjnej działalności. Stylowo
prawie jak u Michaela Korsa. Dwie barwy z wpisaną symboliką mają
nieść przekaz wykraczający poza świat piłki nożnej. Główny
sprawca zamętu- Manfredi Ricca twierdzi, że kluczową symboliką
jest wiadomość o zakorzenienie Juve w calcio. Wzmacnianie swojej
obecności w sferze biznesu, krzewienie tożsamości i przekazanie
postronnym, że Juventus jest kochaną marką. Brzmi pięknie, ale
odrzucając górnolotność i nadmuchaną ideologię społeczność
bianconeri odarto z owej tożsamości. Miłości w tym nie widzę,
ale rzekomo z czasem mam do niej dorosnąć. Co żona na to?
Podobno
jesteśmy pionierami, a wyznaczony trend wkrótce powielą rossoneri.
„Kuleczka” Milanu wygląda apetycznie kiedy na talerzu mamy
spaghetti i mięsny owal byłby idealnym uzupełnieniem dania na
Instagram. Nasze „łyżwy” emanują chłodem. Daleko im do ciepła
miłości. Ba, na razie ciężko wydobyć z nich jakikolwiek uczucia
poza żalem. Herb obowiązujący od 2004 roku do minionego
poniedziałku zawierał całe dziedzictwo historii klubu, związany
również z miastem był wartością dodatnią do nazwy klubu
wyzbytej Turynu. Zebra nadal była znakiem rozpoznawczym, a owalny
kształt nawiązywał do klasyki. Awangarda jaką zgotował nam
Agnelli nijak się ma do wcześniejszej symboliki.
Świat
idzie naprzód, niewykluczone, że kluby piłkarskie podążą drogą
NBA a zmiana loga, wróć herbu będzie cyklicznym odświeżeniem
niemal jak zmiana trykotu na nowy sezon. Nie miałbym nic przeciwko
by Agnelli swoją idee wcieli w Fiacie. Zbyt kolorowe, nieco
pretensjonalne, a i w pamięć nie zapada. Oral Pereza wobec
wschodnich fanów i inwestorów pokazuje, że świętości już dawno
zostały obalone. Semiotyka klubów piłkarskich to dobry temat na
pracę magisterską ale nie na eksperymenty. „Stare logo”
powróciło na stronę klubową, podobnie jak na profile
społecznościowe. Świadomość błędu lub reakcja na nastroje
kibiców, w Turynie poczuli, że naruszono pewną strefę, a patowej
sytuacji za bardzo nie ma jak odkręcić skoro zwołało się
dziesiątki celebrytów i zaprezentowano koncepcję loga na
przyszłorocznych koszulkach. Jedynie widok Emily Ratajkowski na tle
„nowej Starej Damy” ratuje sytuacje.
Logo
czy jak ktoś woli herb jako znak niewerbalny jest formą
komunikacji. Oto szefowie Juve mówią nam: jesteśmy nowocześni,
idziemy z duchem czasu, potrafimy odpowiedzieć na zapotrzebowanie
rynku, jesteśmy w symbiozie ze światem biznesu. Podobno w tym
wszystkim tkwi styl życia którego wizualizacji władzę klubu
szukały od roku. Nazwa „Juventus” wywodzi się od łacińskiego
słowa oznaczającego młodość,
której nie dostrzegam. Logo zrobione dla ludzi nie znających
Juventusu jest niczym małżeństwo z tą trzecią nazywaną
„koleżanką”.
Pytanie
czy w koncepcji klubu nadal jest kibic? Kibic który z klubem jest na
co dzień i dorastał w przynależności do symbolu z którym się
identyfikował. Jako człowiek biznesu Agnelli zna potrzeby rynku,
właściwe określa swój target, potrafi reagować na
zapotrzebowania i właściwe dobrać narzędzia. Nie sądzę by
Gianni bądź Giovanni Agnelli ze spokojem respektowaliby rozbrat z
historią. Kampanie marketingowe Juve robią wrażenie, analizy SWOT
również trafiają w dziesiątkę. Jednak jako kibic nie obchodzą
mnie jakiekolwiek brandy, logotypy, ingerencja w popkulturę lub
kreowanie nowej tożsamości. Mam swój Juventus którego nowe logo
nie zawiera.
Powyżej jedyne "logo"/herb Juventus F.C.
Fino
Alla Fine
Forza
Juve
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz