piątek, 30 grudnia 2016

Bienvenido Tomas Rincon!

Bienvenido El General! Pierwsze zimowe „wzmocnienie” Juve stało się faktem. Po najmniejszej linii oporu i bez eksperymentów, zgodnie z medialnymi zapowiedziami, nowym graczem Starej Damy został pozyskany z Genoi- Tomas Rincon. Deal w stylu Marotty- 2 mln euro z przymusową opcją wykupu pod koniec sezonu, łącznie transfer zamknie się w 8 mln. Ruch przemyślany, szybki i co bardzo lubi nasz Mistrz ceremonii- tani. Wielokrotnie, okazje transferowe okazywały się strzałem w dziesiątkę Starej Damy. Wiele przesłanek wskazuje, że i tym razem Marotta błysnął zmysłem transferowym.

Wśród fanów Juve trudno odnaleźć choćby skrawki radości z pozyskania nowego zawodnika. Dominujące przeświadczenie o przeciętnych umiejętnościach, braku odpowiedniej jakości i dość zaawansowany wiek wypływają z mediów społecznościowych. Przeciętny kibic ma wybredną naturę, oczekuje zawsze pełnego dania, a sama przystawka nawet w pewnym stopniu nie zaspokaja jego apetytu. Z nowym nabytkiem Juve jest jak z owocami morza, nie wypada nie mieć zdania w temacie, nawet jeśli stosunek wiedzy do praktyki ma paradygmat Lady Punk.

Eksperci widzą w Wenezuelczyku nowego Edgara Davidsa. Rasowego „dzika” który będzie wkładał nogi bez kalkulacji, przemierzał boisko jak swoje włości i nie pęknie przed żadnym stranierim. Wpisując się w piękny nurt facetów od czarnej roboty jak: Conte, Tacchinardi, wspominany Davids lub legendarny Luis Monti. Oglądając kilkakrotnie Rincona w barwach HSV nigdy nie dostrzegłem zawodnika aspirującego swą grą do topowego klubu. Udane występy w drużynie Ivana Juricia zaowocowały zainteresowaniem największych klubów Serie A. Juve w walce o Wenezuelczyka pokonało Romę oraz Inter. Wzmożone zainteresowanie słabym graczem? Jeśli od fastfooda oczekuje się wartości odżywczych to jak najbardziej tak. Ale trzeźwo stąpający po ziemi kibice wiedzą dlaczego Marotta sięgnął po waleczne serce z Wenezueli.

„Generał” dzielnie potwierdza swój pseudonim podczas boiskowych manewrów. Zawzięty niczym Strażnik Teksasu, waleczny jak bohater filmu Braveheart, z płucami maratończyka. Gdyby poprzestać na samych superlatywach, można by uznać nowego bianconero za niedocenionego Leona Zawodowca. Problemem Rincona jest jedno wymiarowość. Choć Tuttosport przedstawia Wenezuelczyka jako „piłkarza kompletnego” z łatwością łączącego grę ofensywną z zadaniami w defensywnie. W praktyce, Rincon jawi się jako klasyczny destruktor, wyzbyty polotu w ofensywie, świetnie przestrzegający dyscyplinę taktyczną i nieźle pełniące rolę tempomatu. Raz od czasu prostopadła piłka bądź dynamiczny rajd to za mało by postrzegać „Generała” za opcję ofensywną. Od kilkuletniego Forda Focusa nie można oczekiwać osiągnięć na poziomie Ferrari Enzo. Tak i Rincon prochu nie odkryje, nie stanie się pierwszoplanową postacią drugiej linii Starej Damy. Lecz zrobi to czego brakowało w przegranych bitwach tego sezonu, gdy pomoc Juve wyglądała jak dzieci we mgle, a więc solidnego wsparcia dla linii obrony i bezkompromisowej walki o środek pola.

Koleje „za” w przypadku transferu Rincona to przywrócenie Claudio Marchisio do poprzedniej roli, gdy na J-Stadium występował Andrea Pirlo. Rola pełnoetatowego registy byłaby równie podobną pomyłką co obsadzenie Timothy Daltona jako Jamesa Bonda. Osobiście nie dostrzegłem zmysłu do poważnego rozegrania piłki i zdolności do stwarzania zagrożenia pod bramką rywali. A wypychanie do przodu idealnego pomostu między obroną, a pomocą byłoby zbyt ekstrawaganckim posunięciem. Kadra Juve od pewnego czasu potrzebowała rasowego pomocnika o defensywnych inklinacjach. Posuchę w nieudanych próbach łatania dziury przerwał wychowanek Genoi. Po co więc sięgać po byłego piłkarza Hamburga skoro Allegri odkurzył Sturaro? Po pierwsze, Puchar Narodów Afryki osłabia drugą linię, po drugie Wenezuelczyk to inne oblicze defensywnego pomocnika. Skuteczniejszy plaster od reprezentanta Włoch, gwarantujący większy spokój i co ważne- lepszą regularność.

Zimowe mercato nie służy okazją transferowym. Nie służy również Beppe Marottcie, lubującego wakacyjne tygodnie okna transferowego. Być może transfer Rincona okaże się jedynym wzmocnieniem drugiej linii. Zapowiadany od miesięcy Axel Witsel na dniach może trafić do Chin, a do walki o Gagliardini`ego włączył się Inter. Wprawdzie rozliczanie styczniowego mercato przed rozpoczęciem zahacza o wróżenie z fusów lecz obrane cele transferowe jak Kessie, N`Zonzi lub Dahoud wiążą się z sporym wydatkiem i niechęcią pozbywania w trakcie sezonu ważnych graczy. Mając w pamięci doświadczenia z końca sierpnia nie liczę na wiele po styczniowych dniach ale i nie chce nadal obserwować Hernanesa w biało-czarnych paskach.





Fino alla Fine
Forza Juve

środa, 28 grudnia 2016

Arrivederci voi Allegri? Rozwód po włosku czyli o sytuacji trenera słów kilka

Kto liczył na spokojne zakończenie 2016 roku na J-Stadium musi być bardzo zawiedziony. Nieudana wyprawa po kolejnych puchar, kontuzja bezcennego Alexa Sandro, spędzające sen z powiek doniesienia dotyczące największe skarbu drużyny- Paolo Dybali. Stara Dama nie ma zamiaru schodzić z czołówek gazet. Świeżynką wśród medialnych doniesień stał się melodramat „Allegri żegna się z Juve”. I jak przystało na rasowy tasiemiec, do czerwca będzie o czym ćwierkać na Twitterze. 
Z pozoru, w obozie bianconerich pełna harmonia. Lider z bezpieczną przewagą, awans do fazy pucharowej w LM, skuteczna grudniowa kampania w lidze, a i o estetykę boiskową można być spokojnym. Jak na rodzinnej fotografii wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni. Turyńska sielanka zdaniem włoskich mediów ma jednak coraz więcej rys, a jej Dyrygent stąpa po kruchym lodzie. Wprawdzie wyniki bronią trenera lecz atmosfera wokół nich staje się coraz gęstsza. Nie sądzę by notowania Allegriego były wysokie u swoich podopiecznych. Sam Dybala stwierdził, że coach Juventusu nie jest jego ulubionym trenerem lecz darzy go szacunkiem. Mam wątpliwości czy sam szacunek wystarczy by pchać ten wózek nadal...

Być może nie byłoby owego szumu gdyby nie klęska w Superpucharze Włoch i wyładowanej frustracji na swoich piłkarzach przez Allegriego. Wprawdzie nie po raz pierwszy możemy usłyszeć o napięciach na linii były szkoleniowiec Milanu- zarząd Juve lecz po raz pierwszy sytuacja jest na tyle poważna by media sypały jak z rękawa potencjalnymi następcami. Allegri jest trzecim trenerem w erze Agnelli`ego. Przejmując analogię z relacji damsko-męskich, pierwszy związek okazał się kompletną klapą. Lecz i z niej można było wynieść pewne pozytywy. „Małżeństwo” z Conte nie przetrwało próby czasu. Tą „trzecią” stał się Marotta i jak to w związku, troje to o jeden za dużo. Allegri szybko odnalazł właściwe miejsce, nie wychodząc przed szereg, cierpliwie czekający na oczekiwanych graczy, gwarantujący wymagane wyniki. Związek z perspektywami, do czasu...

Przybycie trenera pochodzącego z Toskanii do Juve było wyjątkowe chłodne. Zakochani w wielkim generale- Antonio Conte wręcz namaszczonego przez tifosich na turyńskiego Sir Alexa Fergusona, kibice niechętnie spoglądali na trenera z Livorno zwolnionego w złym stylu z Milanu. Postrzegany jako strażak, opcja tymczasowa i jak przystało na strażaka szybko ugasił pożar. W mojej ocenie niedoceniany, z łatką przeciętnego trenera. Trenerskie CV przeczy obiegowej opinii. Dokonania byłego szkoleniowca Milanu na J-Stadium są imponujące. Kontynuując dominację na Półwyspie Apenińskim dorzucił kolejne dwa scudetto do dorobku Starej Damy. Zwiększając hegemonie o kolejne dwa puchary Włoch i jeden superpuchar. Wreszcie, Allegri osiągnął coś, do czego aspirował jego poprzednik- sukces na europejskiej arenie. Porażka w Berlińskim finale zdaniem wielu to wciąż za mało, lecz od 2003 roku Stara Dama niebyła w stanie zbliżyć się do takiego wyniku.

Czy Allegri jest lepszym trenerem od Conte? Daleki jestem od takiego stwierdzenia. W prawdzie skuteczność piłkarzy Juventus pod wodzą „Maxa” jest minimalnie lepsza- 69,17% do 67,5% na korzyść obecnego trenera Juve ale drużyny obu trenerów dzieli już dużo więcej. Zdecydowanie lepsza jakość piłkarska, gotowy materiał- to wszystko co Allegri zastał po swoim poprzedniku. Kiedy obecny coach Chelsea musiał posiłkować się półśrodkami typu Giaccherini lub Borriello, jego następca może przebierać bogactwem kadry. Bardziej elastyczny i chłodny, nieco bardziej przy ziemski, na „dzień dobry” przyswoił sobie prostą maksymę- „Nie zburzyć tego co jest i dodać coś od siebie”. Taka idea przyświecała od początku pobytu na Corso Galileo Ferraris. Odejście od 3-5-2 wymagało czasu ale i właściwych środków, Allegri z czasem wpajał w drużynę swoje własne „ja”. I dziś to jego piętno przebija się na murawie.

Media przekonują, że czas obecnego trenera Juve minął. Jeszcze gorsze nastroje wokół Allegriego panowały rok temu, gdy drużyna była bliska dna. A jednak, kredyt zaufania został spłacony z nawiązką. Jeśli wierzyć pogłoskom, powody rozstania wykraczają poza boiskowe realia. A więc, rozwód bez orzeczenia winy.

Od kilku godzin mamy klasyczną karuzelę trenerską. Począwszy od niedorzecznych kandydatur jak oddany Internista z krwi i kości- Diego Simeone, piąty Beatles- Jurgen Klopp, na starych znajomych jak zacny Claudio Ranieri. Najpoważniejszy zdaniem włoskich mediów- Paulo Sousa. Portugalczyk powoli żegna się z Artemio Franchi. Były bianconeri z powodzeniem pracował na Węgrzech, Izraelu a z FC Basel sięgnął po mistrzostwo Szwajcarii. Z drużyną Florencji miał przeskoczyć nieosiągalną przez ostatnią dekadę barierę czwartego miejsca. Wyniki ACF jak i gra dalekie są od oczekiwań, drużynie brakuje stabilizacji i spokoju. Drugi w wirtualnej kolejce jest obecny trener AS Monaco- Leonardo Jardim. Wenezuelczyk na południu Francji stworzył ofensywną bestię, grając ładną dla oka i efektywną piłkę Monaco ma wciąż realne szanse na mistrzostwo Ligue 1 ale czy trener bez doświadczenia Serie A mógłby kontynuować budowanie Turyńskiego imperium? Ostatni z grona medialnych kandydatów- Eusebio Di Francesco. Pochodzący z Pescary 47-latek w tym gronie nie może czuć się nieswojo pomimo uboższego CV. Kroczący drogą Allegriego, z prawdziwego Kopciuszka zbudował w Sassuolo ekipę groźną dla każdego. Kreując takich piłkarzy jak Domenico Berardi, Simone Zaza lub Nicola Sansone pokazał, że ma nosa do młody wilków. W swoistym korcu maku brakuje mi jednego ziarenka- Massimo Carrera od początku sezonu pracującego w Spartaku Moskwa. Były asystent Antonio Conte w Juventusie, a następnie w reprezentacji Włoch, zna Juve na wylot. Na swoje konto pracuje od niedawna, a jego Spartak pewnie przewodzi w rosyjskiej Premier League, grając skutecznie w defensywie, skrupulatnie ciułając typowe dla stylu Conte 1:0.

Wychowałem się w erze wielkich trenerów rodem z Italii. Ancelotti, Capello, Lippi, gdzie się pojawiali tam i sukcesy często gościły. W XXI wieku jedynie Jose Mourinho zdołał przełamać monopol Włoskich szkoleniowców w Serie A. Przytoczony fakt, potwierdza hermetyczność włoskich rozgrywek i ich specyfikę. Wobec tego, kandydatury Paulo Sousy lub Leonardo Jardima budzą wątpliwość. Włoskie opcje również są ryzykowne. Di Francesco może czuć się spełniony w Sassuolo lecz Juve to nie klub na peryferiach lecz maszyna o ciężkich trybach i korporacyjnym charakterze. Carrera dobrze zna to środowisko lecz czy ma na tyle charyzmy i talentu by grać pierwsze skrzypce? Agnelli jak mało kto ma Juventus w sercu i liczę, że i tym razem dokona właściwego wyboru o ile będzie ku temu sposobność.



Fino alla Fine
Forza Juve


piątek, 23 grudnia 2016

TOP10 Najgorszych transferów Giuseppe Marotty

Beppe Morrata- mistrz transferów, dzięki któremu zapomnieliśmy o imperium Luciano Moggi`ego.. Człowiek potrafiący za darmo ściągnąć do Turynu takich piłkarzy jak Pogba, Pirlo lub Dani Alves. Łowca okazji, skrupulatnie liczący każde euro do wydania. Transfer Higuaina nieco zaburzył obraz naszego Dyrektora Generalnego. Ten Marotta którego wielu posądza o skąpstwo i brak umiejętności by przeprowadzić wielki transfer, nie chciał z zazdrością obserwować wielkie transfery Realu lub MU i sam odpalił bombę. Osobiście postrzegam Marotte jako najważniejszą osobę w klubie. Nie byłoby wielkiego powrotu na tron i wielkiego Juve bez tego człowieka. Rok po roku, znaczącą zwiększając jakość zespołu , pozyskując coraz lepszych zawodników Marotta zaskarbił sobie miano króla rynku transferowego i uznanie kibiców. Kontynuując wątek transferowy, zapraszam na zestawienie najgorszych transferów jakie przeprowadził dla Juventusu nasz łysy boss.

1. Jorge Andrés Martínez (zakupiony latem 2011 z Catanii Calcio za 12 mln euro) – Pierwsza kampania transferowa Marotty dla Juve wyglądała jak kolekcja mody Kanye Westa. Do drużyny świeżo przejętej przez Delneri`ego piłkarze trafiali hurtowo. Marzeniem był świeżo upieczony z Wolfsburga mistrz Bundesligi – Edin Dżeko, a sprowadzony z Sampdorii trener, marzył o swym byłym podopiecznym- Anotnio Cassano. Zasada- ilość kosztem jakości narzuciły kadrowe realia. Wprawdzie wydatki na wzmocnienia niebyły wygórowane lecz 12 mln wydanych na piłkarza Catanii z pewnością można było lepiej ulokować. Przygoda Urugwajczyka z Juve zasługuje co najwyżej na jedno zdanie. 14 rozegranych spotkań i tułaczka po wypożyczeniach aż kontrakt wygaśnie. Misją skazaną na porażkę było poszukiwanie chętnych na zakup wychowanka Montevideo Wanderers. Biorąc pod uwagę za ile do Turynu trafił Vidal, Martinez zyskał miano Najgorsze transferu Giusseppe Marotty


2. Mauricio Isla( zakupiony w 2012 z Udinese Calcio za 9,4 mln ) - Chilijczyk trafił do Juve wspólnie z Kwadwo Asamoha, uznawany przez Conte za idealną alternatywę dla Lichsteinera. Jako czołowy prawoskrzydłowy Serie A wydawał się znakomitym uzupełnieniem kadry. Isla popełnił jednak poważny błąd. Rozmarzony wielką piłką na „dzień dobry” zapragnął kolejnego awansu sportowego- podbicia Santiago Bernabeu. W praktyce to J-Stadium przerosło możliwości chilijczyka. 29 spotkań w barwach Starej Damy, nieudane przygody z Premier League i Ligue 1. Skruszony po fakcie już jako zawodnik OM przyznał,że powrót do Juve jest niemożliwy ponieważ jest za słaby na grę w Juve. Panie Mauricio, trudno się z Panem nie zgodzić. 
 

3 Hernanes (zakupiony w 2015 z Interu Mediolan za 11 mln € ) – Ostatnie tygodnie letniego mercato w 2015 roku upłynęły w poszukiwaniu wymarzonego przez Allegriego- trequisty. Za kierunek poszukiwań obrano Bundeslige. Łowy przypominały szukanie dziewicy w akademiku, Mychitarian okazał się górą nie do zdobycia, plan z Götze dzięki Bogu nie wypalił. Drogą eliminacji targetem Juve stał się Julian Draxler. Saga transferowa z młodą gwiazdą Schalke przeciągała się niebezpiecznie ku końcu mercato. Kwestia transferu rozbijała się o kilka milionów, aż do momentu gdy do gry wstąpił „projekt Wolfsburg”. Ostatecznie do Turynu zawitał niechciany w Mediolanie- Hernanes. Z punktu widzenia piłkarza, transfer z gatunku: „z ławki na ławkę” choć scudetto zawsze miło mieć w CV. Brazylijczyk rozgrywa swój drugi (liczę, że zarazem ostatni) sezon w Juve i wciąż nie zasługuje na pozytywne opinie. 
 

4 Eliejro Elia (zakupiony z Hamburg SV w 2011 roku za 9 mln € ) - Trafiając do Turynu uchodził za wielki talent. Swego czasu przymierzany do Bayernu jako potencjalny następca Francka Ribery gdy ten był na liście życzeń „Królewskich”. Dynamiczny, szybki, mogący robić różnice na skrzydle. Realia Serie A błyskawicznie sprawdziły Holendra na ziemię Były zawodnik HSV kompletnie nie pasował do wizji trenera Conte. W dopracowanym systemie 3-5-2 brakowało miejsca dla klasycznego skrzydłowego. Zaledwie 4 spotkania w barwach Starej Damy i szybki powrót do Bundesligi.

5. Nicolas Anelka (wypożyczonych z Shanghai Shenhua) – Prawdziwy obieżyświat, pragnący pod koniec swoje kariery zasmakować realiów calcio. Wypożyczony zimą 2013 roku z chińskiego Shanghai Shenhua zaliczył jedynie 2 występy na boiskach Serie A. Transfer francuskiego napastnika od początku budził obawy wśród fanów. Ówczesne Juve potrzebowało jak tlenu napastnika z prawdziwego zdarzenia. Brak funduszy lub wąż w kieszeni Marotty poskutkowały jedynie pozornym wzmocnieniem linii ataku. Wysoka pensja i medal za mistrzostwo- nie ma co, Anelka mile będzie wspominał swój pobyt w Turynie.

6 Nicklas Bendtner (wypożyczony w 2012 roku z Arsenalu za 1,5 mln €) – po całkiem udanym wypożyczeniu do Sunderlandu, Beppe Marotta uznał, że duński snajper wyszumiał buńczuczną głowę i jest gotowy do poważnej piłki. Nic bardziej mylnego. Zaledwie 9 ligowych występów, w sumie 11 i bezwzględne zero na koncie bramkowym. Lord szybko abdykował, a pamięć o nim wkrótce przepadła.

7 Marco Motta (pierwotnie wypożyczony z Romy za 1,25 mln €) - W Rzymie zapewne do dziś uśmiechają się szeroko na myśl o tym transferze. Wychowanek Atalanty Bergamo zanotował w sumie 24 spotkania w barwach Juve w których dowiódł, że zasługuje na miano jednego z najgorszych prawych obrońców w historii Starej Damy. O ile De Ceglie można było wybaczyć niskie loty bo miewał momenty zahaczające o przyzwoitość, poza tym, wychowankowi wolno więcej to jednokrotny reprezentant Włoch trudził się w wykańczaniu cierpliwości kibiców Juve. Nie tęsknimy. 

8 Dani Osvaldo (wypożyczony w 2014 roku z Southampton) - Widząc Osvaldo na boisku zawsze miałem wrażenie, że tak właśnie grałby Noel Gallagher gdyby zamiast muzyki wybrał piłkę nożną. Podobnie jak Anelka był oszczędnościową odpowiedzią na wołania Conte o wzmocnienie ataku. I podobnie jak francuski snajper nie zawojował J-Stadium. W 11 meczach zdobył zaledwie jednego gola. Bez żalu pożegnany latem. Obecnie piłkarz rodem z Argentyny planuje podbić branże muzyczną. Kto wie, może przyczyni się do reaktywacji Oasis? 


9 Reto Ziegler (sprowadzony w 2011 roku z Sampdorii Genua za darmo). Po całkiem udanych sezonach w barwach Sampdorii Marotta wyczuł okazję sprowadzając za darmo reprezentanta Szwajcarii do Turynu. W zasadzie wspominki na temat obecnego zawodnika FC Basel mógłbym już zakończyć. Najbardziej bezproduktywny transfer w erze Moratty. Nigdy nie zadebiutował w Juve kilka tygodni po podpisaniu kontraktu ze Starą Damą trafił na sezon do Fenerbahce. Następnie, swój 4 letni kontrakt spędził na licznych wypożyczeniach. 


10 Leandro Rinaudo (wypożyczony w 2010 z Napoli za 600 tys. ) - Aż trudno uwierzyć że do Juventus trafiali tacy piłkarze jak Rinaudo. Wspólnie Armandem Traoré kandydujący do miana najbardziej bezsensownego transferu. Po debiucie przepadł jak forma Falcao w Premier League.


Pisząc o nieudanych transakcjach warto również wspomnieć o takich postaciach jak:
Luca Toni- 14 spotkań, 2 bramki, pozyskany za darmo z Genoi.
Marcelo Estigarribia- 14/1 wypożyczony za pół miliona euro z Deportivo Maldonado.
Lucio – 1/0 pozyskany za darmo z Interu.
Richmond Boakye - uchodzący za wielki talent, do dziś wypatruje tego talentu...
Ouasim Bouy – historii kopiuj, wklej jak kolega powyżej.
Rômulo- 4/0 pozyskany z Chievo Verona za 1mln euro. Na usprawiedliwienie dla farbowanego lisa rodem z Brazylii są liczne kontuzje uniemożliwiające w zasadzie grę dla Juve.



Fino alla Fine
Forza Juve




wtorek, 20 grudnia 2016

Zima nie taka zła? Najbliższe mercato i król transferów z Turynu

 
Nie jestem fanem zimowego okna transferowego. Postrzegam to zjawisko jako eldorado dla wygłodniałych agentów, ściąganie na listę płac zbędnego balastu i przepłacanie za piłkarzy. Obostrzenia dotyczące zgłaszania piłkarzy do rozgrywek UEFA, środek sezonu i niechęć do osłabiania się zespołów potęgują brak wielkich transferów. A jeśli już ktoś wykłada na stół dziesiątki milionów euro to później długo pije uwarzone piwo- patrz angielskie klopsy: Fernado Torres, Bony, Carroll. Italii na szczęści nie stać na marnotrawstwo więc i początek roku na półwyspie Apenińskim zapowiada się spokojnie, lecz nie bezowocnie. Niedosyt po letnim mercato i zdolności w wyszukiwaniu okazji na rynku Giuseppe Marotty to dwa ważne powody by kibice Starej Damy bacznie obserwowali poczynania Juve w styczniu.

Latem było na bogato i hucznie. 94 mln wyłożone na Pipite długo stanowiły kość niezgody wśród kibiców. Argentyńczyk robiąc różnice w kluczowych derbach Turynu i w spotkaniu z Romą udowodnił, że włodarze Juve wiedzieli co robią. Pjanić powoli się rozkręca, a Cuadrado jest jak paczka chipsów, jest na boisku, jest impreza. Pozostałe wzmocnienia albo potrzebują czasu na ocenę jak Pjaca bądź zasługują co najwyżej na przeciętną notę. Niedosyt to najbardziej adekwatne słowo by podsumować letnią kampanie. Przedłużające się w nieskończoność negocjacje z PSG i Zenitem zakończyły się smutnym początkiem września. Zostając z „niczym”, jesienne irytacje w środku pomocy zasponsorował Nam Hernanes do spółki z Asamohą.

Po zimowym mercato nie spodziewam się poważnych ruchów. Wystarczy spojrzeć wstecz by dostrzec minimalizm styczniowych działań. Marotta zimą poluje na okazje lub łata dziury. W 2011 roku do Turynu ściągnął: Toniego, Barzagliego oraz Matriego, rok później Caceresa, Borriello oraz Padoina, w 2013 Anelkę oraz Peluso, w 2014 Osvaldo, a w 2015 włoski duet Matri i Sturaro. Wnioski? Wskroś banalne. Po pierwsze ściągamy włochów bądź piłkarzy z doświadczeniem w Serie A, po drugie tanio ponieważ... patrz punkt trzeci- na poważne wzmocnienia poczekamy do lata i punkt czwarty, jeśli się tylko da to unikać opcji transferu definitywnego, w razie czego wykupimy w czerwcu. Reasumując: krótkoterminowe wzmocnienia, maksymalnie trzy transfery, pozorne uzupełnianie kadry. Z dotychczasowych zimowych transferów do klubu, jedynie Barzagli i Sturaro znajdują się w obecnej kadrze Juve, a wynalazki typu Anelka na szczęście nie miały dłuższej historii.

Poranny przegląd plotek transferowych- być może nie tylko ja spożywam śniadanie przeglądając doniesienia medialne. Gorączka transferowa rośnie im bliżej godziny zero, a media codziennie kupują nam nowych zawodników. Opóźniona parapetówka u Jamesa, nawrócony na „projekt” Juve Draxler, stęskniony za Piemontem Vidal, od Tuttosport po Mediaset w poszukiwaniu nowego koniec w końcu... Padoina. Bez szydery.

Bez wątpienia pozycją która najbardziej potrzebuje wzmocnienia jest druga linia. Wyjazd na Puchar Narodów Afryki Leminy i Kwado Asamoha osłabia osłabioną już w letnim mercato pomoc. Kto więc wzmocni Juve? Najpoważniejszym kandydatem jest Axel Witsel. Belg będący już jedną nogą (a w zasadzie całym ciałem) w Turynie pod koniec lata wcześniej czy później założy koszulkę w biało-czarne pasy, a wszystko zależy od dobrych chęci rosyjskiego giganta. Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, 6 mln plus bonusy wystarczą by były piłkarz Benfiki już w styczniu dołączył do Juve. Kolejne „niet” Zenitu i na własne afro poczekamy do lata. Alternatywami wobec Witsela są Rincon oraz N`Zonzi. Pierwszy to tańsza opcja, Wenezuelczyk notuje świetny sezon lecz wzbudza również zainteresowanie największych rywali Juve. Były piłkarz Stoke City to opcja delux która mogłaby zaoferować większy spokój w drugiej linii. Cena 30 mln euro- zupełnie niepasująca do zimowych działań Marotty, tym bardziej, że Francuz nie będzie mógł wystąpić w Lidze Mistrzów jeśli przeniesie się do Turynu. Pomimo wysokiej ceny, dziennikarze Tuttosport twierdzą, że klauzura piłkarza zostanie aktywowana, powtarzając ruch jak w przypadku Higuaina i Pjanica.

Pozostałe zapowiedzi transferowe wybiegają nieco dalej. Kessie, Tolisso, Dahoud bądź według stosunkowo wiarygodnych źródeł klepnięty już Caldara wykraczają poza ramy zimowego mercato. Na letnie okno przewidziany jest także Rodrigo Bentacur z Boca Juniors na wykup którego Marotta ma czas do kwietnia.

Maksymalnie dwa transfery „do” klubu, środkowy pomocnik i przy bardzo przychylnych prądach, dostępna za grosze okazja- tak postrzegam styczeń. O ile półroczne „wypożyczenie”Witsela warte jest kilku milionów euro to deal Steven`a N`Zonzi niesie za sobą dużo więcej minusów. Słowa Raioli o chęci wytransferowania Matuidiego do Turynu można włożyć między bajki. Zakładam, że głównym planem jest pozyskanie piłkarza Zenitu, jeśli trzeba będzie poczekać do lata Moratta wprowadzi plan B. Rincon z Genoi lub ktoś inny? Jeśli ten scenariusz zostanie wprowadzony w życie wówczas półroczne wypożyczenie będzie szczytem możliwości Moratty. Minimalistyczne działania tyczą się również opróżniania składu. Na głębszą przebudowę drużyny przyjdzie Nam poczekać do lata, Stephan Lichtsteiner do zmiany klub poczeka kilka miesięcy, a jedynie wygnany z Londynu Simone Zaza będzie musiał szukać swojej ziemi obiecanej w ciągu najbliższych tygodni.

Rozpieszczeni wielkim transferem Pipity i głodni pozyskania godnego następcy Pogby, kibice Juve muszą cierpliwe oczekiwać letniego sezonu ogórkowego. Marco Verratti, Romelu Lukaku, Gianluigi Donnarumma- tymi nazwiskami będziemy karmieni zaraz po zamknięciu najbliższego okna transferowego. Na powtórkę z rozrywki i szaleństwo z kilkudziesięciu milionowym dealem nie ma co liczyć. Ale z drugiej strony, czy Juve potrzebuje wielkich transferów? Czy takim transakcjami odbudowano potęg tego wielkiego klubu?

Fino Alla Fine
Forza Juve

sobota, 17 grudnia 2016

Primavera na kanale BBC

Ostatnie tygodnie dla Daniele Ruganiego to najlepszy okres reprezentanta Włoch na J-Stadium. Wskoczenie do meczowej jedenastki w miejsce Barzagliego, nowa umowa. Choć u progu sezonu, młody defensor był postrzegany jako ostatni w hierarchii obrońców to na dzień dzisiejszy, Rugani z wrodzoną mu skromnością wyrasta na pewny punkt bloku defensywnego. Wprawdzie kilka dobrych spotkań nie czyni kogokolwiek piłkarzem przez duże „P” ale to czego nie jest w stanie zaoferować dużo bardziej doświadczony Benatia, w ostatnich spotkaniach zapewnia wychowanek Empoli. Czy doczekaliśmy się następcy dla byłego stopera Wolfsburga, która dokona przełomowego rozbratu BBC?
Począwszy od sezonu 2011/12 do dnia obecnego blok obrony to najbardziej jednolita formacja Juve. Przez 5 sezonów, będąca podwaliną każdego scudetto, zapewniająca Buffonowi komfortowy spokój, niedająca powodów do powątpiewania, szukania innych rozwiązaniach, oddana biało-czarnym barwom. BBC to być może największy spadek po erze Antonio Conte. O ile formacje pomocy bądź ataku niemal co lato przeżywają przemeblowanie to defensywa Starej Damy dzielnie czyha na straży. Lata mijają i choć Leo Bonucci deklaruje chęć dalszego dumnego reprezentanta barw Juve to pozostałej dwójce zegar bije dwa razy szybciej.
Serie A zawsze było kolebką rasowych defensorów. Im starsi, tym lepsi przez dekady utrudniający życie napastnikom. Choć lata 90-te w calcio wspominam głównie przez pryzmat wielkiego Milanu, kultu „10-tki” i wybitnych strzelców to właśnie epoka końca wieku była popisem Paolo Maldiniego, Alessandro Costacurty, Alessandro Nesty lub Fabio Cannavaro. Najlepsi w swoim fachu, nieustępliwi, grający na granicy czystości, imponujący ustawieniem, czytaniem gry przeciwnika i wyciskający maksimum z doświadczenia. Długowieczność to piękna cnota która rozpieściła Italie. Kolejne sezony przemijały, a Serie A traciła kolejne swoje legendy. Przez ostatnie lata włoska ziemia skąpiła talentów na miarę wspomnianych legend calcio. O ile Bonucci to piłkarz klasy światowej, a Chiellini stara się aż nadto nie obniżać lotu to kolejne „diamenty” Serie A jak Ranocchia lub Astori pozwoliły cudzoziemcom zawładnąć piedestałem wśród defensore na ziemi włoskiej.
Długo oczekiwaną odwilż przyniosły ostatnie miesiące. Romagnoli pod opieką Montelli zyskał pewności pewność, a Gasparini zbudował Caldare. Turyński gigant bazujący na sile jaką daje zgrany tercet BBC długo pozostawał obojętny na potencjał młodego piłkarza rodem z Toskanii. Polisą na życie „po Barzaglim” miał być sprowadzony z Bayernu były obrońca Romy i Udine. Wprawdzie Juve pozyskało Medhiego Benatie jedynie na okres wypożyczenia lecz pogłoski o możliwym pozyskaniu Thiago Silvy podczas przyszłego, letniego mercato i zainteresowaniu takimi piłkarzami jak Pepe bądź Victor Lindelöf świadczą o dalszym castingu do obrony Juve. Obserwując poczynania poszczególnych kandydatów do transferu oraz ich potencjalne ceny nikt tak bardzo jak będący już w kadrze Starej Damy Rugani nie zasłużył na swoją szansę w koszulce Bianconeri.
Rugani ma w sobie coś wyjątkowego. Niemal nieistniejący w social media, szybko wzbudzający sympatie, przez długie miesiące cierpliwie czekający na szansę, pilnie zbierający nauki od starszych kolegów. Te cechy przejawia również na boisku. Estetyka niemal jak u Nesty, poruszający się bardzo subtelnie, z gracją dochodzący do rywali i dojrzała jak na młody wiek chłodna głowa. Swoista lekkość bytu dzięki której stał się rewelacją Serie A w barwach Empoli kończąc sezon bez żółtej kartki. Gdzieś w tym wszystkim jest jak cień Barzagliego, powoli wyrastający zza pleców.
Wprawdzie szybki rozbrat z BBC to nieubłagana wycieczka w przyszłość. Kończący za kilka miesięcy 36 rok życia Barzagli jest coraz bliższy przejścia na drugi brzeg rzeki, a Chiellini notuje częstsze drzemki i jak to „Kielon” ma swoje „nawyki”. Niechybnie moment przebudowy defensywy nadchodzi, a świadomy tego Marotta pozyskuje na 2018 rok Caldare z Atalanty. Mając w obwodzie pełniącego rolę nestora- Bonucciego i głodnych kolegów wkrótce możemy przyzwyczajać się do mało chwytliwego skrótu BCR.
Rugani to klasyczny produkt włoski. Jest jak Pagani bądź Ferrari lecz mający naturę delikatnego tiramisu, do cna przypominający elegancje wielkich włoskich stoperów. Mając estymę wielkiego klasyka, nieco eteryczny jak freski z domu Wettiuszów. To materiał na obrońce który nie zainicjuje Boskiej komedii we własnym polu karnym ani nie wróci na tarczy po starciu z najlepszymi armatami Serie A. Oczywiście zachowałem zdrowe zmysły i powyższe linijki należy traktować z większym dystansem. Ale zachowując pewne proporcje, można nadać Ruganiemu status przyszłego zawodnika pierwszej jedenastki.
Obecny sezon nie jest łaskawy dla zasłużonego tria BBC. Absencje Leo z powodu choroby syna, kontuzje Barzagliego. Allegri mając sentyment do gry z trójką z tyłu starał się pozostać przy najpewniejszym (?) rozwiązaniu. W środku obrony obok pozyskanego Benatii grywał również Evra. Przejście na dwójkę środkowych defensorów to bardziej wymóg boiskowych reali niż osobliwa decyzja. Postawienie na najmłodszego z grona kandydatów do gry na środku obrony również wiąże się z sytuacją kadrową. Niemniej jednak, były zawodnik Empoli pozwolił odetchnąć z ulgą kibicom Juve. W spotkaniach w których grał, obrona funkcjonowała co najmniej dobrze, pomimo kilku błędów, z meczu na mecz gra bloku defensywnego zaczyna się zazębiać.
Przy pełnej gotowości wszystkich żołnierzy, szeregowy Rugani zapewne ponownie spocznie na ławie. Niezależnie od ilości opuszczonych spotkań przez podstawowych stoperów, dla Ruganiego ten sezon jest przełomowy. BBC do tej pory nikt nie zagroził, choć Lucio lub Caceres niebyli poważną alternatywą. Powiew wiosny na początku zimy? Nie, nie opiłem się absyntu lecz wierzę, że zaczęła się pokoleniowa wymiana, która nie musi oznaczać tęsknoty za wysłużonymi difensore.



Fino Alla Fine
Forza Juve



czwartek, 15 grudnia 2016

Stara Dama o wielu twarzach

 
Nieodzownym elementem transmisji meczów Juve na kanałach Eleven w tym sezonie jest teza o wyrafinowanej naturze Bianconierich. „Juve to drużyna która we właściwym momencie z chłodem wbija nóż w plecy rywali”- grzmią słowa duetu Święcicki- Kaplica. Choć owemu duetowi przypisuje laurkę numero uno wśród ekspertów młodego pokolenia calcio to jednak ta opinia nawet zatwardziałemu Juventi nieco wadzi... Bo czy Starej Damie przystoi przybierać szaty z niższej półki na niedzielne popołudnie, nawet jeśli to spacer?
Gdy 12 miesięcy temu Juve wspinało się w górę tabeli wszyscy mieliśmy świadomość, że obrazki z początku sezonu to jedynie wypadek przy pracy. I choć wielu wątpiło w przyszłość Allegriego na J-Stadium, a krytyka wobec letnich poczynań transferowych przybierała na sile to co poniektórzy dostrzegli, że drużyna potrzebowała jedynie czasu do poskładania nowych elementów, zaadaptowania nowych zawodników i wskoczenia na właściwe tory. Męczarnie z pierwszych kolejek szybko przerodziły się w zabójczy walec przed którym drżała cała liga. Stara Dama grała skutecznie, konsekwentnie z właściwą intensywnością i co ważne- po prostu mądrze.
Przed startem nowych rozgrywek liczyłem, że nie będę drżał o poziom zaangażowania bianconerich. A jednak, od początku kampanii 2016/17 Juve wygląda jak prawdziwa Dama dla której Italia stała się za ciasnym zakątkiem próżności. Z przypisaną rolą 100% faworyta, drużyną o potencjale zdecydowanie przewyższającą możliwości Serie A, mentalnością i doświadczeniem prawdziwych mistrzów, można by uleć przyjemnemu wrażeniu, że o to drużyna która w trybie „economy” przemaszeruje przez 38 kolejek i bezkolizyjnie po raz 6 z rzędu sięgnie po scudetto. I choćby nie wiem jak dwoili się i troili w Rzymie, Neapolu i Mediolanie biegu tej rzeki zmienić nie można.... Czy aby na pewno?
Mam pewien dysonans gdy obserwuje grę Juve w tym sezonie. „Zabijanie” spotkań z oczekiwaniem na końcowy gwizdek, toporne bazowanie na jakości liderów jak w meczu z Chievo lub niewytłumaczalne wpadki na wyjazdach. Na pierwszy rzut oka, wszczynanie alarmu jest bezpodstawne. Pewna pozycja lidera, awans z pierwszego miejsca w Lidze Mistrzów. Stara Dama jest tam gdzie powinna być. Mniej kolorowo wygląda obraz samej gry. Max Allegri stał się więźniem słowa „rotacja”, niemal co mecz nowa jedenastka, mniej lub bardziej zależna od sytuacji kadrowej. Oczywiście, jest to odpowiedź na szacowanie sił, wykorzystywaniem potencjału całej kadry i łataniu dziur. Uraz Dybali uspokoił niecierpliwego Mandźukicia, ubytki BBC dały szansę jakże długo wyczekiwaną dla Ruganiego, a marności nad marnościami w środku pomocy łatał Sturaro równie dosadnie jak nowa fryzura reprezentanta Włoch. O ile dewizą Conte było zgrywanie teamu i nie grzebanie gdy nie było potrzeby to były szkoleniowiec Milanu nie dał szansy duetowi HD by zawstydził Italię. Najdroższy atak w historii Juve siłą rzeczy „powinien” być eksploatowany gdy tylko jest ku temu możliwość.
Jak pokazało spotkanie z Torino, Juve przyparte do muru potrafi kąsać. Zabójcze wejście Dybali i Pipita robiący „swoje”, środek pola w pełnym szyku (sorry Pjanić) i bez hamulca ręcznego w postaci pozornego wsparcia Hernanesa. Reakcja której brakowało gdy Asamoah notował asystę w Mediolanie, a Giovanni Simone urządził sobie ucztę w polu karnym Juve. Daleki jestem od wychwalania mistrzów Włoch za ostatnie 90 minut. Ale być może Allegri znalazł właściwy balast, między motywacją, bądź co bądź bogactwem kadry a taktycznym wariantami? Być może Dybala znaczy dla gry Juve dużo więcej niż nasz szkoleniowiec uważa i reprezentant Argentyny przestanie być obdarzany przesadną troską? Być może ligowe porażki to frycowe które trzeba zapłacić w każdym mistrzowskim sezonie? Zakładam, że wygrana w Derby della Mole to przełomowy moment sezonu 2016/17, a mecze wyjazdowe nie będą psuć krwi kibicom Juventusu. Trudno o lepszy moment na pobudkę jeśli nie przed najważniejszym spotkaniem tej jesieni.
O tym, że Juventus ma wielki potencjał wiedzą wszyscy. Chyba każdy kto obserwuje zmagania Serie A dostrzega minimalizm Bianconerich. Granie ligi na pół gwizdka to igranie z ogniem. O ile porażka z Milanem może być po części rozgrzeszona przez błędy sędziowskie to klęska z niemrawym Interem i szok w Genoi nie można usprawiedliwiać. Do miana killera trzeba dołożyć konsekwencje, wyrafinowanie nie tylko od święta i pełną koncentrację. A z tym bywało różnie. Juventus ma wiele twarzy. Zmiana systemu gry z meczu na mecz, w trakcie meczu, lecz najczęstszym obliczem jakie widzimy w ostatnich tygodniach jest skąpa oszczędność. Być może szukam dziury w całym, a gra Juve z kilkoma wyjątkami nie zasługuje na krytykę. Lecz w kontekście sobotniego starcia z Romą nie chce widzieć Rzymian z zaledwie jedno punktową stratą. Oby Juve, głodne i pobudzone wyciągnęło wnioski i nie czekało do marca na fajerwerki bo Liga Mistrzów to nie jedyny wyznacznik udanego sezonu a scudetto nikt Starej Damie bez walki nie odda, niezależnie od jej powabu i klasy.




Fino alla fine, Forza Juve