Bienvenido El
General! Pierwsze zimowe „wzmocnienie” Juve stało się
faktem. Po najmniejszej linii oporu i bez eksperymentów, zgodnie z
medialnymi zapowiedziami, nowym graczem Starej Damy został pozyskany
z Genoi- Tomas Rincon. Deal w stylu Marotty- 2 mln euro z przymusową
opcją wykupu pod koniec sezonu, łącznie transfer zamknie się w 8
mln. Ruch przemyślany, szybki i co bardzo lubi nasz Mistrz
ceremonii- tani. Wielokrotnie, okazje transferowe okazywały się
strzałem w dziesiątkę Starej Damy. Wiele przesłanek wskazuje, że
i tym razem Marotta błysnął zmysłem transferowym.
Wśród
fanów Juve trudno odnaleźć choćby skrawki radości z pozyskania
nowego zawodnika. Dominujące przeświadczenie o przeciętnych
umiejętnościach, braku odpowiedniej jakości i dość zaawansowany
wiek wypływają z mediów społecznościowych. Przeciętny kibic ma
wybredną naturę, oczekuje zawsze pełnego dania, a sama przystawka
nawet w pewnym stopniu nie zaspokaja jego apetytu. Z nowym nabytkiem
Juve jest jak z owocami morza, nie wypada nie mieć zdania w temacie,
nawet jeśli stosunek wiedzy do praktyki ma paradygmat Lady Punk.
Eksperci
widzą w Wenezuelczyku nowego Edgara Davidsa. Rasowego „dzika”
który będzie wkładał nogi bez kalkulacji, przemierzał boisko jak
swoje włości i nie pęknie przed żadnym stranierim.
Wpisując się w piękny nurt facetów od czarnej roboty jak: Conte,
Tacchinardi, wspominany Davids lub legendarny Luis Monti. Oglądając
kilkakrotnie Rincona w barwach HSV nigdy nie dostrzegłem zawodnika
aspirującego swą grą do topowego klubu. Udane występy w drużynie
Ivana Juricia zaowocowały zainteresowaniem największych klubów
Serie A. Juve w walce o Wenezuelczyka pokonało Romę oraz Inter.
Wzmożone zainteresowanie słabym graczem? Jeśli od fastfooda
oczekuje się wartości odżywczych to jak najbardziej tak. Ale trzeźwo
stąpający po ziemi kibice wiedzą dlaczego Marotta sięgnął po
waleczne serce z Wenezueli.
„Generał”
dzielnie potwierdza swój pseudonim podczas boiskowych manewrów.
Zawzięty niczym Strażnik Teksasu, waleczny jak bohater filmu
Braveheart, z płucami maratończyka. Gdyby poprzestać na
samych superlatywach, można by uznać nowego bianconero za
niedocenionego Leona Zawodowca. Problemem Rincona jest jedno
wymiarowość. Choć Tuttosport
przedstawia Wenezuelczyka jako „piłkarza kompletnego” z
łatwością łączącego grę ofensywną z zadaniami w defensywnie.
W praktyce, Rincon jawi się jako klasyczny destruktor,
wyzbyty polotu w ofensywie, świetnie przestrzegający dyscyplinę
taktyczną i nieźle pełniące rolę tempomatu. Raz od czasu
prostopadła piłka bądź dynamiczny rajd to za mało by postrzegać
„Generała” za opcję ofensywną. Od kilkuletniego Forda Focusa
nie można oczekiwać osiągnięć na poziomie Ferrari Enzo. Tak i
Rincon prochu nie odkryje, nie stanie się pierwszoplanową postacią
drugiej linii Starej Damy. Lecz zrobi to czego brakowało w
przegranych bitwach tego sezonu, gdy pomoc Juve wyglądała jak
dzieci we mgle, a więc solidnego wsparcia dla linii obrony i
bezkompromisowej walki o środek pola.
Koleje
„za” w przypadku transferu Rincona to przywrócenie Claudio
Marchisio do poprzedniej roli, gdy na J-Stadium występował
Andrea Pirlo. Rola pełnoetatowego registy byłaby równie
podobną pomyłką co obsadzenie Timothy
Daltona jako Jamesa
Bonda. Osobiście nie dostrzegłem zmysłu do poważnego rozegrania
piłki i zdolności do stwarzania zagrożenia pod bramką rywali. A
wypychanie do przodu idealnego pomostu między obroną, a pomocą
byłoby zbyt ekstrawaganckim posunięciem. Kadra Juve od pewnego
czasu potrzebowała rasowego pomocnika o defensywnych inklinacjach.
Posuchę w nieudanych próbach łatania dziury przerwał wychowanek
Genoi. Po co więc sięgać
po byłego piłkarza Hamburga skoro Allegri odkurzył Sturaro? Po
pierwsze, Puchar Narodów Afryki osłabia drugą linię, po drugie
Wenezuelczyk to inne oblicze defensywnego pomocnika. Skuteczniejszy
plaster od reprezentanta Włoch, gwarantujący większy spokój i co
ważne- lepszą regularność.
Zimowe
mercato nie służy okazją transferowym. Nie służy również Beppe
Marottcie, lubującego wakacyjne tygodnie okna transferowego. Być
może transfer Rincona okaże się jedynym wzmocnieniem drugiej
linii. Zapowiadany od miesięcy Axel Witsel na dniach może trafić
do Chin, a do walki o Gagliardini`ego włączył się Inter.
Wprawdzie rozliczanie styczniowego mercato przed rozpoczęciem
zahacza o wróżenie z fusów lecz obrane cele transferowe jak
Kessie, N`Zonzi lub Dahoud wiążą się z sporym wydatkiem i
niechęcią pozbywania w trakcie sezonu ważnych graczy. Mając w
pamięci doświadczenia z końca sierpnia nie liczę na wiele po
styczniowych dniach ale i nie chce nadal obserwować Hernanesa w
biało-czarnych paskach.
Fino alla Fine
Forza Juve